[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuła ucisk w gardle, oczy wypełniły się łzami.Nie wie-działa, że istnieje taki smutek.Ogarnął ją śmiertelny lęk.Upłynęła chwila, zanim zdołała wyszeptać:- Tak chciałabym ci wytłumaczyć, ale jesteś za mały, a pozatym nie znalazłabym słów.- Czy Wyoming jest daleko stąd?- Tak.- Czy kiedyś wrócisz?Zawahała się, po czym spokojnie powiedziała:- Nie.- Nigdy cię już nie zobaczę?Odsunęła go trochę, żeby widzieć jego twarz, piegowatą,brudną buzię umazaną teraz łzami.- Zobaczysz.Ale nie tu.- Gdzie?- Gdzieś indziej.- Gdzie?- Nie wiem.- To skąd wiesz, że się w ogóle zobaczymy?Jenny przyszedł na myśl Pete - pojawił się właśnie wtedy,kiedy straciła nadzieję - i nagle poczuła pewność.- Po prostu wiem - powiedziała spokojnie.Wydawał się wstrzymywać oddech.- Jesteś pewna?Skinęła głową.Uśmiechnęła się.- To będzie niespodzianka.Nie będziesz się mnie spodzie-wał, a nagle.bęc.pojawię się.Naprawdę.Tak to już będzie.- Może w przyszłym roku?- Może.- Albo kiedy będę duży?- Kto wie.- Przesunęła kciukami po jego twarzy, żeby ze- trzeć łzy.Nagle jego oczy się rozjaśniły.- Kiedy to będzie, zabierzesz mnie do Chuck E.Cheese*?* Sieć restauracji dla dzieci.Potaknęła.- Dobra - powiedział z uśmiechem.Potem oddalił siętanecznym krokiem.- Muszę lecieć.Jenny patrzyła, jak biegnie w dół ulicy, unosząc ze sobąkawałeczek jej serca.Ból był ostry i piekący, ujarzmiony tylkowielką siłą woli.Potem - pozwalając sobie wyłącznie na dobremyśli - ruszyła do sklepu.Kupiła ziemniaki, marchewkę i mięso na gulasz.Kupiła ta-piokę, batony Rice Krispies i cukierki ślazowe.Pozwoliła sobiena szaleństwo, kupując dla siebie i Pete'a na obiad gotowe ka-napki.Potem wzięła jeszcze dwie na zapas.Do kompletu dorzu-ciła torebkę precli.- Wygląda na to, że organizujesz przyjęcie - powiedziałaMary McKane, gdy Jenny płaciła przy kasie.- Może - odparła Jenny, biorąc torbę w ramiona.Myśl, że pojedzie z Pete'em na kraniec ziemi, sprawiła, żeprzez całą drogę powrotną szła uśmiechnięta.Dopiero kiedydom pojawił się w polu widzenia - choć był jeszcze daleko - po-czuła niepokój.Przyspieszyła kroku.Była coraz bardziej zdenerwowana.Przełożyła torbę na drugie ramię i zaczęła iść szybciej.Prawiebiegiem wpadła na podjazd i zobaczyła motocykl stojący kołogarażu.Nawet wtedy jednak nie poczuła się lepiej, odetchnęładopiero, kiedy weszła do kuchni i zobaczyła Pete'a przy ku-chence.Z ulgą oparła się o ścianę.Wystarczyło mu jedno spojrzenie.- Myślałaś, że odszedłem - skarcił ją, biorąc od niej torbę.-Ale ja nie odejdę.Powiedziałem ci już.Nie odjadę bez ciebie.Dla-czego nie chcesz mi uwierzyć?- Bo czasem nie mogę uwierzyć, że naprawdę istniejesz. - Czy nie wyglądam na prawdziwego?- Wyglądasz.Położył jej rękę na swojej piersi.- Czy czujesz, że jestem prawdziwy?Poczuła bicie serca.Potaknęła.- Czyli? Powiedz mu, Jenny.Nie mogę. Powiedz mu całą prawdę.Nie mogę zaryzykować. Kocha cię.Ale czy kocha wystarcza-jąco?Zakryła twarz dłonią.Odsunął ją, po czym przyciągnął bliżeji szepnął w słodkie ciepło jej rudych włosów:- Przygotowałem gorącą czekoladę na przeprosiny, bozaspałem na śniadanie.Ale jest tak gorąco, że może wolałabyśnapić się czegoś zimnego?