[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ridgeley ruszył na DuBrose'a.Sunął ku niemu na ugiętych nogach miękko jak kot; zatrzymał się na metr przed sekretarzem i zamarł w bezruchu z napiętym, nieprzeniknionym wyrazem twarzy.DuBrose poczuł łaskotanie zimnego potu spływającego mu strużkami po plecach.- Mam rozkaz - powtórzył Ridgeley.- Może pan zaczekać?- Nie - warknął kurier - Nie mogę.- Zdawało się, że przysiadł niczym ogromny kot gotujący się do skoku.Chociaż nie miał przy sobie żadnej broni, sprawiał bardziej złowrogie wrażenie niż uzbrojony DuBrose.Rozległ się trzask zamka.Otworzyły się drzwi do konsultacyjnego gabinetu Pella.Na progu stał młodzieniec w wieku około dwudziestu lat, chudy, blady, przygarbiony, ubrany w wygniecioną tunikę i szorty.Oczy miał zamknięte.Poruszał spazmatycznie wargami, a z jego krtani dobywał się nieprzerwanie chrapliwy, nieprzyjemny dla ucha bełkot, to przybierając na sile, to cichnąc.- K-k-k-k-k-k-kuk!Ruszył przed siebie.Na jego drodze stał fotel.Chłopak obszedł go wkoło i wyminął biurko, chociaż powieki miał wciąż mocno zaciśnięte.- K-k-k-k-k-uk! Kuk-kkkkk!DuBrose spóźnił się z reakcją.Wprawny cios wybił mu wibropistolet z dłoni.Ridgeley cofnął się o krok i patrzył rozbieganymi oczyma na DuBrose'a i chłopaka, przenosząc czujny wzrok z jednego na drugiego.- Kto to? - spytał.- Nie wiem - odparł DuBrose.- Nie wiedziałem, że Pell przyjmuje pacjenta.to pewnie pacjent.Ale.- K-k-k-k-k-kuk!Podniecenie chłopaka rosło.Zatrzymał się, a całe jegociało wpadło w niekontrolowane drżenie.Nieprzyjemny bełkot przeszedł w gardłowe, grube krakanie,- Kuk-k-k-k-k-kuk!- No, nic - powiedział Ridgeley.- Muszę się widzieć z dyrektorem.On tam jest?- Jest zajęty - powiedział Seth Pell.- Może pan rozmawiać ze mną.Jestem jego zastępcą.Asystent stał przy drzwiach prowadzących do gabinetu Camerona, uśmiechając się niewinnie i nie zwracając uwagi na wibropistolet w ręku Ridgeleya.- Ben - zwrócił się do DuBrose'a - odprowadzisz pacjenta do jego sali? Jeśli będzie trzeba, zaaplikuj mu lekki zastrzyk.Ale środek uspokajający powinien wystarczyć.DuBrose przełknął głośno ślinę, skinął głową i ujął chłopca pod ramię.- K-k-k-kkkk!Wprowadził dygoczącą, roztrzęsioną postać z powrotem do salki konsultacyjnej i szybko ułożył ją na kozetce.Podgrzewany koc, różowa pastylka, chłopak uspokoił się i przestał drżeć.DuBrose nastawił alarm na wypadek, gdyby pacjent spadł z kozetki, i pośpiesznie wrócił do gabinetu Pella.Wibropistolet leżał na biurku.Ridgeley wykładał cichym głosem swoje racje.Pell ruszał się.- na rozkaz.Mam dostarczyć tę kasetę dyrektorowi.Zlecił mu to osobiście Sekretarz Wojny.- Ben, daj mi Kalendera na mój monitor, dobrze? - powiedział Pell.Skinął głową Ridgeleyowi, odwrócił się i zniknął w drzwiach znajdujących się za jego plecami.Gdy wrócił, na ekranie widniała już ponura, surowa twarz Kalendera.Kurier wyjął z kieszeni cylindryczną, metalową kasetę.Robert Cameron, który wszedł do gabinetu za Pellem, zignorował ją.Podszedł prosto do monitora i spojrzał na twarz Kalendera.- O, Cameron - odezwał się Sekretarz Wojny.- Dostałeś tę.- Posłuchaj - przerwał mu Cameron.- Wszystkie raporty i przesyłki mają aż do odwołania przechodzić przez ręce mojego asystenta, Setha Pella.Zabraniam dostarczania czegokolwiek bezpośrednio mnie.Od tej chwili można się ze mną kontaktować tylko za pośrednictwem Pella.Dotyczy to również połączeń z Kwaterą Główną i spraw priorytetowych.Co takiego? - Kalendera zatkało.Jego wielka szczęka wysunęła się do przodu.- Tak, tak - wyrzucił z siebie niecierpliwie.- Ale ja chcę rozmawiać z tobą.Mój kurier.- Nie rozmawiałem z nim.Musi to załatwić z Pellem.- To sprawa oficjalna, Cameron - warknął Kalender - i priorytetowa! Nie zgadzam się, aby mieszać w to podwładnych! Żądam.- Panie Sekretarzu - przerwał mu spokojnie Cameron.- Niech pan posłucha.Nie podlegam Kwaterze Głównej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]