[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobrze  powiedziaÅ‚. No.Bobby nie jest okrutny czy niewrażliwy.ChciaÅ‚ powiedzieć, że to dobrze, iż tatoprzestaÅ‚ cierpieć.KomunikujÄ…c siÄ™ miÄ™dzy sobÄ…, czÄ™sto przekazujemy sobie wiele, uży-wajÄ…c niewielu słów.Ludzie mylnie uznajÄ… nas za braci nie tylko z powodu tego samegowzrostu, wagi i budowy. ZdążyÅ‚eÅ› do szpitala na czas.To super. Super.Nie spytaÅ‚ mnie, jak sobie z tym radzÄ™.WiedziaÅ‚. A po szpitalu odÅ›piewaÅ‚eÅ› parÄ™ numerów w teatrzyku tych facetów, którzy ma-lujÄ… siÄ™ na czarno  powiedziaÅ‚.DotknÄ…Å‚em ubrudzonÄ… sadzÄ… rÄ™kÄ… ubrudzonej sadzÄ… twarzy. KtoÅ› zabiÅ‚ AngelÄ™ Ferryman, podpaliÅ‚ jej dom, żeby ukryć Å›lady.Prawie zaÅ‚apa-Å‚em siÄ™ na tÄ™ wielkÄ… onaulaloa w niebie. Kim jest ten ktoÅ›? Sam chciaÅ‚bym wiedzieć.Ci sami ludzie ukradli ciaÅ‚o taty.Bobby popiÅ‚ piwa i nie odezwaÅ‚ siÄ™. Zabili włóczÄ™gÄ™, wymienili go na tatÄ™.Może wolaÅ‚byÅ› o tym nie wiedzieć.Przez chwilÄ™ porównywaÅ‚ mÄ…drość niewiedzy z przyciÄ…ganiem ciekawoÅ›ci. Zawsze mogÄ™ zapomnieć, że sÅ‚yszaÅ‚em, jeÅ›li tak bÄ™dzie mÄ…drzej.Orson czknÄ…Å‚.Ma wzdÄ™cia od piwa.Kiedy pomachaÅ‚ ogonem i podniósÅ‚ Å‚eb z bÅ‚agalnÄ… minÄ…, Bobby rzekÅ‚: Nie dostaniesz wiÄ™cej, kudÅ‚ata mordo. Jestem gÅ‚odny  powiedziaÅ‚em. I brudny.Wez prysznic, włóż jakieÅ› moje rzeczy.PrzygotujÄ™ parÄ™ morderczychtaco. MyÅ›lÄ™, że umyjÄ™ siÄ™ pÅ‚ywajÄ…c. Tam stajÄ… brodawki. Jest z piÄ™tnaÅ›cie stopni. MówiÄ™ o temperaturze wody.Wierz mi, wskaznik brodawkowy skoczyÅ‚.Lepiejwziąć prysznic.127  Orsonowi też przyda siÄ™ pucunek. Wez go ze sobÄ… do kabiny.Tam jest masa rÄ™czników. Bratek z ciebie  powiedziaÅ‚em. Bratek to od  brat. No, mam takie chrzeÅ›cijaÅ„skie podejÅ›cie, że już nie pÅ‚ywam po wodzie.chodzÄ™po niej.Po dÅ‚uższej chwili pobytu w Bobbylandzie byÅ‚em zrelaksowany i chciaÅ‚em przejśćdo przekazania wiadomoÅ›ci.Bobby to wiÄ™cej niż ukochany przyjaciel.To Å›rodek uspo-kajajÄ…cy.Nagle odsunÄ…Å‚ siÄ™ od lodówki i przekrzywiÅ‚ gÅ‚owÄ™.SÅ‚uchaÅ‚. CoÅ›?  spytaÅ‚em. KtoÅ›.Nie sÅ‚yszaÅ‚em niczego poza równomiernie cichnÄ…cym gÅ‚osem wiatru.Przy za-mkniÄ™tych oknach i tak spokojnej fali nie sÅ‚yszaÅ‚em nawet morza, ale zauważyÅ‚em, żeOrson też zwiÄ™kszyÅ‚ czujność.Bobby ruszyÅ‚ na zewnÄ…trz, sprawdzić, co to za gość, a ja powiedziaÅ‚em, podsuwa-jÄ…c mu glocka: Bratku.SpojrzaÅ‚ powÄ…tpiewajÄ…co na pistolet, potem na mnie. Trzymaj wolne obroty. Po co? Tamten włóczÄ™ga.WydÅ‚ubali mu oczy.WzruszyÅ‚em ramionami. Bo mogli?Przez chwilÄ™ Bobby zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad tym, co powiedziaÅ‚em.Potem wyjÄ…Å‚ z kie-szeni spodni klucz i otworzyÅ‚ schowek na miotÅ‚y, który, jak siÄ™gam pamiÄ™ciÄ…, poprzed-nio nigdy nie byÅ‚ zaopatrzony w zamek.Z wÄ…skiej sza4ài wyjÄ…Å‚ dubeltówkÄ™ z chwytempistoletowym i dolnym przeÅ‚adowaniem,  pompkÄ™. Oho, nowość  powiedziaÅ‚em. Zrodek do odstraszania hoÅ‚oty.To nie mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ w codziennym rytmie Bobbylandu.Nie potrafiÅ‚em