[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeciego czerwca członkowie PPA rozpoczęli pikietowanie Wydziału Zoologii w Berkeley, wzywając do „uwolnienia” Amy.W grupie demonstrantów przeważały kobiety, niektóre z małymi dziećmi.W lokalnym programie telewizyjnym pokazano ośmiolatka trzymającego zdjęcie małpy i krzyczącego: „Wolność dla Amy!”Uczestnicy eksperymentu popełnili poważny błąd.Zignorowali protest, podając krótkie wyjaśnienie, że PPA otrzymało „błędną informację”.Sprostowanie zostało wysłane jako oficjalne stanowisko uniwersyteckiego biura prasowego.Piątego czerwca PPA wydało ulotkę zawierającą opinię wielu znanych zoologów na temat „Projektu Amy” (później niektórzy z nich odwołali wysuwane zarzuty, bądź stwierdzili, że fałszywie zacytowano ich słowa).Doktor Wayne Turman z filii University of Oklahoma w Norman rzekomo oświadczył, że postępowanie Elliota jest „dziwaczne i nieetyczne”, a doktor Felicity Hammond z Yerkes Primate Research Center w Atlancie dodała, że „ani Elliot, ani jego badania nie mają nic wspólnego z nauką”.Doktor Richard Aronson z Univer-sity of Chicago określił eksperyment jako „zdecydowanie faszystowski”.Żaden ze wspomnianych naukowców nie czytał artykułu Elliota, lecz ich opinie - szczególnie zaś zdanie Aronsona - rozpętały prawdziwą burzę.Ósmego czerwca rzecznik prasowy PPA, Eleanor Vries, przypuściła gwałtowny atak na „przestępczą działalność doktora Elliota i jego nazistowskich współpracowników”.Stwierdziła, że senny koszmar dręczący Amy jest bezpośrednim skutkiem doświadczeń oraz że zwierzę torturowano, karmiono narkotykami i poddawano elektrowstrząsom.Uczestnicy projektu działali dość opieszale.Dziesiątego czerwca przedstawili obszerną odpowiedź, wyjaśniającą szczegóły eksperymentu i odwołującą się do nie opublikowanego artykułu.Niestety, biuro prasowe Uniwersytetu było „zbyt zajęte”, aby podjąć jakąkolwiek inicjatywę.Jedenastego czerwca zebrała się rada uczelni.Rozpatrywano „przypadki naruszenia etyki” wśród wykładowców i pracowników naukowych.Eleanor Vries zakomunikowała, że PPA zaangażowało znanego prawnika z San Francisco, Melvina Belli, do „uwolnienia Amy z rąk oprawców”.Belli uchylił się od komentarzy.W tym samym dniu nastąpił niespodziewany przełom w badaniach nad zachowaniem Amy i wydawało się, że eksperymentatorzy są bliscy rozwiązania tajemnicy.Pomimo zamieszania i nieustannych ataków ze strony prasy, grupa Elliota kontynuowała doświadczenie.Zachowanie Amy - zwłaszcza nasilające się napady niezadowolenia - przypominały, że zasadniczy problem wciąż pozostaje nie wyjaśniony.Jak zwykle w podobnych sytuacjach, pomógł przypadek.Jedna z asystentek, Sarah Johnson, przeglądała dokumentację wykopalisk prowadzonych w Kongo.Istniała niewielka szansa, że Amy widziała stanowisko archeologów („stare budynki w głębi dżungli”) przed schwytaniem i przewiezieniem do zoo w Minneapolis.Fakty nie przedstawiały się zbyt zachęcająco: pierwsi naukowcy pojawili się w tych okolicach zaledwie sto lat temu, wrogo nastawieni tubylcy i niedawna wojna domowa zniechęcały do prowadzenia systematycznych poszukiwań, a ponadto wilgoć panująca w dżungli bezpowrotnie niszczyła wszelki ślad działalności człowieka.O prehistorii tego obszaru wiedziano niewiele i Sarah w ciągu kilku godzin zakończyła pracę.Nie chciała jednak tak prędko rezygnować z powierzonego jej zadania.Rzuciła okiem na inne książki zgromadzone w bibliotece antropologicznej - kilka rozpraw etnograficznych, dzieła historyczne oraz relacje z dawnych wypraw.Najwcześniej na teren Kongo dotarli arabscy łowcy niewolników i portugalscy kupcy.Zachowało się nieco książek z tamtych czasów, lecz Sarah nie znała arabskiego ani portugalskiego.Poprzestała jedynie na obejrzeniu ilustracji.Odwróciła kolejną stronę i.jak powiedziała później: „ciarki przebiegły mi po plecach”.Był to portugalski sztych z 1642 roku, reprodukowany w książce wydanej dwieście lat później.Pożółkły wizerunek widoczny na zetlałym papierze przedstawiał zrujnowane miasto, porośnięte lianami i ogromnymi krzewami paproci.Bramy i okna budynków były zakończone półkolistymi łukami.Takimi, jak na rysunkach Amy.- To była chwila, która każdemu badaczowi może przytrafić się tylko raz w życiu - powiedział później Elliot.- Oczywiście, jeśli ma trochę szczęścia.Nie wiedzieliśmy nic o tym rysunku; pośpiesznie skreślony podpis zawierał słowo wyglądające jak „Zinj” oraz datę 1642.Natychmiast ściągnęliśmy tłumaczy biegłych w staroarabskim i portugalskim, lecz w gruncie rzeczy chodziło o coś innego.Zyskaliśmy szansę weryfikacji problemu, który dotąd był rozpatrywany jedynie teoretycznie.Malowidła wykonane przez Amy musiały powstać pod wpływem pobudzonej pamięci genetycznej.Teorię „pamięci genetycznej” ogłosił Marais w 1911 roku, co dało początek zaciekłym dyskusjom, trwającym niemal do dzisiaj.Jej zasady, ujęte w najprostszej formie, zakładały, że mechanizm genetycznego dziedziczenia funkcjonuje nie tylko w przypadku cech fizycznych, ale także psychicznych i zasad reakcji.Szczególnie widoczne jest to u stworzeń stojących na niższym stopniu rozwoju, które przychodzą na świat ze znajomością określonego modelu zachowania i nie uczestniczą w długotrwałym procesie wychowawczym.Bardziej skomplikowane organizmy cechowała różnorodność reakcji, zależna od pamięci i stopnia wyuczenia.Powstawało pytanie, czy jakaś część umysłu ssaków, a w szczególności małp i ludzi, jest genetycznie „zakodowana” od chwili narodzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl