[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przez cały dzień próbował cię złapać.- I on się uważa za detektywa? - prychnął Dan, wyciągając rękę po klucz.- Szukał cię przez cały dzień, a potem zjawiasz się tutaj, zamiast wrócić na posterunek, jak mu obiecałeś, a ja tak zwyczajnie daję ci klucz.nie będzie tym zachwycony.Dan westchnął.- Myślisz, że będzie zachwycony, jeśli nie dasz mi klucza i będę musiał wybić szybę, żeby wejść do domu?- Nie zrobisz tego.- Wybierz okno.- To głupie.- Wszystko jedno które.Wreszcie Padrakis dał mu klucz.Dan przeszedł chodnikiem przez bramę do drzwi frontowych, oszczędzając kontuzjowane kolano.Znowu zanosi się na deszcz, mówiło.Otworzył drzwi i wszedł do środka.Znalazł się w maleńkim przedpokoju.Salon po prawej stronie był ciemny, przez okno wpadał tylko nikły bladoszary odblask dalekiej latarni.Po lewej, na drugim końcu wąskiego korytarza paliła się lampa w gabinecie lub sypialni.Nie było jej widać z ulicy.Wexlersh i Manuello widocznie zapomnieli ją zgasić, kiedy skończyli, co było do nich podobne: partacze.Włączył światło w korytarzu, wszedł w ciemność po prawej, znalazł lampę i najpierw obejrzał salon.Zdumiał się.Ten skromny domek w skromnym sąsiedztwie był umeblowany tak, jakby służył za sekretny azyl któremuś z Rockefellerów.Środek salonu zajmował wspaniały chiński dywan trzycalowej grubości, mierzący dwanaście na dwanaście stóp, we wzór ze smoków i kwiatów wiśni.Stały tam francuskie krzesła z połowy dziewiętnastego wieku, z ręcznie rzeźbionymi nogami, oraz sofa do kompletu, obita kosztowną tkaniną w odcieniu złamanej bieli, dokładnie pasującym do barwy tła na dywanie.Dwie lampy z brązu o misternie rzeźbionych podstawach miały abażury z kryształowych wisiorków.Duży stolik do kawy nie przypominał niczego, co Dan widywał wcześniej: wykonany całkowicie z brązu i cyny, ze wspaniale wygrawerowaną orientalną sceną na blacie; wierzch zakrzywiał się łagodnie tworząc boki, a boki wyginały się tworząc nóżki, toteż cały mebel wydawał się uformowany z jednej opływowej bryły.Na ścianach wisiały pejzaże, wyglądające na dzieła mistrzów, każdy w bogatej ramie.Stylowa francuska etażerka w drugim końcu pokoju zawierała kolekcję kryształów - wazy, puchary, figurki -jeden piękniejszy od drugiego.Samo umeblowanie salonu kosztowało więcej niż cały skromny dom.Widocznie Ned Rink dobrze zarabiał jako płatny morderca.I wiedział, jak wydawać pieniądze.Gdyby kupił wielki dom w najlepszej okolicy, urząd skarbowy w końcu zainteresowałby się źródłami jego dochodów, tutaj jednak mógł żyć w luksusach, zachowując pozory skromności.Dan próbował wyobrazić sobie Rinka w tym pokoju.Morderca był niski, krępy i zdecydowanie brzydki.Zrozumiałe było jego pragnienie, by otaczać się pięknymi rzeczami, lecz siedząc tutaj, musiał wyglądać jak karaluch na torcie urodzinowym.Dan zauważył, że w salonie nie było luster, przypomniał sobie, że nie widział żadnego w przedpokoju, i zaczął podejrzewać, że nie znajdzie ani jednego w całym domu, oczywiście z wyjątkiem łazienki.Prawie pożałował Rinka, miłośnika piękna, który nie mógł na siebie patrzeć.Zafascynowany, przeszedł przez korytarz, żeby obejrzeć resztę domu.Najpierw ruszył do pokoju, gdzie Wexlersh i Manuello zostawili zapalone światło.Kiedy przestąpił próg, nagle przyszło mu do głowy, że może niesłusznie obwinia Wexlersha i Manuella, może ktoś inny wszedł tymczasem do domu, może ktoś zakradł się tutaj nielegalnie, mimo że Geo-rge Padrakis pilnował frontowego wejścia, i w tej samej chwili dostrzegł kątem oka jakiś ruch, ale za późno.Odwrócił się i ujrzał kolbę pistoletu spadającą mu na głowę.Ponieważ zdążył się odwrócić, cios trafił go prosto w czoło zamiast w bok czaszki.Upadł.Twardo.Górne światło zgasło.Miał wrażenie, że czaszka mu pękła, ale nie stracił przytomności.Usłyszał szelest i zorientował się, że napastnik przechodzi obok niego w stronę drzwi.W korytarzu paliło się światło, ale Danowi ćmiło się w oczach i widział tylko bezkształtną sylwetkę otoczoną blaskiem.Sylwetka jakby falowała w górę i w dół, a jednocześnie kręciła się w kółko jak na karuzeli, i Dan zrozumiał, że traci przytomność.Niemniej podpełznął do przodu po podłodze, sycząc z bólu, który przeszył jego głowę, kark i ramiona, wyciągnął rękę i próbował złapać umykającą zjawę.Chwycił pełną garść materiału, nogawkę męskich spodni, i szarpnął z całej siły.Obcy zatoczył się, uderzył we framugę drzwi i warknął:- Cholera!Dan nie puszczał.Przeklinając, intruz kopnął go w ramię.Potem drugi raz.Dan trzymał teraz faceta obiema rękami za nogę i usiłował go ściągnąć na podłogę, gdzie obaj mieliby równe szansę, tamten jednak uczepił się framugi drzwi i próbował strzą-snąć napastnika.Dan poczuł się jak pies atakujący listonosza.Intruz kopnął go ponownie, tym razem w prawe ramię, które natychmiast zdrętwiało.Uchwyt na nodze przeciwnika stracił połowę siły.Światło jakby przygasło i Dan już prawie nic nie widział.Oczy go piekły.Zgrzytnął zębami, jakby chciał wgryźć się w świadomość i przytrzymać ją w imadle własnych szczęk.Obcy, ciemny kształt na tle mętnego światła w korytarzu pochylił się nad nim i rąbnął go ponownie kolbą pistoletu.Tym razem w ramię.Potem w środek pleców.Potem znowu w ramię.Mrugając, żeby rozproszyć mgłę w piekących oczach, Dan puścił nogę włamywacza, poderwał zdrową lewą rękę i próbował dosięgnąć gardła lub twarzy.Chwycił ucho , i szarpnął.Obcy zakwiczał.Ręka Dana ześliznęła się z zakrwawionego ucha, ale palce zahaczyły za kołnierzyk koszuli.Intruz tłukł ramię Dana, żeby się uwolnić.Dan trzymał mocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl