[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chronili się przed czym się dało, przed małymi i dużymi przeciwnościami, robili swoje i trąbili o tym wciąż na użytek swój i reszty świata.Oby Najwyższy pomógł rzucić ich na kolana!Z kominka biło miłe ciepło.Prezydencką chatkę w Camp David zbu­dowano w tradycyjnym amerykańskim stylu z drewnianych brewion, choć od wewnątrz wzmocniono ściany kewlarową tkaniną.Również okna z przezroczystego plastiku miały za zadanie zatrzymać kulę.Zasadę, by zmieszać tradycyjne wygody i ultranowoczesność, odzwierciedlało rów­nież umeblowanie.Na wprost kanapy, na której siedział prezydent, stały drukarki trzech agencji prasowych, jako że poprzedni gospodarz uwiel­biał czytać depesze, a także trzy duże telewizory, z których jeden nasta­wiony był zwykle na wiadomości CNN.Tego wieczoru jednak prezydent wolał telekino.Oddalona o kilometr, dyskretnie ukryta grupa anten sa­telitarnych ściągała sygnały wszystkich satelitów cywilnych i większości wojskowych, dzięki czemu w rezydencji można było oglądać programy na dowolnym kanale, nawet pornograficzne, których jednak Fowler nie uznawał.Camp David dysponowało więc najdroższą i najlepszą telewi­zją kablową na świecie.Fowler nalał sobie piwa.Po etykietce można było poznać, że pije dortmunder union, popularne niemieckie piwo, którego skrzynkę do­starczył personel lotnictwa.Kiedy się jest prezydentem, trafiają się i takie nieoficjalne okazje.Liz Elliot wolała francuskie białe wino.Lewa ręka prezydenta błądziła jej we włosach.- Prawda, że świetnie daliśmy sobie radę?- Owszem, Bob.- Wargi Liz Elliot dotknęły kieliszka.- Miałeś rację co do Ryana.Lepiej dajmy mu odejść z honorem.Byleby się stąd zabrał, razem z tą swoją małą sekutnicą.- Cieszę się, że tak mówisz.Ryan to porządny człowiek, tylko trochę staromodny.Przeżytek.- Relikt dawnych czasów.- zgodziła się Liz Elliot.- Właśnie.Poza tym, dlaczego znów o nim rozmawiamy?- Sama też znam lepsze tematy.- Liz pochyliła się i pocałowała dłoń Fowlera.- Ja też - zamruczał prezydent, odstawiając szklankę.- Wszystkie drogi zasypało - opowiadała Cathy - Dobrze zrobiłeś, że zostałeś.- Pewnie, tuż za bramą, na autostradzie, widzieliśmy okropny wypa­dek.Wrócę do domu jutro wieczorem.Zawsze mogę ukraść z parku wozów jakiś terenowy łazik, więc się nie martw.- A co, nie ma Johna?- Nie, wyjechał.- Aha - bąknęła Cathy, głowiąc się, co też wyrabia Clark.- Jeśli już mam tutaj tkwić, lepiej zabiorę się do jakiejś roboty.Zadzwonię rano.- To cześć.- Z godzinami pracy w tej instytucji na pewno się pożegnam bez żalu - zwrócił się Ryan do Bena Goodleya.- No, do czego pan doszedł?- Do końca września wszystkie daty spotkań się zgadzają.- Pan już pada na nos.Długo jest pan na nogach?- Będzie od wczoraj.- Dobrze jest nie mieć trzydziestki.Niech się pan rąbnie na tej kanapie u Nancy - polecił Ryan.- A pan?- Ja muszę jeszcze raz przeczytać te papiery - Jack wskazał grubą teczkę na biurku.- Do nich nie ma pan jeszcze dostępu.Niech pan idzie sobie chrapnąć.- Do jutra.Kiedy za Goodleyem zamknęły się drzwi, Jack zaczął wertować doku­menty NITAKI, lecz wkrótce jego myśli zabłądziły gdzie indziej.Zaniknął więc teczkę w biurku i położył się na swojej kanapie, lecz sen nie nad­chodził.Parę minut gapił się w sufit, aż wreszcie pomyślał, że jeżeli już się gapić, to konkretnie, i włączył telewizor.Pomylił się i zamiast stacji z wiadomościami, przełączył się na Kanał 20, niezależną stację z Wa­szyngtonu.Już chciał pstryknąć guzikiem pilota, kiedy po reklamie na­stąpił dalszy ciąg filmu.Dopiero po chwili Ryan rozpoznał aktorów.Gregory Peck i Ava Gardner.czarno-bialy film.Australia.- Ahaa - domyślił się Ryan.Oglądał fragment “Ostatniego brzegu”.Nie widział tego filmu od lat, lecz dobrze pamiętał tę klasyczną pozycję z lat zimnej wojny, ekranizację powieści.Chyba Nevila Shute’a? Film z Gregorym Peckiem zawsze wart jest zachodu, a Fred Astaire także miał w “Brzegu” swoją rolę.Świat ocalały po wojnie jądrowej.Jack zdumiał się, jak bardzo czuje się zmęczony.Tyle ostatnio odpoczywał, a tu.Zasnął wreszcie, choć spał bardzo lekko.Co więcej, jak mu się to czasem zdarzało, zaczął sam śnić oglądany film, co prawda w kolorze, a więc - jak leniwie pomyślał - lepszy od czarno-białej taśmy z telewizo­ra.We śnie Jack Ryan wcielał się w kolejne role z filmu.Raz jako Fred Astaire prowadził swojego ferrari w samobójczym i krwawym wyścigu o ostatnie Grand Prix Australii, by zaraz popłynąć do San Francisco na pokładzie USS “Sawfish”, SSN-623 (choć znów pamięć podpowiedziała mu, że 623 to numer taktyczny innego okrętu podwodnego USS “Nathan Hale”).Scena z sygnałami Morse’a wystukiwanymi przez butelkę po coli i roletę okienną nie była wcale taka śmieszna, gdyż oznaczała, że będą musieli z żoną wypić feralną filiżankę herbaty, na co Jack nie miał ochoty, bo musiałby wówczas także rozpuścić pigułkę w mleku dla nie­mowlęcia, by dziecko umarło wraz z nimi dwojgiem, żona zaś nie mogła tego znieść - nic dziwnego, skoro była lekarzem - więc Jack sam musiał się tym zająć, podobne zadania zawsze spadały na niego, zresztą wstyd, że zostawił Avę Gardner na plaży, wpatrzoną w jego sylwetkę na pomo­ście okrętu, który odpływał do San Francisco, by załoga mogła umrzeć w ojczyźnie, jeżeli oczywiście dopłyną, choć pewnie nie dopłyną, a ulice stały się takie puste.Cathy, Sally i mały Jack nie żyli, i to z jego winy, bo dał im pigułki z trucizną, by nie męczyli się od śmierci jeszcze gorszej, tylko co z tego, skoro nie wolno tak postępować, nie można, a z drugiej strony nie było wyboru, lepiej już zastrzelić cała rodzinę, zamiast.- Co jest, kurwa!? - Jack poderwał się z kanapy, jak wyrzucony sprę­żyną.Przyjrzał się drżącym dłoniom, które uspokoiły się dopiero wów­czas, gdy jawa zapanowała nad snem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl