[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Patrz, nasza konkurencja - wskazał drugiemu pilotowi Robby Jackson.- Pierwszy raz ich widzę - odezwał się kapitan Walters.Słowo “ich” oznaczało w tym wypadku radziecki lotniskowiec “Kuzniecow”, pierwszą tego typu jednostkę w rosyjskiej flocie.Okręt miał sześćdziesiąt pięć tysięcy ton wyporności, mieściło się na nim trzydzieści samolotów oraz paręnaście śmigłowców.Eskortę tworzyły krążowniki “Sława” i “Marszałek Ustinow” oraz jeden niszczyciel typu Sovriemien-ny i dwa typu Udałoj.Grupa ciągnęła na wschód w ciasnym szyku takty­cznym, dwieście czterdzieści mil morskich za grupą uderzeniową, której trzon tworzył “Theodore Roosevelt”.Pół dnia żeglugi za nami, pomyślał Robby, albo pół godziny lotu.Zależy jak na to patrzeć.- Przelecimy im przed nosem? - zapytał Walters.- Nie, po co ich wkurzać?- Wygląda, że się spieszą - zauważył radarowiec, obserwując szyk przez lornetę.- Dwadzieścia pięć węzłów jak nic.- Może chcą najszybciej jak się da przejść cieśninę.- Wątpię, szefie.Niby po co tutaj się kręcą?- Po to samo, co my, tak twierdzi rozpoznanie.Poćwiczyć, pokazać, że są, zjednać sobie przyjaciół, potrząsnąć trochę ludźmi.- Ale sam się kiedyś z nimi starłeś?- Nooo, parę lat temu JAK-36 puścił mi rakietę prosto w dupę, ale doprowadziłem “Tomka” na pokład.- Robby przez chwilę rozpamięty­wał tamtą scenę.- Twierdzili potem, że to wypadek, pilota podobno ukarano.- Wierzysz w to?Jackson obrzucił radziecką formację pożegnalnym spojrzeniem.- Skoro już o to pytasz, owszem, wierzę.- Jak pierwszy raz zobaczyłem zdjęcie tego smoka, zaraz sobie pomy­ślałem, że za takie trafienie dostałbym Krzyż Marynarski.- Daj sobie na wstrzymanie, Pilnik.Dobra, popatrzyliśmy sobie, za­wracamy - Robby przesunął drążek sterowy, skręcając na wschód.Wziął zakręt leniwie, zamiast zwalić maszynę na skrzydło i wykręcić nią ostro, jak postąpiłby młody, zadziorny pilot.Po co niepotrzebnie nadwerężać konstrukcję? Jackson nie zastanawiał się nawet, dlaczego lata tak, jak lata, za to z tyłu kabiny kapitan Henry “Pilnik” Walters pomyślał sobie, że szef grupy lotniczej zamienia się w dziadka.Komandor Jackson nie był wcale taki stary, a już na pewno zachował dawną czujność.Oparcie fotela podciągnął maksymalnie do pionu, by mimo małego wzrostu mieć jak najszersze pole widzenia.Wciąż przepatrywał horyzont, z lewa na prawo i z góry do dołu, co minutę spoglądał też na tablicę przyrządów.Najbardziej bał się spotkania z maszyną pasa­żerską albo z prywatnymi awionetkami.Była sobota, więc piloci-amatorzy całą chmarą krążyli wokół Skały, pstrykając zdjęcia.Jeden cywil w lear jecie, pomyślał Robby, bywa niebezpieczniejszy od uzbrojonej rakiety Sidewinder.- Jezu! Nadlatuje z lewej!Komandor Jackson obrócił się natychmiast we wskazaną stronę.Pięt­naście metrów od nich pojawił się znikąd mig-29 N, morska wersja podstawowego radzieckiego myśliwca.Pilot gapił się na nich zza czarnej przyłbicy hełmu.Robby dojrzał pod skrzydłami miga cztery rakiety.Ich tomcat niósł w tej chwili tylko dwie.- Wziął nas od spodu - zameldował Walters.- Spryciarz - Robby przyjął wieść najspokojniej w świecie.Kiedy rosyjski pilot pomachał im, Robby odwzajemnił pozdrowienie.- Kurwa! Gdyby chciał, mógłby nas.- Powiedziałem ci, weź sobie na wstrzymanie! Dwadzieścia lat bawię się z Iwanem w berka, przydybałem więcej TU-95 niż ty bab w pościeli, i wiem, że nie polecieliśmy walczyć.Chciałem się przelecieć i przyjrzeć ich grupie.Iwan się zorientował i postanowił się nam też przyjrzeć, ot, po sąsiedzku.- Robby przesunął drążek sterowy w przód, nieznacznie obniżając lot.Chciał sobie obejrzeć spód rosyjskiego samolotu.Nie dostrzegł zapasowych zbiorników paliwa, a jedynie cztery rakiety AA-11, które w NATO nazywano “Łucznikami”.Ogonowy hak hamujący wyglą­dał delikatniej niż w amerykańskich maszynach.Jackson przypomniał sobie doniesienia o kłopotach radzieckich pilotów z siadaniem na lotni­skowcu.Trudno się dziwić, w lotnictwie morskim stawiają dopiero pier­wsze kroki, gdy tymczasem tej dziedziny pilotażu trzeba się uczyć przez lata.Nie licząc haka mig robił imponujące wrażenie.Świeża srebrna farba nie przypominała szarej masy, którą zastosowano w lotnictwie morskim USA kilka lat wcześniej i która miała tę zaletę, że pochłaniała promienie podczerwone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl