[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto w krypcie pod świątynią posadowiła Taramis jakowegoś potwora; czym jest i skąd się wziął - nikt tego nie wie.Atoli królowa na krótko po tym, jak krwawo zdławiła rewoltę swych wojsk przeciw Konstancjuszowi, spędziła samotnie noc w sprofanowanej świątyni; samotnie, lecz z tuzinem spętanych jeńców.Wstrząśnięci ludzie widzieli ciężki, smrodliwy dym, unoszący się ponad dachem świątyni, a z wnętrza przez całą noc dobiegały recytowane przez królową zaklęcia i śmiertelne jęki torturowanych jeńców; przed świtem do owych dźwięków inny głos dołączył - przeraźliwy, nieludzki rechot, który zmroził krew w żyłach tym, co go słyszeli.O świcie Taramis wychynęła ze świątyni, słaniając się na nogach, a oczy płonęły jej szatańskim, triumfalnym blaskiem.Jeńców nikt już nigdy nie zobaczył; nikt też nie słyszał więcej owego rechotu.Owóż jest w świątyni komnata, do której nie wchodzi nikt oprócz królowej, a ta zawsze pędzi przed sobą ludzką ofiarę.A nikt nigdy nie widział żadnego z owych nieszczęśników powtórnie; wszyscy sądzą, iż w komnacie owej potwór się jakiś gnieździ, czarami z pomrocznej otchłani dziejów przywołany, i ludzi przez Taramis przywodzonych pożerający.Nie mogę dłużej myśleć o niej jako o kobiecie śmiertelnej, jeno jako o wściekłej strzydze, czającej się pomiędzy kośćmi swych ofiar w cuchnącej krwią norze, a jawi mi się z długimi, skrwawionymi szponami.To, iż bogowie dozwalają jej uprawiać owe przeokropne praktyki bezkarnie, zachwiało niemal mą wiarą w boską sprawiedliwość.Kiedy porównam jej obecne zachowanie z tym, jakie pamiętam z czasów, gdym siedem miesięcy temu zjechał do Khauranu, opanowuje mnie zdumienie i prawie skłaniam się ku wyznawanej przez wielu wierze, iż to demon jakowyś ciałem Taramis zawładnął.Inne podejrzenie powziął pewien młody wojownik imieniem Waleriusz; twierdzi on, iż to czarownica przybrała kształt ubóstwianej przez lud królowej, zaś Taramis samą w jakimś lochu osadzono.Młodzian ów poprzysiągł, że odnajdzie prawdziwą królową, jeśli ta jeszcze żyje, lecz obawiam się srodze, iż sam padł ofiarą okrucieństwa Konstancjusza.Będąc zamieszanym w rewoltę gwardii pałacowej, zmylił pogonie i pozostawał w ukryciu, uparcie odmawiając szukania azylu poza granicami; ukrywającego się nawiedziłem i wtedy to zwierzył mi się ze swych podejrzeń.Ale dnia pewnego zniknął - tak, jak zniknęło już wielu, a nikt nie śmie nawet zgadywać ich losu.Obawiam się, iż pojmali go szpiedzy Konstancjusza.Muszę już kończyć me pismo, by tej jeszcze nocy wymycić je z miasta, co mogę uczynić dzięki gołębiowi śmigłemu; zaniesie on mój list w miejsce swego urodzenia, skąd go przywiozłem, a to na granicę Koth.Stamtąd pierwej jeździec, a potem sztafeta wielbłądzia przesyłkę do ciebie powiozą.Muszę zdążyć przed świtem, a jest już późno i gwiazdy bledną nad wiszącymi ogrodami Khauranu.Przeraźliwa cisza spowija miasto i słyszę tylko stłumiony dźwięk ofiarnego bębna, dobiegający do mnie z odległej świątyni; nie wątpię, iż jest tam Taramis, knująca wespół z mocami piekielnymi nowe okrucieństwa.”Ale mędrzec mylił się, odgadując miejsce pobytu kobiety zwanej przez niego Taramis; niewiasta znana Światu jako królowa Khauranu stała w lochu, oświetlona migotliwym płomieniem pochodni; ruchliwe światło pełgało po jej twarzy, podkreślając diaboliczne okrucieństwo wypisane na pięknym obliczu.Przed nią, na gołej, kamiennej posadzce, kuliła się postać, której nagość ledwie skrywały wystrzępione łachmany.Postać tę Salome trąciła pogardliwie zadartym noskiem złotego sandałka, uśmiechając się mściwie, gdy ofiara skuliła się w obronnym geście.- Czyżbyś nie przepadała za mymi pieszczotami, słodka siostrzyczko?Pomimo siedmiomiesięcznego uwięzienia, pomimo okrywających jej ciało plugawych łachmanów Taramis ciągle była piękna.Nie odpowiedziała na zaczepkę siostry, a tylko pochyliła głowę jak ktoś nawykły, już do poniżeń.Taka rezygnacja nie ucieszyła Salome; zagryzła pąsowe wargi, nasrożyła się i stała tak, odziana z barbarzyńskim przepychem kobiet z Shushan, przytupując obcasikiem o kamienną płytę podłogi.W świetle pochodni klejnoty lśniły na jej sandałach, na szczerozłotych napierśnikach i podtrzymujących je łańcuchach; krocząc, pobrzękiwała złotymi obręczami na kostkach, a wysadzane drogimi kamieniami naramiennice i bransolety ciążyły na jej nagich ramionach.Włosy miała upięte wysoko, na modłę kobiet shemiekich, a złote nausznice z jadeitowymi wisiorami rzucały błyski przy każdym niecierpliwym ruchu hardo uniesionej głowy.Wysadzana gemmami przewiązka podtrzymywała jedwabną suknię, tak cienką, iż stanowiła jawne szyderstwo z dobrych obyczajów.Niedbale przerzucona przez ramię ciemnoszkarłatna peleryna skrywała jakiś tobołek trzymany przez wiedźmę w lewej dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl