[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiek z przyszłości nie musiał być wcale supermanem.Miał swoje ograniczenia.- Mam asa w rękawie - powiedział Cameron.- Nie zaczynaj więc, dopóki nie skończymy rozmowy.Wydaje mi się, że potrafię cię przekonać do zmiany planów.- Tak ci się wydaje?- Po pierwsze - co byś powiedział na wymianę informa­cji?- Nie widzę takiej potrzeby.- Może powiesz mi, czego chcesz? Ridgeley nie odpowiedział, ale w jego czarnych oczach pojawiła się dziwaczna kpina.DuBrose obserwował jednym okiem kuriera, a drugim Camerona, starając się nie przegapić znaku.Żaden nie nadchodził.Czuł łaskotanie potu spływającego mu po że­brach.- Obaj z DuBrose'em chcemy pozostać przy życiu - podjął Camoron.- Ty na pewno też.Ta walka może się odbyć teraz albo później.Zgadzasz się ze mną?- A dlaczego nie teraz?- Bo teraz może ona niczego nie rozwiązać.Czy wiesz, co się stało z doktorem Pastorem?- Nie - przyznał Ridgeley.- Ostatnio z nikim się nie komunikowałem.Uważałem, że tak będzie rozsądniej.Pa­stor, Pastor.czy to nie ten, który pracował nad równa­niem?Tak - kurier miał jednak swoje ograniczenia.DuBrose obserwował go usiłując znaleźć pod tą beznamiętną maską jakąś wskazówkę, a Cameron tymczasem opowiadał, co się stało z Pastorem.- Istnieje więc bezpośrednie zagrożenie - skończył.- Moglibyśmy cię zabić, ty mógłbyś zabić jednego z nas lub obu, albo też i jedno, i drugie.Pastor nadal przebywa gdzieś na wolności.Dostrzegasz to utajone niebezpieczeństwo?Ridgeley najwyraźniej podjął już decyzję.- Pastor musi zginąć.Sekretarz Wojny może pokpić sprawę.W takim przypadku.tak, Cameron, on stanowi teraz główne zagro­żenie.Niewiele miałbym satysfakcji zabijając ciebie, gdyby zaraz potem Pastor zniszczył cały świat.- Zaczekaj - wtrącił się DuBrose.- Nie wiesz, czy Pastor użył swojej mocy, czy nie.a może należałoby po­wiedzieć, czy zamierza jej użyć? O ile czas nie jest zmien­ną.- Nie wiem tego - odparł Ridgeley.- Nie mogę więc ryzykować.Do zobaczenia.Wycofał się z pokoju.DuBrose podszedł do drzwi i za­mknął je.Szyby w oknach były ze szkła polaryzowanego, co zapewniało ochronę przed zaglądaniem z zewnątrz.- Pozwolimy mu odejść, szefie?Cameron pocierał dłonią czoło.- Lepiej tak.Może wy­ręczy nas w tej robocie - wytropi Pastora.A to trzeba zrobić.Strzelanina wywołana teraz nie przyniosłaby rozstrzygnięcia.Ben, on powiedział, że nie wie.- Czego? No tak.To dziwne.Jeśli naprawdę pochodzi z przyszłości, jeśli opanował umiejętność podróży w cza­sie - to powinien wiedzieć.- Tak, powinien.Powinien przynajmniej wiedzieć, czy czas jest elastyczny, czy nie, albo czy istnieją temporalne li­nie prawdopodobieństwa.Hmmm.Zobaczmy, co u Kalendera.Kalender oznajmił, że Daniela Ridgeleya śledzi teraz pięć wiązek skanujących i że kurier leci helikopterem na północ­ny zachód.Poza tym pewien technik studiujący równanie za­chichotał nagle, skurczył się w sobie i znikł.Badania mikro­skopowe nie wykazały nic poza maleńką dziurką w podło­dze.Przypuszczalnie technik ten opadł do samego środka ciężkości.Wystąpiły również trzy dalsze przypadki zwykłego obłę­du.Cameron wyłączył wiązkę i dał znak głową DuBrose'owi.- Zobacz, co u Eli Wooda.Sprawdź, jak mu idzie.Ja może lepiej nie będę się pokazywał.- Dyrektor słuchał pilnie z punktu obserwacyjnego nie objętego kadrem.Pogodna twarz Wooda poplamiona była atramentem, ale jego spokój ducha zdawał się niezmącony.- O, pan Du-Brose.Cieszę się, że pana widzę.Chciałem już pana łapać w departamencie Psychometrii, a później.no, ale powie­dział pan, że to sprawa wysoce poufna.- Bo taka jest.Jak panu idzie?- Śpiewająco - pochwalił się Wood.- To fascynujące zajęcie.Ale o wiele bardziej skomplikowane, niż sądziłem.Czasami trzeba pracować nad dwoma albo trzema próbie-mami jednocześnie ze względu na zmienność temporalną.Gdybym miał dostęp do integratorów.- Niech pan się uda do Dolnego Chicago - powiedział DuBrose w odpowiedzi na skinienie głowy Camerona.- Upoważnimy pana do korzystania z integratorów.Może do­brać pan sobie asystentów.- Wspaniale.Ludzi też będę potrzebował.fachowców.DuBrose zawahał się.- Czy to nie będzie niebezpieczne? Dla nich, oczywiście?- Nie sądzę.Pewne problemy chcę mieć po prostu szyb­ko rozwiązane.Dam im ten materiał do opracowania.I po­trzebnych mi będzie kilku mechaników.Chciałbym wprowa­dzić kilka zmian w Integratorze.Opracowałem metodę, ale nie wiem, jak połączyć przewody.- Załatwione.Może pan w przybliżeniu określić, kiedy pan skończy?- Nie potrafię tego powiedzieć.- No nic, niech pan kontynuuje.- Ach.jest jedno, panie DuBrose.Nigdy nie byłem w salach integratorów.Czy można tam palić? Nie potrafię pracować wydajnie bez mojej fajki.- Niech się pan nie krępuje - uspokoił go DuBrose i obserwował niknącą z ekranu spokojną twarz Wooda.Ca-meron zachichotał.- Wydaje mi się, że to odpowiedni typ.- A co z tymi pomocnikami, których zażądał?- Oni nie oszaleją.To nie ich odpowiedzialność.Zrzucą ją na Wooda.No nic, wracajmy do Dolnego Chicago.Chcę sobie obejrzeć tego chłopca mutanta - nazywa się Van Ness? Dobrze by było, gdyby udało nam się wyciągnąć z niego trochę informacji o Ridgeleyu.- To nie będzie łatwe.Jest fatalnie zdezorientowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl