[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była wciąż bardzo zmysłowa.Wziął głęboki oddech. Wie pani, że Valerie była w ciąży, gdy zniknęła? Pani Taylor szeroko otwo-rzyła oczy. Nieprawda! Jestem jej matką, rozumie pan? Ktokolwiek to panu powie-dział, jest nędznym kłamcą.Ton jej głosu zaostrzył się i stał się bardziej pospolity.Z trudem opanowa-ła płacz, a Morse zamyślił się: mąż daleko, długie, samotne dni i córka jedyniew porze obiadowej i na dodatek ucząca się w ostatniej klasie.Nie chciał za-dawać następnego pytania.Było jeszcze bardziej osobiste.To uderzyło go, gdypo raz pierwszy wziął do ręki Dodatek Ilustrowany : karty gratulacyjne z oka-zji osiemnastej rocznicy ślubu.Valerie miała wówczas dwadzieścia lat.Głębokowciągnął powietrze. Valerie jest dzieckiem pani męża?Pytanie trafiło w sedno.Pani Taylor odwróciła wzrok. Nie.Urodziłam ją, zanim poznałam George a. Rozumiem powiedział dyskretnie Morse.W drzwiach odwróciła się. Zamierza pan rozmawiać z moim mężem?Morse skinął głową. To nie moja sprawa, o co będzie go pan pytał, ale.proszę niech pannic o tym nie wspomina.o co mnie pan przed chwilą zapytał.Był dla niej jakojciec, choć miał do mnie żal, gdyśmy się pobrali.Rozumie pan.nie mamyinnych dzieci.To go zawsze bolało i nie chciałabym rozdrapywać starych ran.Jest dla mnie dobry.Zawsze był taki.Wymawiała słowa nadzwyczaj ciepło i Morse dostrzegł w jej twarzy śladydawnej piękności.Usłyszał swoje przyrzeczenie, że nie będzie poruszał z mę-żem pani Taylor tego tematu.Wciąż nie dawało mu spokoju pytanie, kto jest oj-65cem Valerie i czy ta informacja mogłaby okazać się pożyteczna dla sprawy.Podwarunkiem, że ktoś to w ogóle wiedział, nie wyłączając matki Valerie.Wycho-dząc z domu, Morse zastanawiał się nad czymś jeszcze.Dostrzegł coś dziwnegow zachowaniu pani Taylor.Jej zdenerwowanie przekraczało nieznacznie naturalnąnerwowość, z jaką zwykle przyjmuje się nieznajomego, choćby był policjantem.Było to coś więcej niż wyraz twarzy sekretarki, która z zakłopotaniem schowa-ła osobisty drobiazg, gdy inspektor wszedł do jej pokoju.Czy podczas rozmowyz panią Taylor ktoś był w mieszkaniu? Pomyślał, że tak.W jednej chwili obróciłsię na pięcie i spojrzał na dom, który przed minutą opuścił.Dostrzegł niewyraznąsylwetkę w oknie na pierwszym piętrze.Tajemnicza osoba pospiesznie opuściłazasłonę i usunęła się w głąb pokoju.Zasłona znieruchomiała i wszelki ślad życiaprzepadł.Na ligustrowym żywopłocie usiadł bielinek kapustnik.Za chwilę takżei on przepadł w ciemnościach.Rozdział 12Nawet wieko kubła do śmieci podnosi sięautomatycznie i mógłbyś wrzucić ciało na oczachwszystkich.(D.J.Enright, No Offence: Berlin )Jadąc wzdłuż Woodstock Road do Oxfordu, Morse pomyślał, że choć niejed-no widział już w życiu, nie był jeszcze na wysypisku śmieci.Gdy wjechał naWalton Street i zwolnił, aby przecisnąć się przez wąskie uliczki, które prowadzi-ły do Jerycho, był pewny kierunku.Minął Aristotle Lane, skręcił w Walton WellRoad i przejechał po garbatym moście nad kanałem.Przed otwartą bramą zatrzy-mał lancię i dostrzegł napis: Nieupoważnionym pojazdom zakazuje się wjazdu.Naruszenie zakazu spowoduje sankcje prawne.U dołu widniał podpis urzędni-ka o groznie brzmiącym tytule: Naczelnik i Szeryf Portu Meadow.Morse, po-nieważ uznał siebie za uprawnionego, postanowił wjechać, choć w głębi duszymiał nadzieję, że ktoś go zatrzyma.Nikt jednak się nie pojawił i Morse powo-li jechał po betonowym trakcie.Z prawej strony miał wąski pas drzew, a z lewejotwarte przestrzenie Portu Meadow.Zanim dotarł do miejsca, gdzie wysoka drew-niana brama blokowała dalszą jazdę, zmuszony był dwukrotnie zjechać na trawęi ustąpić jadącym z przeciwka ciężarówkom.Zostawił samochód przed bramąi poszedł pieszo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]