[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koperta była przed miesiącem przeadresowana do Bourani z Cerne Abbas w Dorset, gdzie mieszkała matka dziewcząt.Antologia Palatyńska.Otworzyłem ją.Na tytu­łowej karcie podpis: Julie Holmes, Girton.Obok niektó­rych wierszy zobaczyłem krótkie notatki, angielskie prze­kłady pisane przez Julie.Hermes powtórzył: - Czego pan szuka?Mruknąłem pod nosem: - Niczego.- Byłem już nie­mal pewny, że Conchis działa na zasadzie szpiegowskiej komórki - podwładnym mówi się tylko tyle, ile muszą koniecznie wiedzieć.Hermes wyraźnie wiedział niewiele, pewnie powiadomiono go tylko, że się tu pojawię, że będę zły, że należy mnie ułagodzić.Dałem spokój walizce i spoj­rzałem na niego.- Gdzie pokój drugiej młodej damy?- Nie ma tam nic.Zabrała wszystkie rzeczy.Kazałem sobie jednak ten pokój pokazać.Znajdował się tuż obok, był podobnie umeblowany.Ale nic nie wskazy­wało, że ktoś tu ostatnio mieszkał, nawet kosz na śmieci obok stołu był zupełnie pusty.Znów spojrzałem na Hermesa.- Dlaczego panienka nie zabrała z sobą rzeczy sio­stry?Wzruszył ramionami, jakbym zadał głupie pytanie.- Pan powiedział, że panienka tu wróci.Razem z panem.Zeszliśmy na dół i zmusiłem Hermesa, żeby przyprowa­dził żonę.Była to typowa tutejsza wieśniaczka około pięćdziesiątki, o żółtej cerze, ubrana w czarną suknię, dużo jednak przystępniejsza i rozmowniejsza od męża.Tak, ma­rynarze przynieśli skrzynie, przyszedł z nimi pan.Koło drugiej.Panienka wyjechała z nim.Czy była smutna? O nie.Śmiała się.Bardzo ładna panienka.Czy ją kiedyś już widziała na wyspie? Nie, nigdy.I dorzuciła, jakbym tego nie wiedział, że panienka jest cudzoziemką.Czy mówiła, dokąd jedzie? Tak, do Aten.Czy, nie mówiła, że wróci? Kobieta rozłożyła ręce.Nie wiedziała.Powiedziała jednak: Isos.Być może.Zadałem jeszcze wiele pytań, ale odpowie­dzi brzmiały podobnie.Dziwne było tylko jedno: ani ko­bieta, ani Hermes nie zadawali mi pytań; byłem pewny, że są zwykłymi pionkami, a zresztą nawet gdyby wie­dzieli, o co chodzi, nigdy by mi tego nie powiedzieli.Eyele.Śmiała się.Myślę, że to słowo powstrzymało mnie od udania się na policję.Mogłem sobie wyobrazić, że Conchis jakimś fortelem skłonił June, żeby z nim po­jechała, ale musiałaby coś jednak podejrzewać, nie mo­głaby się śmiać.Potwierdzało to moje najgorsze przy­puszczenia.Ale znowu te pozostawione rzeczy Julie.to by nie pasowało, to było pocieszające.Kuszono mnie, od­suwano i znów kuszono.Nie, to jeszcze nie koniec.By­łem pewien, że choć chwilowo spotkało mnie rozczarowa­nie i zawód, mogę jeszcze oczekiwać dalszego ciągu.W poniedziałek podczas lunchu otrzymałem list.Od pa­ni Holmes.Wysłany we wtorek w Cerne Abbas.Szanowny Panie!Miło mi było otrzymać Pański list.Przekazałam go panu Vulliamy, kierownikowi naszej podstawówki, to bardzo sym­patyczny człowiek, pomysł mu się spodobał, wydaje mi się, że wszystkim przejadło się już szukanie korespondencyjnych przyjaciół najmniejszą drogą oporu we Francji i w Ameryce.Jestem pewna, że pan Vulliamy wkrótce się do Pana odezwie.Rada jestem, że poznał Pan Julie i June, że mają na wyspie bratnią angielską duszę.Zdaje się, że na wyspie jest cudow­nie.Bardzo proszę niech im Pan przypomni, żeby do mnie napisały.Pod tym względem są okropne.Łączę wyrazy poważania,Constance HolmesWieczorem miałem dyżur; ale kiedy chłopcy poszli spać, wyśliznąłem się z domu i poszedłem pod dom Her­mesa.W oknach na piętrze było ciemno.Nadszedł wtorek.Nie mogłem sobie znaleźć miejsca, niezdolny byłem do podjęcia decyzji.Późnym popołud­niem poszedłem wybrzeżem na placyk, gdzie odbyła się egzekucja.Na ścianie wiejskiej szkoły wmurowano pa­miątkową tablicę.Z prawej strony rósł nadal orzech, ale z lewej drewniane wrota zastąpiły żelazną bramę.Pod wysokim murem paru chłopczyków bawiło się piłką.Przy­pomniało mi to pokój tortur; w sobotę wieczorem wróciwszy ze wsi poszedłem go zobaczyć, był zamknięty, ale zajrzałem przez okno.Służył obecnie za skład, pełno tam było zapasowych tablic; ławek i innych sprzętów.Powinni go byli zostawić takim jak wówczas; plamy krwi, elektryczny piecyk i na środku jeden straszny stół.W ciągu tych dni bardziej niż zwykle doskwierało mi szkolne życie.Zaczęły się egzaminy, a prospekt szkoły obiecywał, że “każdy uczeń zostanie przeegzaminowany z angielskiego przez profesora będącego rodowitym Angli­kiem”.Oznaczało to, że miałem do poprawienia około dwu­stu prac.Choć miało to i dobrą stronę.Nie miałem czasu myśleć.Zauważyłem w sobie pewną zmianę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl