[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Goryl nie chce ludzie przychodzą.- Ludzie nie skrzywdzą goryli - zapewnił ją Peter.Amy rzuciła mu smutne spojrzenie i potrząsnęła głową, jakby ubolewała nad jego niewiedzą.Kilka dni później potwierdziły się jej przewidywania.Goryle nie miały powodów do obaw.Ostrzegały ludzi przed czymś zupełnie innym.Dotarli właśnie do połowy niewielkiej polany, gdy z zarośli wynurzył się wielki samiec o grzbiecie pokrytym srebrzystą sierścią.Warknął ponuro.Elliot szedł na czele pochodu, ponieważ Munro został odwołany przez jednego z tragarzy.Na skraju lasu ukazało się sześć innych małp.Ciemne sylwetki wyraźnie rysowały się na tle zieleni.Kilka samic przechyliło głowy i ściągnęło wargi, co było oznaką niezadowolenia.Przywódca stada warknął ponownie.Wyglądał imponująco.Miał ponad dwa metry wzrostu, masywną głowę i potężny korpus.Ważył co najmniej sto osiemdziesiąt kilogramów.Peter pojął nagle, dlaczego pierwsi badacze określali goryle mianem „włochatych ludzi”.Zwierzę istotnie przypominało ogromnego człowieka.Za plecami usłyszał szept Karen.- Co teraz?- Trzymaj się blisko mnie - odparł.- Nie rób żadnych gwałtownych ruchów.Samiec opadł na cztery łapy, po czym wydał krótkie pohukiwanie.Dźwięk przybierał na sile.Goryl wyrwał garść darni i stanął wyprostowany.Z głośnym okrzykiem wyrzucił trawę w powietrze.Płasko ułożonymi dłońmi zabębnił w klatkę piersiową.- Och, nie.-jęknęła Karen.Bębnienie trwało zaledwie pięć sekund.Zwierzę ponownie stanęło na czworakach, po czym zaczęło biegać wzdłuż zarośli, szarpiąc trawę i robiąc przy tym wiele hałasu.Po chwili znów zaczęło pohukiwać.Elliot nie ruszył się z miejsca.Przez cały czas czuł na sobie uważne spojrzenie samca.Goryl zerwał się na nogi, kilkakrotnie uderzył dłońmi w pierś i wydał wściekły okrzyk.Potem zaatakował.Z głośnym rykiem rzucił się w stronę Elliota.Karen wydała jęk przerażenia.Peter z trudem powstrzymywał się od ucieczki.Instynkt samozachowawczy skłaniał go do natychmiastowego wycofania się z niebezpiecznego miejsca.Ogromnym wysiłkiem zachowywał pozory spokoju - i patrzył w ziemię.Słyszał nadbiegające zwierzę.Nagle zaczął podejrzewać, że cała wiedza o zachowaniu goryli, jaką czerpał z książek i doświadczeń, nie miała praktycznego zastosowania.Cóż znaczyły drukowane słowa wobec furii rozwścieczonego zwierzęcia i siły stalowych mięśni.Świadomie wystawił się na cel, by zginąć w imię nauki.Goryl (który musiał znajdować się już w odległości zaledwie kilku metrów) wydał chrapliwy okrzyk.Olbrzymi cień padł na trawę tuż przed stopami nieruchomo stojącego mężczyzny.Gdy zniknął, Elliot powoli uniósł głowę.Małpa wycofała się w odległy koniec polany.Podrapała się palcem po głowie, jakby zdziwiona, dlaczego tak imponujący popis odwagi nie wywołał wrażenia wśród intruzów.Po chwili całe stado zniknęło w wysokiej trawie.Zapadła cisza.Peter westchnął głęboko; Karen bezwładnie osunęła mu się w ramiona.- Widzę, że jednak coś wiesz na temat goryli - powiedział Munro, wracając na czoło kolumny.Poklepał po ramieniu drżącą kobietę.- Już po wszystkim.Goryl atakuje tylko tchórzy.Podbiega i wbija zęby w tyłek uciekającego.W tutejszych rejonach taki ślad po ugryzieniu uważany jest za dowód słabości charakteru.Karen popłakiwała cicho.Peter nie mógł powstrzymać dygotania kolan.Usiadł.Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że zachowanie goryla w pełni odpowiadało książkowym opisom.Nie istniała żadna poszlaka, by twierdzić, że małpy porozumiewają się między sobą za pomocą prymitywnego języka.3.KonsorcjumGodzinę później natknęli się na wrak transportowca C-130.Największy samolot na świecie znalazł godne miejsce spoczynku, zagrzebany do połowy wśród olbrzymich drzew, z nosem połamanym przez twarde konary i poskręcanym ogonem oplatanym przez grube pnącza.Szerokie skrzydła ocieniały dużą połać poszycia.Rój czarnych much pokrywał ciało pilota widoczne za stłuczonym oknem kokpitu.Owady z głośnym stukiem odskakiwały od kawałków szyby.Munro usiłował zajrzeć do ładowni, lecz pozbawione drzwi wejście znajdowało się zbyt wysoko.Kahega wdrapał się na pobliskie drzewo, wszedł na skrzydło i wsunął głowę do wnętrza wraku.- Nie ma nikogo - zawołał.- Ekwipunek?- Dużo.Pudełka i różne pojemniki.Munro oddalił się od grupy.Minął sterczący w górę ogon i przeszedł na drugą stronę samolotu.Lewe skrzydło było poszarpane i osmalone, silnik zniknął.To wyjaśniało przyczynę katastrofy: ostatni pocisk wystrzelony przez żołnierzy FZA dotarł do celu i spełnił swą niszczycielską misję.Munro z zamyśleniem spojrzał na zgruchotany kadłub.We wraku było coś dziwnego.Spojrzał na iluminatory, zbiorniki paliwa, stateczniki.Zerknął na tylne drzwi ładowni.- Cholera - mruknął pod nosem.Pośpieszył do pozostałych uczestników wyprawy, czekających spokojnie w cieniu prawego skrzydła.Karen siedziała na jednym z kół oderwanych od podwozia.- Nie zabrali ekwipunku - powiedziała ze źle skrywaną satysfakcją.Opona była tak gruba, że stopy kobiety nie dotykały ziemi.- Nie - odparł Munro.- Choć od chwili, gdy widzieliśmy samolot, minęło zaledwie trzydzieści sześć godzin.Zawiesił głos i czekał, aż Karen zrozumie, co chciał powiedzieć.- Trzydzieści sześć godzin?- Zgadza się.Trzydzieści sześć.- Nie wzięli wyposażenia.- Nawet nie próbowali tego zrobić - dodał przewodnik.- Spójrz na oba włazy.Nie widać, aby ktoś usiłował je otwierać.Jeśli dotarli do Zinj, dlaczego nie przybyli na miejsce katastrofy, aby zabrać ekwipunek?Ziemia zaczęła dziwnie chrzęścić pod stopami idących.Munro pochylił się i odrzucił świeżo opadłe liście.Okolica była gęsto usiana zbielałymi kawałkami kości.- Kanyamagufa - powiedział.Cmentarzysko.Rzucił szybkie spojrzenie w stronę Murzynów, lecz na ich twarzach malowało się wyłącznie zaciekawienie.Pochodzili z Afryki Wschodniej i nie przejmowali się przesądami lokalnych plemion.Amy odsunęła stopę od kłujących odłamków.Ziemia boli - zasygnalizowała.„Co to za miejsce?” - w ten sam sposób spytał Peter.Przyszliśmy złe miejsce.„Jakie złe miejsce?”Nie doczekał się odpowiedzi.- Kości! - zawołała Karen wpatrując się w ziemię.- Widzę tylko szczątki zwierząt - odparł pośpiesznie Munro.- Prawda, Peter?Elliot z uwagą przyglądał się rozrzuconym wokół fragmentom szkieletów.Nie potrafił dokonać natychmiastowej identyfikacji.- Peter?- Żadna z nich nie przypomina kości człowieka.- odparł ostrożnie.Wyraźnie przeważały szczątki ptaków, małp i niewielkich gryzoni.Zauważył kilka większych kawałków czaszki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]