[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nick pokazała nam dokładnie miejsce wypadku, a Poirot poważnie kiwał głową.— Ile jest sposobów dostania się do tego ogrodu? — spytał wreszcie.— Wejście główne to brama, tuż koło domku Australijczyków.Potem jest wejście boczne, po prostu furtka w murze, mniej więcej w połowie tej ścieżki.I jeszcze jedno wejście niedaleko stąd, zaraz koło skraju skały.Tędy wychodzi się na dość zygzakowatą ścieżkę, która prowadzi od plaży prosto do hotelu Majestic.Tamtędy właśnie szłam dzisiaj rano.No i oczywiście jest jeszcze dziura w żywopłocie, która prowadzi do ogrodu hotelowego.Przejście przez ogród Majesticu jest zresztą najkrótszą drogą do miasta.— A ogrodnik pani, w której części ogrodu najczęściej pracuje?— Cóż, przeważnie majstruje coś w ogródku warzywnym albo przesiaduje w altanie i udaje, że ostrzy narzędzia ogrodnicze.— To znaczy, że zwykle znajduje się po tamtej stronie domu? Tak, że gdyby ktoś zamierzał zakraść się tu i obluzować wielki głaz, to mógłby go na dobrą sprawę nikt nie zauważyć?Nick wzdrygnęła się nagle.— Czy tak… czy tak pan sobie to wyobraża? — spytała.— Jakoś nie mogę w to uwierzyć.To wydaje się takie absurdalne!Poirot znów wyjął z kieszeni kulę rewolwerową i spojrzał na nią.— A to, czy to też wydaje się pani absurdalne?— To chyba musi być robota jakiegoś wariata.— Niewykluczone.Jest to zresztą ulubiony temat kawiarniany.Zagadnienie, czy wszyscy przestępcy są chorzy umysłowo, czy też tylko niektórzy! Być może, że ich szare komórki są zdegenerowane.Nie wykluczam tej możliwości.Ale to jest sprawa lekarzy.Ja mam przed sobą inne zadanie.Ja muszę myśleć o przyszłych ofiarach, a nie o przestępcy.Ja w tej chwili myślę wyłącznie o pani, a nie o pani nieznanym wrogu.Pani jest młoda i piękna, słońce świeci, świat jest Wspaniały! Przed panią całe życie.O tym myślę, tylko i wyłącznie o tym, mademoiselle! Ale niech mi pani powie: ci pani przyjaciele, pani Rice i pan Lazarus, od kiedy tutaj przebywają?— Freddie przyjechała do Kornwalii w środę.Zatrzymała się na dwa dni u jakichś swoich przyjaciół w Tavistock.Do St.Loo przyjechała wczoraj.Jim jeździł swoim samochodem po okolicy, o ile się orientuję.— A kapitan Challenger?— Mieszka w Devonport.Przyjeżdża samochodem, kiedy tylko może.Przeważnie na weekendy.Poirot skinął głową.Wracaliśmy powoli do domu.Przez chwilę panowała cisza.Nagle Poirot zapytał:— Czy ma pani jakąś zaufaną przyjaciółkę?— Mam.Freddie.— A poza panią Rice?— Bo ja wiem.Chyba mam.A dlaczego pan pyta?— Ponieważ chciałbym, żeby z panią tutaj ktoś zamieszkał, i to natychmiast.— O!Nick była zaskoczona.Przez chwilę szła w zamyśleniu.— Jest jeszcze Madzia — powiedziała niepewnym głosem.— Przypuszczam, że udałoby mi się ją ściągnąć.— A kto to taki?— To jedna z moich kuzynek z Yorkshire.Mam ich tam całą gromadę.Ich ojciec jest pastorem, pan rozumie? Madzia jest mniej więcej w moim wieku.Zwykle zapraszam ją na kilka tygodni w lecie.To dosyć nudna dziewczyna, ale bardzo porządna.Niepozorna, ale ma ten kolor włosów, który teraz akurat przypadkowo stał się modny.Miałam nadzieję, że wykręcę się w tym roku od jej wizyty.— Wprost przeciwnie.Pani kuzynka, mademoiselle, będzie znakomitą opiekunką dla pani.Właśnie kogoś takiego miałem na myśli.— No, dobrze! — westchnęła Nick.— Wyślę do niej depeszę.Zresztą w tej chwili już wszyscy się porozjeżdżali na wakacje.Ale jeżeli Madzia nie zobowiązała się wystąpić akurat w chórze kościelnym lub zorganizować Dnia Matki, to na pewno od razu przyjedzie.Chociaż czego się pan właściwie po niej spodziewa?— Czy mogłaby spać z panią w jednym pokoju?— Oczywiście!— Nie zdziwi się?— Madzia się niczemu nie dziwi.Ona robi wszystko bardzo serio.Zna pan ten typ? Ma anielską cierpliwość, jest wierząca, łagodna.No cóż, zadepeszuję, żeby przyjechała w poniedziałek.— Dlaczego nie jutro?— W niedzielę? Gdybym tego od niej zażądała, pomyślałaby, że jestem umierająca.Nie, niech przyjedzie w poniedziałek.Czy pan powie jej o mieczu Damoklesa, który nade mną wisi?— Widzę, że pani wciąż jeszcze sobie żartuje.Ale dobrze, że jest pani osobą odważną.— Mam w każdym razie rozrywkę, musi pan przyznać.Coś uderzyło mnie w jej tonie i spojrzałem na nią z zainteresowaniem.Miałem wrażenie, że czegoś nie dopowiedziała.Wróciliśmy do salonu.Poirot przeglądał znowu gazetę leżącą na kanapie.— Czy pani to czyta, mademoiselle?— „Herald St.Loo”? Nie, raczej tylko przeglądam.Chciałam zobaczyć, jakie są pory przypływu i odpływu.Podają je raz na tydzień.— Aha.Ale mówiąc nawiasem, mademoiselle, czy pani spisała testament?— Owszem.Jakieś pół roku temu.Tuż przed operacją.— Operacją?— Nic ważnego.Wycięli mi ślepą kiszkę.Ktoś mi powiedział, że powinnam spisać testament
[ Pobierz całość w formacie PDF ]