[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W uchu miał kolczyk, na głowiezaś czapkę typową dla Traków.Poza tym śmierdział uryną i potem.Idący niemalże go zdeptali.Nie spał - patrzył w przestrzeń niewidzącymwzrokiem.Kalchas spojrzał na niego z głęboką pogardą.- Scyta.Odrażające z nich istoty.Szpetne, cuchnące, barbarzyńskie.Nikt nie zna ich języka.Nie nadają się nawet na niewolników.- Myślałem, że są niebezpieczni.- Kineasz patrzył na pijaczynę z za-ciekawieniem.Sądził, że w Olbii spotka wielu Scytów, którzy są urodzo-nymi jezdzcami i groznymi przeciwnikami.Ten tutaj nie wyglądał na wo-jownika.48- W żadnym wypadku.Mają słabe głowy.Nie umieją mówić ani na-wet chodzić.To właściwie nie są ludzie.Nie widziałem jeszcze trzezwegoScyty.Kalchas ruszył dalej.Kineasz niezbyt chętnie uczynił to samo.Chciałlepiej przyjrzeć się leżącemu, lecz jego towarzysz nie miał na to ochoty.Odwrócił się jeszcze na moment i zobaczył, że pijany Scyta chwiejnie pró-buje stanąć na nogach, po czym znowu zwala się na ziemię.Obydwaj stra-cili go z oczu, gdy skręcili za rogiem.Na sympozjonie Kineasz sporo usłyszał o Scytach, bo jako najważniej-szy z gości to on wybierał temat rozmowy.Wino lało się strumieniami,zagryzane rybami przyrządzonymi na różne sposoby.Zjawiły się równieżzawsze obecne na takich imprezach fletnistki.Starsi mężczyzni zaczęlirozmawiać, zsunąwszy swoje sofy, tak by młodsi mogli swobodnie wdaćsię w igraszki z fletnistkami.Patrząc na czarnooką dziewczynę, Kineaszpomyślał z melancholią, że osiągnął już wiek, w którym się rozmawia.Przysunął więc swoją sofę do innych, a gdy go spytano, o czym chce po-gawędzić, poprosił, by powiedziano mu jak najwięcej o Scytach z północ-nych równin.Isoldes wziął od niewolnika dzban wina i spojrzał na Kineasza.- Ale nie chcesz chyba, jak Scyci, pić wina niezmieszanego z wodą?Młodsi mężczyzni krzykiem wyrazili swój entuzjazm, lecz starsi nie dalisię przekonać i wino rozcieńczono w normalnych proporcjach: dwie miarkiwody na jedną wina.Kiedy Kalchas mieszał wino, Isoldes rzekł zamyślony:- Oczywiście to barbarzyńcy.Bardzo wytrzymali, żyją właściwie naswoich koniach.Herodot wiele o nich mówi.Mam w domu egzemplarzjego Dziejów, jeśli chciałbyś go sobie poczytać.- Z przyjemnością - odparł Kineasz.- W dzieciństwie czytaliśmy He-rodota, ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że kiedyś znajdę się tutaj.- Oni niczego się nie boją - ciągnął Isokles.- Twierdzą, że są jedynymwolnym ludem na ziemi, a wszyscy inni to niewolnicy.Kalchas prychnął pogardliwie.49- Tak jakby ktoś mógł nas wziąć za niewolników.Isokles, jako jeden z niewielu tam obecnych, mógł narazić się Kalcha-sowi.Wzruszył ramionami i odparł:- Możesz kpić, jeśli chcesz.- I ponownie zwrócił się do Kineasza: -Anarchizes.Słyszałeś może to imię?Kineasz poczuł się, jakby znowu był w szkole: siedział w cieniu drzewai odpowiadał z zadanych lektur.- Przyjaciel Solona - powiedział.- Filozof.- Scytyjski filozof.- Odezwał się Filokles z drugiego końca sali.-Równy gość jak na mieszkańca równin przystało.%7łart skwitowano szemrzącym śmiechem.- Ten właśnie - Isokles przytaknął Filoklesowi.- Oświadczył Solono-wi, że Ateńczycy są niewolnikami własnego miasta, niewolnikami murówAkropolu.- Nonsens - rzekł Kalchas, który zaczął już rozdawać kielichy z winemrozmówcom siedzącym na sofach.