[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rolan podrzucił łbem.- A chirra narobiłyby tylko większego bałaganu.Śnieg w zaspach, dopóki nie zamarzł, był zbyt sypki - dodał Kris, lekko się wymądrzając.- Tyle.- Co on jeszcze powiedział? - zapytała Talia, lekko zazdroszcząc Krisowi jego umiejętności myślrozmowy ze swym Towarzyszem.- Właśnie oświadczył mi, iż jest zaniepokojony naszą ciężką pracą, a potem wprost rozkazał nam jutro zrobić dzień odpoczynku.Można by pomyśleć, że jesteśmy uczniami.Talia potrząsnęła smętnie głową, bo bezspornie i Rolano­wi przypadł ten pomysł do gustu.Z myśli, która nadbiegła od niego, wyraźnie przebijał ton obawy, że oni się przepra­cowują.- Rolan jest tego samego zdania.Nie mam ochoty na spory, tak mi się wydaje.Och, Jasne Niebiosa, jakże jestem obolała! - Talia rozprostowała ręce i barki.- Trudno by­łoby nazwać to, co zrobiliśmy, odpoczynkiem, który nam nakazano.Kris jęknął, także naciągając swe znużone mięśnie.- Jestem chyba bardziej wyczerpany, niż kiedy przesta­liśmy kopać śnieg, a z pewnością bardziej obolały.- Mam zatem propozycję: masz ochotę na masaż?- A ty?- Och, Panie, jeszcze jak - westchnęła.- Ja wymasuję ciebie, a ty mnie.Zrzucaj odzienie, dziew­ko, nie przedrę się przez twe koszule i tuniki!- To tylko dwie rzeczy - sprzeciwiła się ze śmie­chem.- I do tego na lato.Chciałam wyprać wszystko!Jednak postąpiła zgodnie z jego życzeniem, kładąc się na kocach obok paleniska.Wydawało się, że Kris znajduje wszy­stkie obolałe miejsca na jej ciele i usuwa z nich ból swymi zwinnymi palcami.Uspokojona łagodnym dotykiem jego rąk, zapadła w pół sen, pół jawę.Obudziło ją łaskotanie w kark.- Teraz moja kolej - powiedział, kiedy leniwie obró­ciła do niego głowę.Westchnęła z zadowolenia i uklękła, naciągając na siebie wełnianą koszulę - czystą i nagrzaną ciepłem od kominka - a tymczasem Kris położył się na jej miejscu.Próbowała dokładnie powtarzać to, co on zrobił dla niej.Szukała mięśni, które były najbardziej napięte i najdotkliwiej bolały.Po nie­długim czasie doprowadziła do tego, że był tak samo ukojony i rozluźniony jak ona.Pławili się w cieple bijącym od ognia jak para zadowolonych kotów.- Zrobię wszystko, co zechcesz - wymamrotał szczę­śliwy Kris.- Wszystko, o ile nie poprosisz mnie, bym się poruszył, i tak długo, jak długo nie przestaniesz masować.Łagodnie masując jego barki, roześmiała się rozbawiona tonem jego głosu.- Dobrze, opowiedz mi o Dirku.- Obiecujesz, że nie przestaniesz?- Oczywiście.- Doskonale - mruknął zadowolony.- Bo to jest bardzo długa opowieść.Przede wszystkim muszę zacząć od jego dziadka.- No nie, przestań.- sprzeciwiła się, wyginając do góry brew.- Czy to naprawdę konieczne, czy też próbujesz przedłużyć masaż pleców?- Przysięgam, że to konieczne.Dawno dawno temu, kie­dy dziadek Dirka zakładał swoje gospodarstwo, mieszkał tuż obok Granicy.Był bardzo ambitny i każdego roku odrobinę powiększał należące do niego ziemie.Zaprzestał dopiero wte­dy, gdy miał jej już tyle, ile - jak się można spodziewać - jeden człowiek jest w stanie obrobić, mając skromną liczbę rąk do pomocy.Do tego czasu on i jemu podobni przesunęli Granicę, a więc gdy jego dom stał się bezpiecz­niejszym miejscem do zamieszkania, ożenił się.- To logiczne, skoro miał przynajmniej jednego potom­ka, który został ojcem Dirka.- Cicho bądź, dziewko.Urodziła im się tylko dziew­czynka, lecz nie troskał się o to, że będzie musiał przekazać jej gospodarstwo.Spodziewał się, iż znajdzie ona w odpo­wiedniej chwili męża dla siebie, i ziemia zostanie w rodzime.Jednakże bogowie mieli co innego na myśli.- Czyż nie jest tak zawsze?- Po pierwsze, okazało się, że ich córka ma potężny Dar Uzdrawiania.Tyleż nieoczekiwany, co przyjęty z ra­dością, gdyż trudno jest skłonić Uzdrowicieli, by stacjono­wali tak blisko Granicy.Zawsze czeka ich tam więcej pracy, niż zdolni są temu podołać, chyba że niedaleko znajduje się Świątynia, a wiesz jacy są Uzdrowiciele - raczej złożą swe życie w ofierze, niż pozwolą, by coś zostało zrobione tylko w połowie.Tak się składa, że Uzdrowiciele urodzeni opodal Granicy zawsze poczuwają się w obowiązku służyć tam, gdzie przyszli na świat, tak więc jedynie kaprys losu mógłby dziewczynkę rzucić w inne miejsce.Jej dumny i szczęśliwy ojciec wysłał ją do Kolegium Uzdrowicieli na naukę i gdy upłynął przepisowy czas, wróciła odziana w Zieleń.Jak dotąd wszystko rozwijało się zgodnie z ocze­kiwaniami, choć to, że córka została Uzdrowicielką, oka­zało się niejaką przeszkodą w planach ojca.Wydawało się, że zalotnicy z tej okolicy będą ociągać się z zalotami do osoby, która nigdy, ze względu na swój Dar, nie będzie mogła poświęcić swej uwagi całkowicie tylko jednemu człowiekowi.A tacy są, pomimo to, co ci o nich mówiłem, Uzdrowiciele - najważniejsze dla nich jest Uzdrawianie, wszystko inne ma pośledniejsze znaczenie.- Tak jak Heroldowie albo kapłani.- Celna uwaga.Tak czy siak, nawet pokaźne wiano nie mogło sprawić, by którykolwiek z sąsiadujących farmerów lub też ich synów zechciał zasiąść przy godowym stole.Sta­rzec z rozpaczą myślał o tym, czy jego w pocie czoła wy­walczone ziemie pozostaną w rodzinie.Nagle ponownie na­stąpił nieoczekiwany zwrot.Pewnej nocy, późną jesienią, rozpętała się straszliwa burza.- Przejadły mi się już burze.- Sza, ta była jak najbardziej pożądana.Prawdę mówiąc, to była najgorsza jesienna zawierucha, jaką kiedykolwiek wi­dziano w tej części Królestwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl