[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, oczywiście - przyznał.Nat układał sobie w myślach, co powie, kiedy sekretarka połączyła się i poinformowała go, że pani Kirkbridge jest na linii.- Dzień dobry, nazywam się Nat Cartwright, jestem dyrektorem generalnym Banku Russella w Hartford, w stanie Connecticut.Mamy propozycję, która może zainteresować pani firmę, a ponieważ będę dziś po południu w Nowym Jorku, chciałbym, żeby pani poświęciła mi kilka minut.- Czy pozwoli pan, że za chwilę oddzwonię- - powiedziała z wyraźnym angielskim akcentem.- Oczywiście - rzekł Nat.- Czekam na pani telefon.Ciekaw był, ile czasu zajmie pani Kirkbridge ustalenie, że jest dyrektorem generalnym Banku Russella.Najwyraźniej sprawdzała, bo nawet go nie spytała o numer telefonu.Kiedy telefon znów zadzwonił, sekretarka oznajmiła, że to pani Kirkbridge.Nat spojrzał na zegarek; uwinęła się w siedem minut.- Mogę się z panem zobaczyć dziś o wpół do trzeciej.Czy to panu odpowiada?- Jak najbardziej - rzekł Nat.Odłożył słuchawkę i połączył się z Lindą.- Potrzebny mi bilet na pociąg do Nowego Jorku na dziś na wpół do dwunastej.Następnie Nat zatelefonował do Banku Rigga w San Francisco, gdzie potwierdzono jego najgorsze obawy.Polecono im przesłać pieniądze do Banco Mexico natychmiast, gdy do nich dotarły.Nat wiedział, że stamtąd podążą za słońcem i znikną za horyzontem.Doszedł do wniosku, że nie ma sensu powiadamiać policji jeżeli nie chce, żeby połowa banków została dopuszczona do tajemnicy.Podejrzewał, że Julia, czy jak jej było na imię, też to przewidziała.Nat przekopał się przez masę zaległości powstałych podczas jego urlopu, po czym wyszedł z banku, żeby złapać pociąg do Nowego Jorku.Do siedziby firmy Kirkbridge i Spółka na 97 Ulicy dotarł tuż przed umówioną godziną.Ledwo usiadł w recepcji, kiedy otworzyły się drzwi.Stanęła w nich elegancka, dobrze ubrana kobieta.- Pan Cartwright?- Tak - odparł, podnosząc się z krzesła.- Julia Kirkbridge.Zapraszam do mojego gabinetu.- Ten sam angielski akcent.Nat nie mógł sobie przypomnieć, kiedy to członek rady nadzorczej jakiegoś przedsiębiorstwa - zwłaszcza w Nowym Jorku - wychodził po niego do recepcji, zamiast wysyłać sekretarkę.- Zaintrygował mnie pański telefon - powiedziała pani Kirkbridge, wskazawszy Natowi wygodny fotel koło kominka.- Nieczęsto się zdarza, żeby bankier z Connecticut przyjeżdżał do mnie w odwiedziny do Nowego Jorku.Nat wyjął z teczki papiery, usiłując ocenić siedzącą naprzeciwko kobietę.Jej ubranie, podobnie jak ubranie kobiety, która ją udawała, było świetnie skrojone, ale o wiele spokojniejsze, i choć szczupła, i w wieku około trzydziestu pięciu lat, w przeciwieństwie do blondynki z Minnesoty miała ciemne oczy i włosy.- To proste - zaczął Nat.- Rada miejska w Hartford wystawiła na sprzedaż kolejny teren z pozwoleniem na budowę centrum handlowego.Bank nabył ten teren, traktując to jako inwestycję, i szuka wspólnika.Pomyśleliśmy, że może pani firmę to zainteresuje.- Dlaczego nas? - spytała Julia.- Pani firma brała udział w aukcji parceli Robinsona, co - nawiasem mówiąc - okazało się doskonałym interesem, dlatego uznaliśmy, że może zechce zaangażować się w to nowe przedsięwzięcie.- Trochę się dziwię, że nie pomyśleliście, aby porozumieć się z nami przed aukcją - powiedziała pani Kirkbridge - bo wtedy byście się zorientowali, że uznaliśmy warunki za zbyt restrykcyjne.- Jej słowa zaskoczyły Nata.- W końcu - ciągnęła pani Kirkbridge - tym się zajmujemy.- Tak, wiem - rzekł Nat, usiłując zyskać na czasie.- Czy mogę spytać, za ile został sprzedany? - zapytała pani Kirkbridge.- Trzy koma sześć miliona.- To znacznie powyżej naszej wyceny - powiedziała pani Kirkbridge, przewracając stronę w leżącej przed nią teczce.Nat zawsze uważał, że jest dobrym pokerzystą, ale nie miał sposobu, żeby się dowiedzieć, czy pani Kirkbridge blefuje.Miał w rękawie tylko jedną kartę.- Cóż, przepraszam, że zmarnowałem pani czas - powiedział, podnosząc się z fotela.- Może pan nie zmarnował - rzekła pani Kirkbridge - ponieważ nadal jestem zainteresowana pańską propozycją.- Szukamy wspólnika, z którym podzielilibyśmy się po połowie - powiedział Nat, siadając z powrotem.- Co to dokładnie znaczy? - spytała pani Kirkbridge.- Pani firma wykłada milion osiemset tysięcy dolarów, bank finansuje resztę, a z chwilą kiedy koszty się zwrócą, wszystkie zyski dzielimy po połowie.- Żadnych opłat bankowych i stopa procentowa jak dla pierwszorzędnych kredytobiorców?- Rozważymy to - rzekł Nat.- Więc proszę zostawić mi szczegółowe wyliczenia, a ja się z panem skontaktuję.Ile czasu mam na podjęcie decyzji?- Spotykam się jeszcze w Nowym Jorku z dwoma potencjalnymi inwestorami - powiedział Nat.- Oni też uczestniczyli w aukcji parceli Robinsona.Trudno było wyczytać z jej twarzy, czy mu uwierzyła.- Pół godziny temu - oznajmiła z uśmiechem - miałam telefon od dyrektora rady miejskiej w Hartford, pana Cooke’a.- Nat zamarł.- Nie przyjęłam tego telefonu, bo uznałam, że roztropniej będzie najpierw spotkać się z panem.Jednak trudno mi uwierzyć, żeby w Harwardzkiej Szkole Biznesu zalecano panu analizowanie tego typu przypadków, dlatego myślę, że czas, aby mi pan powiedział, dlaczego naprawdę chciał się pan ze mną zobaczyć.Annie wiozła męża do ratusza i pierwszy raz tego dnia byli sami.- Dlaczego po prostu nie jedziemy do domu? - rzucił Fletcher.- Przypuszczam, że każdy kandydat tak się czuje przed liczeniem głosów.- Wiesz, Annie, myśmy ani razu nie mówili o tym, co będę robił, jeżeli przegram.- Zawsze uważałam, że wstąpisz do jakiejś firmy prawniczej.Mało ich pukało do naszych drzwi- Czy Simpkins i Welland nie mówili, że potrzebują kogoś, kto się specjalizuje w prawie karnym?- Tak, nawet proponowali mi, żebym został wspólnikiem, ale problem w tym, że najbardziej pociąga mnie polityka.Mam na tym punkcie prawdziwego fioła, jeszcze większego niż twój ojciec.- To niemożliwe - rzekła Annie.- Przy okazji, on mówił, żebyś skorzystał z jego miejsca parkingowego.- Nie ma mowy - sprzeciwił się Fletcher.- Tylko senator może zajmować to miejsce.Nie, zaparkujemy samochód na jednej z bocznych ulic.- Fletcher wyjrzał przez okno i zobaczył dziesiątki ludzi wstępujących po schodach ratusza.- Gdzie oni idą? - zapytała Annie.- Chyba nie są wszyscy bliskimi krewnymi pani Hunter-- Nie.- Fletcher się roześmiał.- Publiczności wolno przyglądać się liczeniu głosów z galerii.To najwyraźniej stara hartfordzka tradycja - dodał.Tymczasem Annie w końcu znalazła wolne miejsce w pewnym oddaleniu od ratusza.Fletcher i Annie trzymali się za ręce, gdy wtapiali się w tłumek zmierzający do sali ratusza.Przez lata Fletcher oglądał wielu polityków i ich żony trzymających się za ręce w dniu wyborów i nieraz się zastanawiał, ilu z nich celebruję ten rytuał ze względu na kamery.Ściskał rękę Annie, gdy szli schodami i starali się wyglądać swobodnie.- Czy czuje się pan pewny siebie? - zapytał lokalny prezenter, podtykając mikrofon Fletcherowi.- Nie - powiedział szczerze Fletcher.- Jestem zdenerwowany jak diabli.- Czy pan myśli, że zwyciężył pan Barbarę Hunter? - spróbował tamten jeszcze raz.- Chętnie odpowiem na to pytanie za parę godzin.- Czy uważa pan, że to była czysta walka?- Pan to lepiej osądzi niż ja - rzekł Fletcher, wstępując wraz z Annie na najwyższy stopień i wchodząc do budynku.Kiedy wkroczyli na salę, część osób siedzących na galerii powitała ich oklaskami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]