- %7ładen to nonsens, jeśli mogę jeszcze wtrącić trzy grosze - powie-dział długowłosy Filokles, półleżąc oparty na łokciach.- On tylko utrzy-mywał, że Grecy są niewolnikami swojego pojęcia bezpieczeństwa.Twier-dził, że nasza nieustanna potrzeba chronienia się przed zagrożeniami po-zbawia nas wolności, o której tak bardzo lubimy gadać.- Dobrze powiedziane - znowu przytaknął mu Isokles.Kalchas gwałtownie pokręcił głową.- Brednie.Najczystsze brednie.Niewolnikom nie wolno nawet nosićbroni.Nie mają zresztą czego bronić, a i bronić niczego nie potrafią.Filokles przywołał gestem niewolnika w średnim wieku, który roznosiłwino.- Ty tam - zwrócił się doń.- Ile masz oszczędności?Niewolnik zamarł.- Odpowiedz mu - rzekł Isokles z uśmiechem.Kineasz uświadomił sobie, że Isokles nie tylko miewa odwagę drażnićKalchasa - on się wręcz w tym lubuje.Niewolnik spuścił wzrok.50- Nie wiem dokładnie.Może sto sówek?Filokles machnął ręką lekceważąco.- Otóż to.Ja wszystko, co miałem, straciłem na rzecz Posejdona.Nieposiadam ani jednej sówki, a ten tutaj kielich wina, którym uraczył mnienasz wspaniały gospodarz, stanie się, gdy go wychylę, sumą wszystkichmych skarbów na tym świecie.- Wypił wino.- Od teraz przez chwilę będębogaty.Nie mam stu srebrnych sówek.Sto sówek ma ten niewolnik.Czymogę mu je zabrać?- Nie.- Kalchas zazgrzytał zębami.Jako właściciel niewolnika, prze-chowywał zapewne wszystko, co ten człowiek posiadał.Filokles uniósł opróżniony kielich.- Nie.W rzeczy samej, nie pozwoliłbyś mi, bym mu zabrał pieniądze.Wychodzi więc na to, że ten niewolnik ma jakąś własność i może jej bro-nić.To samo Anarchizes powiedziałby o nas.Powiedziałby, że jesteśmyniewolnikami posiadania własności.Isokles przyklasnął mu z lekką ironią.- Powinieneś zostać prawnikiem.Filokles, najwyrazniej odporny na kpiny, odparł:- Ależ ja nim byłem.- A na czym polega wolność Scytów? - zapytał Kineasz, sącząc wino.Isokles otarł usta.- Konie i bezkresne równiny.Stepy.Oni nie tyle bronią swojego tery-torium, ile się po nim przemieszczają.Gdy Wielki Król próbował ich pod-bić, niemalże rozpłynęli mu się w oczach.Nie stanęli do bitwy.Niczegonie bronili, bo nie mieli nic do bronienia.I w końcu to on poniósł sromotnąklęskę.Kineasz uniósł kielich.- Tyle pamiętam z Herodota.- Pomieszał wino w kielichu, zamyślony.- Ale ten człowiek na ulicy, którego dzisiaj widziałem.- urwał.- Ataelus - podpowiedział Isokles.- Pijany Scyta? Ma na imię Ataelus.- On wręcz ociekał złotem.Mają więc coś do obrony.51Rozmowa zrobiła się potem mniej ciekawa, bo kupcy zaczęli się spieraćo zródła scytyjskiego złota.Po następnej kolejce wina przerzucili się nadyskusję o tym, czy opowieść o Argonautach jest prawdziwa, czy możejednak zmyślona.Większość obecnych twierdziła uparcie, że złote runoistniało naprawdę, a zatem w którejś z rzek wpływających do Morza Czar-nego można zapewne znalezć złoto.Filokles utrzymywał, że ta historiastanowi jedynie alegorię, której przedmiotem jest zboże.Nikt go nie słu-chał.Nikt też nie powiedział Kineaszowi nic rzeczowego o Scytach.Wychy-lił cztery kielichy rozcieńczonego wina, poczuł, że ma kłopoty z równowa-gą i wymówił się od następnej dolewki.- Kiedyś nie byłeś taki zniewieściały, jak idzie o wino - roześmiał sięKalchas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]