[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uwierzę ci dopiero, gdy mi powiesz to, o czym nie wiem.Czy nie możesz mi zdradzić, czego szukałeś w fabryce McCullocha? Musiałeś coś odkryć, skoro próbowałeś ją spalić.Troy zastanowił się.Miał dowód, że McCulloch produkował pistolety.Dopuszczono go również do tajemnicy dotyczącej amunicji produkowanej w rządowej fabryce broni.Oznaczało to, że wielu ludzi wiedziało, co się dzieje, i nie musiał już dłużej milczeć o Stenie.Jedyna rzecz, która musiała pozostać tajemnicą to fakt, że przybył ścigać McCullocha z przyszłości.- W porządku.To będzie fair, gdyż sam już dużo wiesz.Jestem agentem rządowym ścigającym McCullocha, który nie tylko popełnił te zbrodnie, o których ci mówiłem, ale ukradł również szkice ściśle tajnej, śmiercionośnej broni.Jest święcie przekonany, że wkrótce wybuchnie wojna między stanami, więc robi pistolety w swojej fabryce, gdzie zresztą znalazłem jedną z części, ale nie ma maszyn do produkcji specjalnego rodzaju naboi, które mają łuski identyczne jak ta, którą trzymam w dłoni.W tym tkwi cała zagadka.Te pociski są wytwarzane w rządowej fabryce, ale mogę cię zapewnić, że rząd nie ma o tym najmniejszego pojęcia.- Rozwiązanie tej zagadki jest tragicznie proste.Oficerowie kierujący tą fabryką są zwolennikami Południa.To nie jest tak trudne do zrobienia, zważywszy, jak wielu oficerów pochodzi z Wirginii.Najciemniej jest pod latarnią.To tak jak w opowiadaniu EdgaraAllana Poe o skradzionym liście.Przykro mi, Troy, ale po tym wszystkim nie możesz mnie już powstrzymać przed przyłączeniem się do ciebie.Cóż to będzie za temat! Pamiętaj, że jestem najpierw dziennikarzem, a potem dopiero abolicjonistą.Cokolwiek wydarzy się w Harper's Feny, będzie to wydarzenie dziesięciolecia.Razem dołączymy do Johna Browna!ROZDZIAŁ 31Burza skończyła się w nocy i sobotni dzień piętnastego października zapowiadał się całkiem znośnie.Wszyscy ochotnicy wstali przed świtem, zjedli śniadanie i zanim się rozwidniło, byli już w drodze.Copeland i Meriam jechali konno na przedzie, a Troy i Shaw podążali za nimi powozem.Posuwali się dość szybko i ledwie minęło południe, gdy Copeland zatrzymał konia i wskazał ręką na stok.- Tam jest Harper's Feny - powiedział.- A kraina po drugiej stronie Potomacu to Maryland.Od tej farmy będzie jeszcze jakieś siedem mil.Spójrzcie na ten most przed nami.- Czy musimy jechać przez miasto? - zapytał Shaw.- To jedyna droga, chyba że macie ochotę popływać.- Zatem powinieneś wiedzieć, że właściciele niewolników szukają mnie i Troya.Mogli nadać telegrafem wiadomość do swoich ludzi w tym rejonie, by rozglądali się za nami.Czarny i biały jadący bryczką.- Nie widzę problemu - powiedział Copeland.- Jeden z was wysiądzie z powozu i pojedzie na koniu.- Lepiej, żebym to był ja - powiedział Troy.- On ma chorą nogę i właśnie dlatego jedziemy tą bryczką.Przez dalszą drogę Troy jechał konno, a Francis Meriam siedział obok Shawa.Miasto położone było w miejscu, gdzie Shenandoah wpadała do Potomacu.Miejsce spotkania się tych dwóch rzek z daleka kształtem przypominało klamrę.Ściśnięte domy, bary i sklepy rozciągały się wzdłuż brzegów obu rzek i wspinały się na zbocza Bolivar Heights.Kiedy przejeżdżali ulicą o nazwie Potomac zatłoczoną końmi, bryczkami i powozami, Copeland objaśniał im widoki.- Widzicie te budynki wzdłuż ulicy, które wyglądają jak zakłady przemysłowe? To właśnie fabryka broni.Zaczyna się tam, przy tej pompie strażackiej, i ciągnie przez całą długość ulicy.A tamto to zakłady metalurgiczne, maszynownia i magazyn.Ten duży budynek to arsenał, gdzie trzymają całą broń.- Gdzie wytwarza się amunicję?- To jest w Hall's Rifle Works, jakieś pół mili dalej przy ulicy Shenandoah.Widzisz? To na tej małej wyspie niedaleko prawego brzegu rzeki.Na zewnątrz przy wejściu dzień i noc stoi dwóch strażników.Ale jest ich zbyt mało, by odeprzeć nagły atak.To właśnie nurtowało Troya.Dlaczego McCulloch spośród wszystkich fabryk wybrał właśnie tę? Dlaczego tutaj prowadzi swoją nielegalną produkcję? Musiał przecież pamiętać z historii, że John Brown zorganizował napad na tę fabrykę.O tym pisano we wszystkich książkach.Niemożliwe, żeby o tym nie wiedział; wiedząc zaś, musiał przedsięwziąć jakieś środki ostrożności.Najprawdopodobniej przygotował zasadzkę, ale z drugiej strony John Brown wiedziałby o tym.Pracował przecież tutaj przynajmniej jeden z jego ludzi, John Cook.Trudno było to wszystko ze sobą powiązać.Nikt nie zwracał na nich uwagi, kiedy przejeżdżali obok Harper's Feny, a później wjechali na most na Potomacu.Był to jednocześnie most kolejowy i kiedy byli na środku, minął ich pociąg “B and O", trzęsąc całą konstrukcją i pozostawiając po sobie kłęby dymu.Zaraz za mostem skręcili na najbliższej rogatce w wąską dróżkę.Kiedy upewnili się, że nikt za nimi nie jedzie, Copeland zaprowadził ich do znajdującej się u stóp góry kryjówki: rozwalającego się dwupiętrowego domu.Przed domem w ogrodzie warzywnym pracowały dwie dziewczyny, które pomachały rękami do zbliżających się mężczyzn.Kiedy przywiązywali konie, w drzwiach stanął drobny mężczyzna z siwą brodą.Miał pooraną bruzdami twarz i grube, popękane wargi.- Panie Brown, przyprowadziłem ochotników, którzy chcą do nas dołączyć - powiedział Copeland.- Witam was wszystkich.Wejdźcie do środka i poznajcie się z pozostałymi.Skinął głową do każdego z nich, gdy przechodzili obok.Miał ponurą minę i mocno zaciśnięte wargi, na których nie było śladu uśmiechu.Gdy Troy wchodził do domu, John Brown położył rękę na jego ramieniu i powiedział miękkim głosem:- Przyłączasz się do tej świętej wyprawy, by oswobodzić swój naród.Troy skinął głową i wszedł do domu.Nie było niczego, co mógłby dodać do ,tych słów.Małe pomieszczenie było wypełnione mężczyznami.Łącznie z nowo przybyłymi było ich dwudziestu czterech.Po przywitaniu się i przedstawieniu, Francis Meriam sięgnął do torby i wyjął portfel.- To dla pana, panie Brown, na ten szlachetny cel.Wysypał złote monety.John Brown klasnął w ręce i pochylił głowę.- Podziękujmy Panu - powiedział.- Podziękujmy Mu za tych ludzi i za złoto.To jest znak, pewny znak, że Jego wolą jest, byśmy ruszyli teraz.- Popatrzył po twarzach mężczyzn wpatrzonych w niego błyszczącymi oczami aniołów zemsty.- Nadeszła pora czynu i tak będzie.W Dzień Pański rzucimy się na bezbożnych.Uderzymy.Jutro! Bóg wyróżnił bardzo niewielu ludzi łaską tak wielkiej, radującej duszę nagrody, jaka będzie nam dana.Zdobędziemy broń, nasi czarni bracia powstaną w wielkim gniewie i zniszczą swych ciemięzców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]