- Uwielbiam gorącą czekoladę.- Tak sądziłem - powiedział z uśmiechem, który podciął jejnogi w kolanach i zamącił w głowie.- Masz trzy wielkie puszkikakao w szafce.- Napiję się teraz chętnie.- Nic jest ci za gorąco?Pokręciła głową, siadła przy stole i czekając na kubek czeko-lady, wyobraziła sobie, że za oknem pada śnieg.* * *Przez pierwsze miesiące po śmierci matki Jenny mieszkałagłównie w kuchni, wolnym pokoju na piętrze i na strychu.Danprzysłał kogoś, żeby zmył krew w salonie, ale nie potrafiła sięzmusić, żeby tam zajrzeć.Sypialnie zaś kryły własne zmory.Poraz pierwszy znów spędziła noc w swoim pokoju całe dwa lata potym, jak Darden trafił do więzienia, i to tylko dlatego, że z wol-nego pokoju wygonił ją szop.Najpierw jednak wyszorowałasypialnię od sufitu do podłogi.Sześć lat pózniej nadal unikała salonu.Sypialnię rodziców odkurzała dwa razy do roku, poza tym drzwi do niej trzymałazamknięte.We wtorek po południu otwarła je na oścież,przyniosła pudła czekające w garażu i wypełniła je rzeczamimatki.Nic nie układała, nie zatrzymała się, by pomyśleć, niedała się ponieść wspomnieniom.Kiedy jedno pudło było pełne,zamykała je i sięgała po następne, cały czas przeklinając Dar-dena, że zwalił to na nią, że nie miał ochoty sam tego zrobić,pożegnać się ze swoją żoną.Oczywiście zaplanował to jako karę dla Jenny.Zdawała sobiez tego sprawę.To była kolejna z jego gierek, mających na celuwzbudzić w niej poczucie winy.W pewnym stopniu mu się toudało.Nawet w pośpiechu, nawet nie patrząc na bluzki, majtkiczy spódnice, nawet mimo rozmów z Pete'em i podjętychpostanowień czuła winę i żal.Nagle wszystko ustało.Jej mózg zbuntował się i wyłączył.Po-czucie winy, żal i ból wrzuciła do pudła wraz z ubraniami matki,zamknęła wieko i wyszła.Woda pachniała bzowym płynem do kąpieli.Piana unosiła sięwysoko nad wanną jak obłok, z którego wystawały tylko kolana igłowa Jenny.Leżała z zamkniętymi oczyma, kiedy Pete zastu-kał do drzwi.- Cześć - powiedział.Uśmiechnęła się wstydliwie, bo mimo wszystko był mężczy-zną, poza tym słabo jeszcze znanym.- Dobrze ci?Pokiwała głową.- Dziwnie się czuję.- Wyjazd cię zasmuca?- Trochę.To dziwne, prawda?- Nie, to miejsce było dla ciebie domem przez całe życie.-Usiadł na brzegu wanny i znalazł w pianie jej palce.- Nie była-byś człowiekiem, gdybyś nie czuła smutku.- Która godzina? - Piąta.Gulasz prawie gotów.Więc to jest jego ulubionedanie?Owszem: gulasz, pudding z tapioki, batony Rice Krispies ipiwo.- Skoro go nienawidzę, to dlaczego tak się przejmuję?- Bo jesteś dobra.To pierwszy domowy posiłek, jaki zje posześciu latach.- Nie jestem dobra.Staram się go tylko zmiękczyć.Będziewściekły, kiedy mu powiem, że wyjeżdżam.Może być niemiło.- Niemiło? Tego się nie boję, pod warunkiem że wyjedziemystąd przed północą.To pora, kiedy motocykl zamienia się wdynię.Uśmiechnęła się.- Będę pamiętać.O północy.Zamknął jej usta pocałunkiem tak namiętnym, że Jennywczepiła się w jego ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl