[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Roztopione złoto płynęło po twarzy niczym wosk, żłobiąc w jego ciele głębokie bruzdy.- Ja jestem smokiem i ja dostanę koronę! - wrzeszczał, a jego dłonie oplatały ją jak węże, ciągnąc za sutki, szczypiąc je i wykręcając, oczy zaś płonęły i płynęły galaretowatym strumieniem po sczerniałych policzkach.…Nie chcesz obudzić smoka…Czerwone drzwi znajdowały się tak daleko przed nią, a z tyłu lizał ją lodowaty oddech.Gdyby ją pochwycił, umarłaby czymś więcej niż śmiercią, wyjąc bez końca samotnie w ciemności.Zaczęła biec.…Nie chcesz obudzić smoka…Czuła wypełniający ją żar, straszliwe pieczenie w łonie.Jej syn był wysoki i dumny, o miedzianej skórze Drogo i jej srebrzystozłotych włosach, oczy miał fioletowe w kształcie migdałów.Uśmiechał się do niej i uniósł rękę w jej stronę, lecz kiedy otworzył usta, wylał się z nich ogień.Widziała, jak jego serce przepala mu pierś i zaraz zniknął, strawiony płomieniem niczym ćma.Zapłakała nad swoim dzieckiem, obietnicą słodkich ust przy jej piersi, lecz jej łzy zamieniły się w parę, gdy tylko dotknęły jej skóry.…chcesz obudzić smoka…Widziała w korytarzu duchy ubrane w wyblakłe królewskie szaty.W dłoniach trzymali miecze z bladego ognia.Włosy ze srebra, włosy ze złota i platyny, oczy z opali, ametystów, tumalinu i jadeitu.- Szybciej - krzyczeli - szybciej, szybciej! - Pędziła, a jej stopy roztapiały kamień pod sobą.- Szybciej! - wołały duchy jednym głosem, a ona rzuciła się do przodu, krzycząc jeszcze głośniej.Jej plecy rozpruł ogromny nóż bólu i poczuła, że jej skóra rozwiera się, poczuła też smród palącej się krwi i ujrzała cień skrzydeł.Daenerys Targaryen pofrunęła.…obudzić smoka…Drzwi pojawiły się przed nią, tak blisko, tak blisko, korytarz wokół niej rozmazał się, chłód z tyłu odchodził.Nie było już kamiennej posadzki, a ona leciała nad morzem Dothraków, coraz wyżej i wyżej, pod nią falująca zieleń; wszystko, co żyło i oddychało, uciekało w popłochu przed cieniem jej skrzydeł.Wyczuwała dom, widziała go, tam, tuż za drzwiami, zielone pola i ogromne kamienne domy i ramiona, które niosły ze sobą ciepło.Otworzyła drzwi.…smoka…I ujrzała swojego brata, Rhaegara, na koniu równie czarnym jak jego zbroja.W wąskich otworach jego przyłbicy migotał ogień.- Ostatni ze smoków - wyszeptał ser Jorah.- Ostatni, ostatni.- Dany uniosła czarną przyłbicę brata.Twarz, którą ujrzała, była jej własnym obliczem.Potem długo był tylko ból, wypełniający ją ogień i szept gwiazd.Obudził ją smak popiołu.- Nie - jęknęła - nie, proszę.- Khaleesi? - Ujrzała nad sobą Jhiqui, która przypominała przestraszoną sarnę.Namiot, zamknięty, pogrążony był w ciszy i cieniu.Z kosza paleniska unosiły się pyłki popiołów.Dany patrzyła za nimi, jak wylatują otworem dymnym.Latałam, pomyślała.Miałam skrzydła, latałam.Ale to był tylko sen.- Pomóż mi - powiedziała szeptem, usiłując wstać.- Przynieś mi… - Jej głos przypominał żywą ranę; nie potrafiła przypomnieć sobie, czego chciała.Dlaczego była tak bardzo obolała? Jakby rozerwano jej ciało na strzępy, a potem ponownie je pozszywano z kawałków.- Chcę…- Tak, Khaleesi.- Jhiqui wybiegła z namiotu z krzykiem.Dany potrzebowała… czegoś… kogoś… czego? Wiedziała tylko, że jest to ważne.Tylko to się liczyło.Przewróciła się na bok i dźwignęła na łokciu, mocując się z kocem.Tak trudno było jej się poruszać.Świat pływał zamazany.Muszę…Znaleźli ją na podłodze, pełzającą w stronę smoczych jaj.Ser Jorah Mormont wziął ją na ręce i pomimo jej słabych protestów zaniósł z powrotem na maty.Spoglądając przez ramię, zobaczyła swoje trzy służące, a także Jhogo z jego pierwszym wąsem i szeroką twarz Mirri Maz Duur.- Muszę - próbowała im powiedzieć.- Muszę…- …śpij, księżniczko - powiedział ser Jorah.- Nie - odparła Dany.- Proszę, proszę.Chociaż była rozpalona, przykrył ją jedwabiem.- Śpij i nabieraj sił, Khaleesi.Wróć do nas.- A potem ujrzała nad sobą Mirri Maz Duur, maegi, która przystawiła jej do ust puchar.Poczuła smak kwaśnego mleka i czegoś jeszcze, czegoś gęstego i gorzkiego.Ciepła ciecz popłynęła po brodzie.Udało jej się przełknąć.W namiocie pociemniało i ponownie zapadła w sen.Tym razem nic jej się nie śniło.Przepełniona spokojem, unosiła się na czarnym, bezkresnym morzu.Potem - nie potrafiła powiedzieć, czy minęła noc, dzień, a może rok - znowu się obudziła.W namiocie panowała ciemność, a jego ściany trzepotały niczym skrzydła poruszane porywami wiatru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl