[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, gubernator miał na głowie ważniejsze rzeczy niż nauczenie się języka na tyle, by pomniejsze wiadomości – jak na przykład „tajne komunikaty” – mógł czytać ktoś inny niż technik komunikacyjny.Na przykład sam gubernator.Jin znów pokręcił głową.Czy to możliwe, że Imperium jest do tego stopnia pozbawione dobrego materiału genetycznego, że musiało przysłać tutaj tego.tego.idiotę na gubernatora? Nie.Nie, odpowiedział sam sobie.Imperium nie może być aż tak pozbawione utalentowanych ludzi.Nie, to był genialny plan imperialnej biurokracji.Trafił im się ktoś tak głupi, tak oszałamiająco niekompetentny, że jedynym wyjściem było wysłanie go w takie miejsce, gdzie nawet on nie mógł zrobić niczego złego.Jin wziął głęboki oddech i wyrzucił z myśli gubernatora głupotę kogoś, kto wysłał go na Marduka.Pomogło; otwierając wiadomość, poczuł się trochę lepiej.Potem przeczytał kilka pierwszych słów.i zamknął oczy.Na krótką chwilę powrócił do niego zapamiętany odór rozkładu i Jin niemal stracił głowę.Wiedział – po prostu wiedział że gdyby ktoś go w tym momencie zobaczył, jego życie nie byłoby warte nawet kropli mardukańskiej deszczówki.Wiedział, musi się opanować, że od tego zależy znacznie więcej niż tylko jego życie, ale przez chwilę jedyne, co mógł zrobić, to powstrzymać się od płaczu.Chciało mu się płakać.Krzyczeć.Chciał krzyczeć z radości i zgrozy, by oznajmić światu nadejście chwili, o której marzył godzinami, wpatrując się w spód piętrowego łóżka nad nim.Chociaż, przyznał w myślach, w marzeniach nie brał pod uwagę możliwości, że kiedy ten moment nadejdzie, będzie miał ochotę zwymiotować.Miał poważny problem.Był na niego przygotowany, ale problem pozostawał problemem.Od chwili powrotu z przerwanej „misji ratunkowej” Jin powoli i ostrożnie wszedł w rolę odbiorcy większości komunikatów.Nikt nie chciał podjąć się tego zadania – nie dość, że wymagało łażenia w upale po całym porcie, to jeszcze rzadko kiedy wiadomości miały dla ludzi jakieś znaczenie.Zazwyczaj dotyczyły politycznych posunięć w wojnach między satrapiami, a jaki to może mieć wpływ na sprawy portu? Inni satrapowie także wysyłali wiadomości, i te Jin również zwykle odbierał.Tej jednej gubernator nie mógł jednak w żadnym wypadku zobaczyć.a przecież cały ten system zbudował właśnie po to, by do niego dotarła.I dotarłaby, gdyby Temu Jin na to pozwolił.Na jego nieszczęście gubernator nie był zupełnym idiotą.Każdą wiadomość od miejscowych kontaktów kazał tłumaczyć dwóm osobom, więc na pewno dowiedziałby się, że Jin odebrał tę informację.To oznaczało, że kartka z wieściami nie może po prostu zniknąć.Jej miejsce musi zająć inna.Jin sięgnął pod bluzę i wyjął małą paczuszkę, a potem przejrzał upchnięte w niej wiadomości, aż znalazł taką, która mu się podobała.Przeczytał ją jeszcze raz i uśmiechnął się.Wygląda na to, że barbarzyńscy Shinowie rozważają sprzymierzenie się z Wio w zamian za zaprzestanie przez nich łupieskich wypraw.Była to zupełna bzdura, ale ponieważ ta informacja pochodziła od satrapy Im Enensu, gdyby okazało się, że jest nieprawdziwa, wszyscy po prostu uznaliby, że satrapa Im Enensu albo szef jego wywiadu nie potrafią znaleźć wszystkimi czterema rękami własnego tyłka.Ktoś mógłby zauważyć, że sygnał o nadejściu wiadomości oznaczał Kirsti, a nie Im Enensu, ale było to mało prawdopodobne.Temu Jin był wyznaczony do odbierania również sygnałów.zgodnych z planem.Głos w jego głowie brzmiał tak, jakby słyszał go dopiero wczoraj: „Planuj! Porządne planowanie pozwala pobić przeciwnika! Miej plan na każdą ewentualność.I bądź gotów na moment, kiedy twój plan zawiedzie!”Włożył nową wiadomość do torby i zamknął ją, a oryginał schował do kieszeni.Przeanalizuje go dokładnie później.Lektura zapowiada się interesująco.Spojrzał na wiecznie zachmurzone mardukańskie niebo, wciągnął głęboko do płuc powietrze i uśmiechnął się, kiedy spadły pierwsze krople deszczu.– Jaki piękny parszywy dzień!ROZDZIAŁ PIĘTNASTYDenat podniósł swój kiepsko wypalony gliniany kubek i zgarbił się.Zaczął padać drobny deszcz, tak więc kupcy i klientela portowego bazaru pochowali się pod zadaszeniami.Denatowi osobiście mżawka sprawiała przyjemność, a siedzenie na otwartym powietrzu wzmagało tylko wrażenie, że jest prymitywnym barbarzyńcą, za głupim, żeby schować się przed deszczem.Cywilizowany mieszkaniec miasta na pewno nie przejmowałby się, że ktoś taki go podsłucha – przecież i tak na pewno nie rozumie cywilizowanego języka!Ale Denat rozumiał dość, by podsłuchiwać, i nawet ze swojego miejsca słyszał różne rozmowy toczone pod zadaszeniami.Skrzywił się, popijając cienkie, kwaśne wino – dokładnie takie, jakie każdy miejski oberżysta podałby głupiemu barbarzyńcy – i posortował w myślach usłyszane rozmowy.Kiedy mieszkał wśród swojego ludu, jego wrodzony talent szpiegowski i łatwość uczenia się języków pozostawały niezauważone.Wszyscy wiedzieli, że jest doświadczonym i dobrym myśliwym, który woli polować znacznie niebezpieczniejszą nocą niż za dnia.Jeszcze przed przybyciem marines często zbierał w Q’Nkok informacje, co było jednym z powodów, dla których Cord zabrał go ze sobą, towarzysząc ludziom do owego miasta.Nikt jednak nigdy nie traktował go poważnie jako szpiega.Początkowo wszyscy zakładali, że on i inni wojownicy wrócą do wioski, kiedy Cord i ludzcy towarzysze jego asi opuszczą Q’Nkok i ruszą w niebezpieczną, prawdopodobnie samobójczą, podróż dookoła planety.A jednak Denat i kilku innych zostali, chociażby po to, by móc grać w karty z Poerteną.Wyprawa, tak znacząco zmieniła księcia, na Denata miała niemal taki sam wpływ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl