[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wcale nie byłem nieprzytomny -powiedział nieco ochryple.- Udawałem, bo nie wiedziałem, kim jesteście.Zdołamyjakoś stąd wyjść? - A pewnie! - poderwał się Pawełek.- Nie wiem - odparł równocześnie Bartek z ponurą troską.- Rafał zawala schody.Janeczka popatrzyła na niego z niesmakiem i wyjrzała za drzwi.Rafał spojrzał nanią.- Bykiem mi choleryk przyłożył - powiedział z irytacją.- Więcej w tychwaszych obłąkaństwach udziału nie biorę.Co jest.? - Rusz się, pan Wolski musistąd wyjść - odparła sucho jego cioteczna siostra.- I trzeba mu pomóc, bo zdwojga złego lepiej w brzuch niż w głowę.- Będzie pan mógł się podnieść iporuszać nogami? - niepokoił się Bartek w piwnicy.- Niech ja kokluszu dostanę,Szwedka została w samochodzie! Ale może się pan podeprzeć na nas.Pan Wolskiostrożnie zaczął się podnosić.Rafał na schodach uczynił to samo.- Chybarzeczywiście musicie mnie podeprzeć - powiedział pan Wolski.- Nogi mam jeszczezdrętwiałe.Ale za chwilę mi przejdzie.To bardzo ważne, żeby się stądoddalić.- Wiemy - przerwała Janeczka.- Nie musi pan nic mówić.Wiemy, jakpana złapali i domyślamy się, dlaczego.A resztę możemy usłyszeć pózniej.Teschody są bardzo wąskie i będziekłopot.Pan Wolski popatrzył na nią jakoś dziwnie, wsparł się o ścianę i wzdłuż tejściany zaczął posuwać się w kierunku schodów.Z każdym krokiem sprawniejporuszał nogami.Na schody wszedł o własnych siłach, chociaż bardzo wolno,odpoczywając prawie na każdym stopniu.- Nie musi pan się wcale śpieszyć -powiedziała idąca przed nim Janeczka.- Nic się kompletnie tutaj nie dzieje i cibandyci nie wracają.Gdyby wracali, powie o tym pies.Pan Wolski dotarł wreszciedo pomieszczenia kawiarnianego.Bartek wyrwał ze stosu jedno z krzeseł ipodsunął mu.Pan Wolski usiadł bez protestu.Na drugim krześle usiadł Rafał ipomasował sobie żołądek.- No dobra, już mi przechodzi - powiedział, ciągle zgniewem.- Za kretyna robię, to przez was, jak Boga kocham.Do telefonupojechałem i w połowie drogi przypomniałem sobie, że nie mam numeru.No więcwróciłem.- I bardzo dobrze - pochwaliła Janeczka.- Pan Wolski powinien stąd odrazu odjechać.Pozamykaj te drzwi - zwróciła się surowo do Bartka.- Rób, cochcesz, ale musi zostać, jak było.Niech im się zdaje, że pan Wolski wyfrunąłprzez sufit.Rafał przestał wreszcie odczuwać dolegliwości żołądkowe i umysłzaczął mu działać.- Ale teraz już się nie zmieścimy - zauważył.- Pana trzeba odwiezć w pierwszej kolejności, chciałbym wiedzieć, kto zostaje? -Pawełek i Stefek - zadecydowała bez namysłu Janeczka, która za nic w świecie nieopuściłaby teraz pana Wolskiego.Był w złym stanie, mógł powiedzieć więcej, niżmiałby ochotę, i tej okazji nie zamierzała zmarnować.- I Chaber.Potem po nichprzyjedziesz.-Do pogotowia? - spytał Rafał, podnosząc się z krzesła.- Nie, dziękuję bardzo, do domu - odparł pan Wolski już prawie normalnym głosem.- Odwiedzi mnie znajomy lekarz, a poza tym nic mi nie jest.Owszem, zostałemogłuszony, ale na krótko.Brak przytomności musiałem symulować.- Ubawmieliśmy na dwadzieścia cztery fajerki, albo i lepiej - składał relację Pawełekpóznym wieczorem, jedząc wreszcie obiad, który rzeczywiście przeistoczył się wkolację.- Nawet nie trzeba było długo czekać, przyjechali w pół godziny poRafale i możliwe, że się z nimi gdzieś mijali.Chyba koło wpół do siódmej.Jakiśtrzeci był z nimi, w kapeluszu i z podniesionym kołnierzem, więc gęby niewidziałem.I nawet nie mogłem podesłać mu Chabra, żeby go obwąchał i zapamiętał,bo pusto było i pluskwę by zauważył, a nie tylko psa.Bałem się o niego.- Bardzo słusznie - wyraziła uznanie Janeczka.- Zakradłem się do środka drugimi drzwiami, Bartek mi zostawił wytrychy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]