siÄ™ powstrzy-mać: Trzymaj wolne obroty.PoszliÅ›my z Orsonem za Bobbym przez pokój dzienny i na frontowÄ… werandÄ™.Morska bryza niosÅ‚a lekki zapach wodorostów.Dom staÅ‚ frontem ku północy.W zatocenie byÅ‚o Å‚odzi  przynajmniej z wÅ‚Ä…czonymi Å›wiatÅ‚ami.Na wschodzie miasteczko mi-gotaÅ‚o Å›wiateÅ‚kami wzdÅ‚uż brzegu i na wzgórzach.Wokół domku, do koÅ„ca cypla, byÅ‚y niskie wydmy i przybrzeżna trawa pokrytaszronem księżycowego Å›wiatÅ‚a.Nikogo w zasiÄ™gu wzroku.128 Orson podszedÅ‚ do szczytu schodów i staÅ‚ tam napiÄ™ty, z Å‚bem uniesionym i wysu-niÄ™tym; Å‚apaÅ‚ wiatr i rozpoznawaÅ‚ wonie bardziej interesujÄ…ce niż zapach wodorostów.PolegajÄ…c być może na szóstym zmyÅ›le Bobby nawet nie spojrzaÅ‚ na psa, by upew-nić siÄ™ co do swoich podejrzeÅ„. ZostaÅ„ tu.GdybyÅ› kogoÅ› wypÅ‚oszyÅ‚, powiedz mu, że nie odejdzie, aż sprawdzimy,czy ma ważnÄ… kartÄ™ parkingowÄ….Bosy zszedÅ‚ po stopniach i przeciÄ…Å‚ wydmy, sprawdzajÄ…c stromy stok zbiegajÄ…cy doplaży.KtoÅ› tam mógÅ‚ leżeć, obserwować domek z ukrycia.Bobby szedÅ‚ wzdÅ‚uż krawÄ™-dzi stoku, w kierunku cypla, uważnie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ stokowi i plaży, co kilka kroków za-wracaÅ‚ i sprawdzaÅ‚ teren miÄ™dzy sobÄ… i domem.TrzymaÅ‚ dubeltówkÄ™ gotowÄ… do strzaÅ‚uw obu rÄ™kach i przeszukiwaÅ‚ teren z wojskowÄ… dokÅ‚adnoÅ›ciÄ….Najwyrazniej miaÅ‚ wprawÄ™ w wykonywaniu tej czynnoÅ›ci.WczeÅ›niej nie wspo-mniaÅ‚, że byÅ‚ nachodzony przez kogoÅ› lub niepokojony przez intruzów.Zwykle, gdymiewaÅ‚ poważne kÅ‚opoty, zwierzaÅ‚ mi siÄ™.ZastanawiaÅ‚em siÄ™, jakie tajemnice ukrywa. 19Orson odwróciÅ‚ siÄ™ od schodów i wsunÄ…Å‚ pysk miÄ™dzy tralki wschodniego kraÅ„cawerandy.SpoglÄ…daÅ‚ nie ku zachodowi, gdzie byÅ‚ Bobby, ale w kierunku cypla i miastecz-ka.Cicho warczaÅ‚.PoszedÅ‚em za jego spojrzeniem.Nawet przy peÅ‚ni księżyca, którego nie zasÅ‚aniaÅ‚yporwane strzÄ™py chmur, nie mogÅ‚em nikogo dojrzeć.Pies nadal warczaÅ‚, równomierniejak pracujÄ…cy silnik.Na zachodzie Bobby dotarÅ‚ do cypla i nadal szedÅ‚ wzdÅ‚uż krawÄ™dzi stoku.WidziaÅ‚emgo, ale byÅ‚ zaledwie szarym ksztaÅ‚tem na caÅ‚kowicie czarnym tle morza i nieba.Gdyprzed chwilÄ… patrzyÅ‚em w innym kierunku, ktoÅ› mógÅ‚ zdmuchnąć Bobby ego takszybko i pewnie, że nie zdążyÅ‚by nawet krzyknąć, a ja nie miaÅ‚bym o niczym pojÄ™cia.Teraz ta niewyrazna szara figura okrążajÄ…ca cypel i zbliżajÄ…ca siÄ™ do domku poÅ‚udniowÄ…flankÄ… przylÄ…dka mogÅ‚a być nie wiadomo kim. Ciarki chodzÄ… mi po skórze od tego twojego warczenia  powiedziaÅ‚em psu.Chociaż wysilaÅ‚em oczy, nadal nie mogÅ‚em dostrzec zagrożenia na wschodzie, gdzienieprzerwanie patrzyÅ‚ Orson.RuszaÅ‚a siÄ™ jedynie wysoka rzadka trawa.GasnÄ…cy wiatrnie byÅ‚ nawet na tyle silny, by zdmuchiwać piasek z ubitych wydm.Orson przestaÅ‚ warczeć i zbiegÅ‚ po stopniach, jakby w pogoni za zwierzynÄ….AleskoczyÅ‚ na piasek niedaleko od schodów.UniósÅ‚ tylnÄ… Å‚apÄ™ i opróżniÅ‚ pÄ™cherz.Gdy wró-ciÅ‚ na werandÄ™, boki drżaÅ‚y mu wyraznie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl