[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze jedna wskazówka: najemnik, posługujący się broniąautomatyczną, był tak\e w stanie przeniknąć do tego afrykańskiego środo-wiska z obszaru języka angielskiego.Dawny najemnik z Liberii? Podnio-słem pustą szklankę. Masz mo\e coś mocniejszego? Foxy ma wszystko, czego potrzeba.Odwróciła się, nie zmieniając przy tym uło\enia skrzy\owanych nóg.Wjej szczupłych rękach pojawiła się butelka.Napełniła moją szklankęjakimś przezroczystym płynem o konsystencji oliwy.Wypiłem mały łyk iz takim uczuciem, jakbym miał w ustach eter, zapytałem chrypliwymgłosem: Czy była nieletnia? Nazywała się Gina.Miała piętnaście lat. Jesteś pewna, \e niczego nie widziała?Po\eraczka dusz utkwiła oczy w suficie.Na jej twarzy pojawił sięwyraz teatralnego smutku.Westchnęła i ze łzami w oczach powiedziała: Biedna mała.Ayknąłem jeszcze raz i krzyknąłem: Widziała coś czy nie, do jasnej cholery?!Foxy spojrzała ponownie na mnie i wydymając usta, powiedziałaniechętnie: Kiedy była na dachu, zobaczyła wychodzącego mę\czyznę. Jak wyglądał? Wysoki? Niski? Solidnie zbudowany? Du\y.bardzo wysoki. Jak był ubrany?Foxy nalała sobie tego skręcającego wnętrzności płynu i umoczyła wnim wargi. Zawarliśmy umowę, tak czy nie? Będziesz moim dłu\nikiem? Tak, Foxy.Mów.Upiła jeszcze raz i grobowym głosem oświadczyła: Miał na sobie czarny płaszcz i biały kołnierzyk. Biały kołnierzyk? Man, Gina powiedziała, \e to był ksiądz.110 20Omal nie zapomniałem o mszy zamówionej przez Laure.Godzina siódma rano.Miałem tylko tyle czasu, \eby wpaść do domu,wziąć prysznic, wło\yć czyste ubranie.Zmierdziałem tropikami i czarami.W samochodzie próbowałem ustalić, w jakim jestem punkcie.Sprzeczne, oderwane od siebie elementy bez najmniejszegopowiązania.Samobójca chroniony przez świętego Michała Archanioła.Diabelska ikonografia.Towarzystwo organizujące pielgrzymki doLourdes.Wypady do Jury, jakoby z powodu cudzołóstwa.Zagadkowezdanie:  Znalazłem wyjście".Zabójstwo dostawcy piwa i zarazemdealera.absurdu biła postać księdza zabójcy.Morderca wAle rekordykoloratce, zawodowiec od cyngla mający dostęp do najbardziejhermetycznych środowisk afrykańskich.To się nie trzymało kupy.Podobnie jak podejrzenie o korupcję, jako ewentualnego powodusamobójstwa Luca.Jeśli zebrać wszystkie te fakty w jedną sieć, to nie miałem do niej kartydostępu.Nie posunąłem się naprzód ani na krok.Godzina dziewiątaZ mokrymi jeszcze włosami pchnąłem drzwi kaplicy ZwiętejBernadetty.Zbudowany w podziemiu kościół przypominałprzeciwatomowy bunkier.Niski sufit, betonowe kolumny, wąskie, zieloneokienka piwniczne z zielonego szkła, przez które przedostawało siędzienne światło.palce w kropielnicy, prze\egnałem się i skierowałem naZanurzyłemlewo.Prawie wszyscy byli ju\ obecni.Rzadko widywałem tylupolicjantów w jednym miejscu.Wydział narkotykowy w komplecie, to jasne,ale oprócz tego szefowie innych wydziałów  BRP, BPM, BRI,antyterrorystycznego, wysocy urzędnicy z centrali, komisarze z DPJ.Większość była w czarnych mundurach ze srebrnymi galonami i liśćmidębu, co podkreślało wojskowy charakter ceremonii.Było to dalekie odzaplanowanego przez Laure spotkania w wąskim gronie bliskich.Wątpiłem, \eby Luc znał osobiście wszystkie te wa\ne figury, alenale\ało zaznaczyć wagę wydarzenia.Pokazać zaanga\owanie111 władz, solidarność wszystkich wobec tego  rozpaczliwego aktu".Prefektpolicji Jean-Paul Proust zajął miejsce w głównej nawie obok MartineMonteil, dyrektorki DPJ.Za nimi, przewy\szająca ich o głowę, stałaNathalie Dumayet.Widok tego tłumu zdenerwował mnie do ostatecznych granic.Grzebano Luca, zanim wydał ostatnie tchnienie.Ta cholerna ceremoniajeszcze mu przyniesie pecha! Poza tym zgromadzeni tu policjancistanowili najbardziej ateistyczną publikę, jaką mo\na było sobiewyobrazić.śaden z nich nie wierzył w Boga.W pierwszych rzędach, na prawo, dostrzegłem ludzi z grupy Luca.Doudou, z głową wciśniętą w kołnierz kurtki, z lękiem w oczach.Chevillat, prosty jak drut, z kosmykami włosów opadającymi na oczy, wskórzanym płaszczu.Jońca, przypominający członka klubumotocyklowego Hell's Angel, zle ogolony, z obwisłymi wąsami, tłustymiwłosami pod baseballówką.Twardzi policjanci, niebezpieczni,nieprzeciętni.Kościół nadal wypełniał się ludzmi, szelestem ubrań.Doudou wstał zeswego miejsca.Zledziłem go wzrokiem.Podszedł do mę\czyznystojącego blisko konfesjonału.Niewysoki, kanciasty, z siwymi, krótkoostrzy\onymi włosami.Miał na sobie ciemnogranatowy płaszcznieprzemakalny sięgający mu do kolan.Wyglądało na to, \e ma pod nimjakiś uniform, ale nie policyjny.Nagle olśniło mnie  to ksiądz.Duchowny ubrany po cywilnemu.Wyminąłem pierwszy rząd krzeseł, kierując się w jego stronę.Byłem wodległości dziesięciu metrów od nich, kiedy Doudou wsunął jakiśprzedmiot w rękę tamtego człowieka.Coś w rodzaju piórnika zlakierowanego drzewa.Przyspieszyłem kroku, kiedy ktoś chwycił mnie za rękaw.Laure. Co robisz? Stań obok mnie. Oczywiście  odrzekłem z uśmiechem.Poszedłem za nią, zerkając w kierunku konspiratorów.Doudou ju\zdą\ył wrócić na swoje miejsce, a człowiek w ciemnogranatowympłaszczu, stojąc za kolumną, prze\egnał się.Osłupiałem.Prze\egnał się naodwrót, zaczynając od dołu, jak to robią sataniści, odtwarzając tymsposobem symbol Antychrysta.Laure o coś mnie pytała. Słucham? Przygotowałeś swój tekst? Jaki tekst?112  Chciałam, \ebyś przeczytał fragment Listu do Koryntian.Jeszcze raz spojrzałem na prawo.Tamten człowiek ju\ zniknął.Cholera. Nie.Jeśli się nie pogniewasz, ja. mruknąłem. W porządku  ucięła Laure suchym tonem  ja to przeczytam. Wybacz mi.Nie zmru\yłem oka tej nocy. Sądzisz, \e ja miałam dobrą noc?Odwróciła się do ołtarza.Poczułem wyrzuty sumienia.Byłem w tymzgromadzeniu jedynym chrześcijaninem i nie pomyślałem o tym, \ebyprzeczytać te parę wierszy.Ale ja potrafiłem tylko zastanawiać się nadtym, kim był ów człowiek.Co mu dał Doudou? Dlaczego prze\egnał sięodwrotnie?Zaczynała się ceremonia.Ksiądz w białej albie z wizerunkiempaschalnego baranka uniósł otwarte szeroko ramiona.Prawdziwy Tamil.Szerokie nozdrza, czarne, wilgotne oczy z dziwnym wyrazem tęsknoty.Gdy zaczął mówić, jego słowom towarzyszył rezonans mikrofonu. Bracia, zebraliśmy się tutaj dziś.Poczułem, jak ogarnia mnie zmęczenie.Celebrans dał znak, abyśmywszyscy usiedli.Przestałem słyszeć jego monotonny głos.Obudził mnieszelest papieru.Wszyscy szukali tekstu pieśni przewidzianej na takąokazję. Zaśpiewamy teraz trzeci hymn  powiedział ksiądz.Zasnąć na mszy za mojego najlepszego przyjaciela.Zerknąłem wkierunku Doudou.Był na swoim miejscu. Pieśń ta ma tytuł: Jak\e piękne jest twoje dzieło.Fragment zaczynasię od słów:  Ka\dy człowiek to rzecz święta, człowiek jest stworzony napodobieństwo Boga.".W kaplicy pełnej niewierzących, pozbawionych złudzeń policjantówsłowa te brzmiały raczej ironicznie.Audytorium podjęło jednak chóralnyśpiew, choć słychać było szmer wahania. Mogę usiąść na twoich kolanach?Amandine, z dwoma jasnymi warkoczykami pod brązowymberecikiem, podała mi swoją kartkę. Nie umiem czytać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl