[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawało się to teraz bardzo istotnąsprawą, gdyż plaża się stopniowo kończyła, co do tego nie było żadnej wątpliwo-ści.Wzgórza zaś podchodziły do brzegu, powoli zbliżając się do wody.Plaża przestała już być plażą piach ustąpił miejsca twardej i gładkiej glebie.Coś zapewne odpływy lub obfite opady (nie było takich; od kiedy znalazł sięw tym świecie, nie spadła nawet kropla wprawdzie niebo kilka razy zasnułosię chmurami, lecz zaraz rozpędził je wiatr) wygładziły wszystkie nierównościterenu.O dziewiątej trzydzieści Odetta nagle zawołała: Stój, Eddie! Stój!Zatrzymał się tak gwałtownie, że musiała złapać się poręczy wózka, żeby niewypaść.W mgnieniu oka znalazł się przed nią. Przepraszam.Dobrze się czujesz? Zwietnie. Pojął, że wziął podniecenie za niepokój.Wskazała palcem.Tam! Widzisz coś?Osłonił dłonią oczy i niczego nie dostrzegł.Wytężył wzrok.Przez chwilkęwydawało mu się.nie, to na pewno tylko falowanie rozgrzanego powietrza nadziemią, doszedł do wniosku. Nie sądzę orzekł i uśmiechnął się. Może tylko jedno życzenie. A ja widzę! Odwróciła ku niemu ożywioną, uśmiechniętą twarz.Stoją zupełnie same! Tam, gdzie kończy się plaża.Spojrzał ponownie, tym razem aż tak wytężając wzrok, że oczy zaszły mu łza-mi.Znów wydało mu się, że coś dostrzega. Widziałeś to pomyślał i uśmiech-nął się. Widziałeś jej życzenie. Może rzekł, nie dlatego, że istotnie coś zauważył, ale dlatego, że onaw to wierzyła. Chodzmy!Eddie wrócił na swoje miejsce za oparciem wózka inwalidzkiego, korzystając222z krótkiej przerwy, by ukradkiem rozmasować sobie obolały krzyż.Odetta sięobejrzała. Na co czekasz? Naprawdę uważasz, że coś tam zauważyłaś, mam racje? Tak! No, cóż, więc ruszajmy!Ponownie zaczął pchać wózek.* * *Pół godziny pózniej on też to zobaczył. Jezu pomyślał ona ma wzrokrównie dobry jak Roland.Może lepszy.Oboje nie chcieli zatrzymywać się, ale musieli coś zjeść.Pospiesznie spożyliposiłek i natychmiast ruszyli w drogę.Nadchodził przypływ i Eddie z rosnącymniepokojem spoglądał w prawo, na zachód.Znajdowali się kawałek za linią morsz-czynu i trawy morskiej, znaczących zasięg fal, lecz niepokoiła go myśl, że zanimdotrą do drzwi, znajdą się nieprzyjemnie blisko wody, mając po jednej stroniemorskie fale, a po drugiej strome zbocza gór.Teraz bardzo wyraznie widział tewzgórza i nie był to przyjemny widok.Skaliste, porośnięte karłowatymi drzew-kami, które wbijały w ziemię swe korzenie niczym artretyczne palce, zawzięciesię jej trzymając, oraz krzewami, wyglądającymi na cierniste.Choć nie były zbytstrome, raczej nie można będzie wjechać na nie wózkiem.Może zdołałby wnieśćją na któreś zbocze, a może nawet będzie musiał to zrobić, ale nie cieszyła goperspektywa pozostawienia jej tutaj.Po raz pierwszy usłyszał bzyczenie owadów.Wydawały dzwięki podobne dogrania świerszczy, ale wyższe i bez swingującego rytmu po prostu monotonne iiiiiii , jak brzęk przewodów linii wysokiego napięcia, i po raz pierwszy zauwa-żył inne ptaki poza mewami.Niektóre były całkiem spore i krążyły nad lądem.Jastrzębie pomyślał.Od czasu do czasu widział, jak składały skrzydła i spadałyniczym kamienie.Polując.Na co polowały? Cóż, pewnie na jakieś małe zwierzę-ta.W porządku.Mimo to wciąż myślał o wyciu, które słyszał w nocy.Do południa już zupełnie wyraznie widzieli te drzwi.Tak jak dwoje poprzed-nich, te też wydawały się złudzeniem, lecz były równie rzeczywiste jak góry i mo-rze. Zdumiewające usłyszał cichy głos Odetty. Po prostu zdumiewające.Znajdowały się dokładnie tam, gdzie przypuszczał: w zatoczce stanowiącejgranicę łatwego szlaku na północ.Stały tuż poza zasięgiem przypływu i niecałe223trzy jardy od miejsca, gdzie góry nagle wyrastały się z ziemi, jak gigantyczna dłońpokryta nie włosami, a szarozielonymi krzakami.Przypływ zaczął się, gdy słońce chyliło się ku powierzchni oceanu.i praw-dopodobnie o czwartej tak twierdziła Odetta, a ponieważ twierdziła, że umieokreślać czas z położenia słońca na niebie (i ponieważ była jego ukochaną) Eddiewierzył jej dotarli do drzwi.* * *Patrzyli na nie Odetta siedząca na wózku inwalidzkim, z dłońmi na podoł-ku, i Eddie stojący obok niej.Niby spoglądali na nie tak samo jak poprzedniejnocy na samotną gwiazdę, czyli jak dwoje dzieci a jednak zupełnie inaczej.Gdy kierowali swe życzenia do gwiazdy, byli dziećmi szczęścia.Teraz patrzyliposępnie, z namysłem, jak dzieci przyglądające się czemuś, co dotychczas uwa-żały za wytwór wyobrazni.Na drzwiach widniało słowo. Co oznacza ten napis? zapytała po chwili Odetta. Nie wiem odparł Eddie, lecz to słowo przejęło go dreszczem.Poczuł, żeserce zamiera mu w piersi. Na pewno? spytała, mierząc go wzrokiem. Tak.Ja. Przełknął ślinę. Nie wiem.Patrzyła jeszcze chwilę. Przepchnij mnie przez nie, proszę.Chciałabym tam zajrzeć.Wiem, że za-leży ci na tym, by natychmiast wrócić do niego, ale możesz to dla mnie zrobić?Mógł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]