[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakaś wysuszona, poskręcana i poznaczona ścię­gnami tkanka z paroma ciemnokasztanowatymi liszajami na boku.Nie kojarzyła się Henry'emu ani Gilowi z niczym, co dotąd widzieli.Henry popatrzył niepewnie na księdza.Ten jednak skinął by obeszli to coś z drugiej strony.Pośrodku wysuszonej skóry dawała się rozróżnić znie­kształcona twarz mężczyzny z mocno, jak u noworodka, zaciśniętymi oczami i nosem rozgniecionym w trudną do rozpoznania narośl.Dolna szczęka odciągnięta była ku dołowi przez pięć wepchniętych doń pokręconych grud, które musiały być niegdyś palcami.Ksiądz przeżegnał się.- Znaleziono go tu trzy dni po odjeździe Syłvii i jej towarzysza z San Hipolito.Yaomauitl mógł ukryć jego szczątki, rzecz jasna, lecz sądzę, że zostawił je tu jako przestrogę.- Obejrzał się ku górom.- Wiecie teraz, jak wygląda człowiek, który stracił co do kropli wilgoć swego ciała.Pomimo naszej durny, niewiele znaczymy.Weszli z powrotem pod górę.Tej nocy mieli stawić czoło ledwo wyrosłej istocie, która była zdolna uczynić z człowiekiem to, co właśnie ujrzeli.Gil jako jedyny obejrzał się na szczątki.Chciał dobrze zapamiętać ten obraz.Był w stanie dodać mu pewności, sprawić, że nie zawaha się, gdy przyj­dzie do pociągnięcia za spust maszyny.Ksiądz zaprosił ich jeszcze na wino, lecz robiło się już późno, a oni chcieli jak najszybciej wrócić do San Diego.- Będę się za was modlił - powiedział ksiądz.Gil zapalił mustanga.- Dziękujemy, ojcze.Doceniamy twoje modlitwy - od­parł Henry.- Jeszcze jedno - dodał ksiądz.- Zaczekajcie tu chwilę.Pospieszył do swego domu.Gil i Henry siedzieli w mil­czeniu, czekając na jego powrót.Obaj myśleli o wyschnię­tych szczątkach przyjaciela Sylvii.I obaj rozmyślali o Śmier­telnym Wrogu Yaomauitlu; o tym, jak spoglądał na nich z odbitki drzeworytu pochodzącego sprzed tak wielu lat.Sam drzeworyt był dowodem na żywotność absolutnego zła.Zło może zostać uwięzione, może zostać wygnane, lecz nigdy nie może zostać zniszczone.Ksiądz wrócił zadyszany.Wręczył Henry'emu brązowy, filcowy woreczek, zawiązany wystrzępionym sznurkiem.- Weźcie to - powiedział.- To jest dziewięć pieczęci, które Wojownicy Nocy odcisnęli na wiązowej skrzynce, by powstrzymać Yaomauitla od wyrwania się na wolność.Zostały przywiezione do Meksyku przez jezuitów, którzy usłyszeli, jakie spustoszenie sieje diabeł w Nowym Świecie.Są bezcenne, moi przyjaciele.Strzeżcie ich dobrze.Henry rozwiązał sznurek.Wewnątrz znalazł dziewięć papierowych zawiniątek.Wziął jedno.Ksiądz przyglądał się z niepokojem, jak Henry kładzie pieczęć na dłoni.Wy­glądała jak kropla czarnego, zaschniętego laku, która za­stygła na kawałku materiału.- Znaleziono je w Jerozolimie - wyjaśnił ksiądz.- W foku dziewięćsetnym.Mówi się, że są to kawałki szat dziewięciu z dwunastu uczniów, po jednym od każdego, ucięte z rąbków ich płaszczy w noc Ostatniej Wieczerzy.Trzech brakuje: z szat Judasza, Piotra i Jana.Henry dotknął pieczęci koniuszkiem palca i odwrócił ją.- Co się stało z tymi trzema?- Tego nikt nie wie.Mówi się jednak, że gdyby ktoś był w stanie zebrać razem wszystkie dwanaście, mógłby na zawsze wygnać diabła.- A może Bóg ma pozostałe trzy.- powiedział Hen­ry.- Może nie chce, byśmy wygnali diabła na zawsze.Może trzeba nam od czasu do czasu przypominać o uoso­bieniu zła, tak byśmy nauczyli się cenić uosobienie dobra.- Powinien pan nosić sutannę - uśmiechnął się ksiądz.Henry zawinął pieczęć w papier i wrzucił ją z powrotem do woreczka.- Sądzę, że w jakiś szczególny sposób już to robię.Przejechali przez góry San Juarez.Słońce świeciło im teraz w twarze tak, że trzeba było opuścić przesłony na przednią szybę.Dojechali do autostrady meksykańskiej numer jeden i z Ensenada skierowali się na północ, do Tijuany.Gdy dotarli do granicy, było już ciemno.Musieli odczekać godzinę, nim ich przepuszczono.W końcu znaleźli się na piątej międzystanowej i ruszyli w kierunku Del Mar i Solana Beach.- Te pieczęcie - zaczął Gil.- Co o nich sądzisz?- Pewnie falsyfikaty.Miałeś kiedyś do czynienia z relik­wiami? Gdyby zebrać razem wszystkie kawałki tak zwanego prawdziwego krzyża, to utworzyłyby krucyfiks równie wy­soki jak wieżowiec Searsa.A co do fragmentów szaty Jezusa, czy sądzisz, że naprawdę miał On cały magazyn tunik?- Ale wierzysz w Yaomauitla?- Czy wierzę? Nie wiem, co o tym myśleć.Wiem, że jest coś okropnego, że coś rozbija się po okolicy i że zabiło Sylvię oraz jej przyjaciela.Ale nie podchodźmy do tego aż tak naiwnie.Nie wyciągajmy przedwcześnie wniosków.Springer raz nas nabrał i może to zrobić znowu.- Naprawdę nikomu nie wierzysz, co?- Nic z tych rzeczy.Wierzę tobie, wierzę Susan, czasem zdarza się nawet, że wierzę sam sobie.Nie sądź, że jestem cyniczny.Im więcej widzę, tym silniejsza jest moja wiara.Wierzę w Wojowników Nocy i w zadanie, które mają do wykonania.Wierzę w nich bez zastrzeżeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl