[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój umysł spłonie, jeżeli będę kusił los.- Wobec tego - momentalnie wyczuł w jej głosie jakieś zdecydowanie, a zimne palce zacisnęły się mocniej na jego dłoni - coś trzeba z tym zrobić.To znaczy - z twoją sytuacją, ponieważ przysparza ona zbyt wielu kłopotów, umarli leżą niezadowoleni w swoich grobach.Czy pamiętasz, jak ci mówiłam, Harry, że ktoś chce z tobą porozmawiać? l jak ważne jest to, co chce ci powiedzieć?- Tak, pamiętam.Kto to jest i cóż może być tak ważnego?- Nie przedstawił się, a jego głos dochodził z wielkiej odległości.Harry poczuł, że krew stygnie mu w żyłach.Pamiętał aż za dobrze, jak zmarli, w określonych okolicznościach, mogą odczuwać ból.Sir Keenan Gormley, zamordowany przez sowieckich esperów, był “przesłuchiwany” przez Borysa Dragosaniego, nekromantę.Po śmierci odczuwał ból.- Czy to.jest tak? - zapytał teraz i wstrzymał oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.- Nie wiem - zwróciła się do niego i patrzyła mu prosto w oczy - ale to coś, z czym się nigdy dotąd nie spotkałam.Lecz Harry, boję się o ciebie! Och, synu, synu, mój biedny mały Harry.Tak bardzo, bardzo się o ciebie boję.Tęsknię za tobą i tęsknią za tobą wszyscy zmarli, ale jeżeli miałoby cię to wystawić na niebezpieczeństwo, wówczas obejdziemy się bez tego.- Mamo, czy jesteś pewna, że nie wiesz, kim jest ten, który próbował się ze mną skontaktować? Czy na pewno nie wiesz, gdzie on teraz przebywa? - Czuł, że ona czegoś unika.- Nie wiem - uciekała przed jego wzrokiem - ale ten głos.Och, tak, wiem, gdzie jest.Wszyscy zmarli to wiedzą.On jest w piekle!- W piekle? - zapytał, łagodnie obracając się tak, że stali twarzą w twarz.Popatrzyła mu w oczy, otworzyła usta, lecz zamiast słów wydobyło się stamtąd bulgotanie, Zakaszlała dławiąco, plunęła krwią.Wyprężyła się, opuchła, wyrwała się z jego osłabłego uścisku.Zobaczył w jej ustach coś rozdwojonego, co nie było ludzkim językiem.Jej skóra poszarzała i w ciągu sekundy upodobniła się do pełnego dziur, wiekowego pergaminu.Ciało odpadało od kości płatami niczym przegniły całun i rozsypywało się w pył, odsłaniając czaszkę.Krzyknęła w trwodze, odwróciła się i odbiegła.Zatrzymała się na chwilę przy zakolu i popatrzyła do tyłu.Psujący się i rozpadający szkielet śmiał się z niego.Wówczas Keogh zobaczył, że jej oczy zajarzyły się karmazynowo w świetle księżyca, a zęby stały się ostrymi, zagiętymi kłami.- Mamooo!.- krzyczał za nią sparaliżowany strachem.- Haaaarry! - Obcy głos dochodził z bardzo daleka.- Harry wciąż wiercił się na brzegu, patrzył to w tę, to w tamtą stronę, przewiercał wzrokiem srebrzyste światło księżyca.Ale nie było tam nikogo.Zaszokowany nagłą metamorfozą matki, co do której nie miał wątpliwości, iż mogła być jedynie poważnym ostrzeżeniem, w pierwszej chwili nie potrafił odpowiedzieć.Rozpoznał bezmiar rozpaczy, bólu i beznadziei w tym głosie, który niezmiennie go przyzywał.- Harry, na Boga! Jeżeli tylko tam jesteś, odpowiedz, proszę.Wiem, że nie powinieneś, wiem, że się boisz, ale musisz.To znowu się dzieje, to znowu się dzieje!Głos zanikał, słabł, jego telepatyczna potencja gasła.Jeżeli Keogh miał kiedykolwiek zgłębić tę sprawę, mógł to zrobić jedynie teraz.- Kim jesteś? - zapytał.- Czego chcesz ode mnie.- Haaarry! Harry Keogh! Pomóż nam! - głos odchodził, mieszał się z szumem wiatru.- Jak? - zawołał.- Jak mogę wam pomóc? Nie wiem nawet, kim jesteście.- Ale w jego głowie błąkało się niejasne podejrzenie, że wie z kim ma do czynienia.Rzadko się zdarzało, by zmarli mówili do niego, jeżeli przedtem nie istniał jakiś rodzaj wzajemnych relacji.Zazwyczaj on ich znajdował, po czym zmarli byli zdolni odnaleźć go ponownie.Dlatego podejrzewał, że musiał znać tego właśnie lub tych właśnie uprzednio, prawdopodobnie za życia.- Na Boga, znajdź nas i skończ z tym wreszcie.- Jak mogę was znaleźć! - krzyknął.Zbierało mu się na płacz z bezsilności.Słabiutki, zanikający szept, jednak wystarczająco silny, by zawezwać wiejący wiatr, uderzył w Harry'ego z taką siłą, że mężczyzna musiał pochylić się w jego stronę.Wtedy nastąpiło finałowe zaklinanie, które zmroziło krew eks-nekroskopa i wyrwało go na powrót w świat jawy.- Znajdź nas i zniszcz nas! - błagał nieznany głos.- Skończ z tymi szkarłatnymi nitkami teraz, zanim urosną w siłę.Znasz sposób: ostra stal, drewniany kołek, oczyszczający ogień.Zrób to, Harry.Proszę.zrób.to!Keogh przebudził się.Sandra przywarła do niego, starając się go przytrzymać na łóżku.Był przemoczony od zimnego potu.Obejmowała go za szyję, a pod piersią czuła jego walące serce.- Już dobrze, już dobrze.To tylko zły sen, koszmar, nic więcej.- Co? - Cały drżał.- Już dobrze - powtarzała - to tylko zły sen.- Sen? - W jego oczach pojawiła się jakaś posępna wizja.Odepchnął ją łagodnie, wciągnął głęboko powietrze i zesztywniał.- Nie - rzucił - to było coś więcej niż zwykły sen, znacznie więcej.Chryste, muszę to zapamiętać!Za późno.Sen już się cofał, spływał w dół do korzeni podświadomości.- On był o.- rozpaczliwie potrząsnął głową, rozsnuwając zawiesinę własnego potu - o mojej matce.Nie, nie o niej.ona w nim była.To.ostrzeżenie? Tak, ostrzeżenie i.coś jeszcze.Sen odchodził, wypierany wbrew jego woli przez wolę kogoś innego.Wolę czy zapis jego syna, przez post-hipnotyczne polecenia, które wszczepił w mózg Harry'ego.Minęła czwarta w nocy.Harry spał jakieś trzy godziny, Sandra trochę krócej.Kiedy wreszcie uspokoił się i założył szlafrok, zrobiła mu filiżankę kawy.Próbowała przywołać ten sen, nalegała, żeby sobie przypomniał.przeklinając siebie w duchu, że wszystko przespała.Gdyby czuwała, mogłaby chociaż złapać jakieś migawki z tego doświadczenia, które go tak przeraziło.Do jej obowiązków należało pomóc mu uporządkować jego umysł i odzyskać, co utracił.- Bez sensu.- Potrząsnął głową po długich minutach cierpliwego wypytywania.- Sen uleciał.I bardzo dobrze, na przyszłość muszę być.ostrożny.Sandra nie zapytała, dlaczego musi być ostrożny, ponieważ znała odpowiedź.Kiedy popatrzyła na niego znowu, jego pełne uczucia oczy były utkwione w nią, a głowa przechyliła się lekko na bok.- Jeżeli wyrzucisz to z siebie, będziesz się czuł z tym lepiej.-Jej kłamstwo miało przynajmniej pozory logiki.- Kiedy opowie się koszmar, to przestaje on być taki straszny.- Och? Więc w ten sposób rozumiesz koszmary, tak?- Próbuję jedynie ci pomóc.- Ale ja powtarzam, że nie pamiętam, a ty ciągle nalegasz.To był tylko sen i nikt nie wyciąga z taką zawziętością snów z kogoś innego.W każdym razie nie bez przyczyny.Coś tu jest nie w porządku, Sandro, i myślę, że wiem o tym od jakiegoś czasu.Stary Bettley mówi, że to moja wina, lecz teraz nie jestem tego taki pewien.Przyjęła słowa Harry'ego w milczeniu, udała obrażoną i odsunęła się.Ale tak naprawdę to on został zraniony, a była to ostatnia rzecz, jakiej pragnęła.W nie najlepszych nastrojach położyli się ponownie do łóżka i odwróceni do siebie plecami po chwili zasnęli.Godzinę później obudziła się znowu.Harry dalej spał, wyczerpany fizycznie i psychicznie.Kończyny miał jak z ołowiu, oczy nieruchome, oddech głęboki, powolny i regularny.Nie śnił już więcej.Leżąc obok niego, Sandra czuła, że są sobie obcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]