[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możemy już spokojnie rozmawiać - odezwał się pan Tomasz nakazując, abymnatychmiast skręcił w boczną leśną alejkę.- A teraz zaparkuj za drzewami, aby nikt z szosynie mógł nas dostrzec.Posłusznie wykonałem polecenie szefa.Już wiedziałem, co jest grane.- Co tu się dzieje? - zdenerwował się magister Rzepka.- Jaką rolę odgrywa ten czarnymercedes? Czemu stoimy w lesie? I dlaczego możemy już spokojnie mówić? Byliśmypodsłuchiwani czy jak?- Jakiś dowcipniś założył nam podsłuch wyjaśnił szef - a nie chcemy, aby wiedziałdokąd jedziemy.Umieściłem zatem pluskwę w mercedesie naszego znajomego, panaDrawicza-Larsena, aby sprawdzić, czy za chwilę jakiś pojazd nie przemknie szosą podążającza impulsem z nadajnika.Ale bandyta nie wie, że tym razem to nie jest Rosynant.- Sprytne - powiedział magister.- Skąd jednak wiecie, że Drewicz-Larsen nie jestporywaczem?- Jest przecież ojczymem Stefana.No, ale w takim razie również pan może nim być -zmrużył oczy Pan Samochodzik.- Ulotnił się pan zaraz po naszym wyjezdzie z panią Petersendo banku.-Wsiadłem do pociągu jadącego do Gdańska! - zaprotestował.- Mogę pokazać bilet.- Pan Rzepka mówi prawdę - odezwała się Zośka.- Widziałam jak wsiadał dopociągu.Wagon trzeci, przedział drugi.- A ty skąd możesz o tym wiedzieć, mała? - zdziwił się oskarżony.- Zledziłam pana.- Też coś! - prychnął.- Ale dzięki temu wiemy, że to nie pan nas śledził w drodze do Elbląga - powiedział zuśmiechem szef.- Poza tym nie mógł pan ukraść listu na jachcie, bo przebywał pan w kajucie.Niemożliwe, aby zabrał pan z dywanu list i czmychnął z powrotem do kajuty.A zatem nie panjest szpiegiem.Nagle Zośka krzyknęła:- Patrzcie! Coś nadjeżdża!Spojrzeliśmy.Szosą jechał wolno stary żuk przewożący druty zbrojeniowe.Spojrzeliśmy po sobie z rozczarowaniem.To nie był nasz prześladowca.Po piętnastuminutach bezskutecznego wypatrywania wyjechaliśmy na szosę, aby ruszyć na południe.Prawdopodobnie porywacze mieli dzisiaj inne sprawy na głowie.Na najbliższej stacji benzynowej czekał na nas Drewicz-Larsen.Pan Tomasz zabrał pluskwę z mercedesa i nakazał otworzyć maskę Rosynanta.Tam przytwierdził ją na wszelkiwypadek do silnika i pożegnawszy Duńczyka ruszyliśmy na południe.Minęliśmy Rubno Wielkie i skręciliśmy na Nowakowo, aby nieco skrócić drogę.ZaKępinami Małymi droga zaprowadziła nas prawie pod sam Kanał Panieński, w sąsiedztwoujścia Nogatu.Niestety, żadnego mostu tam nie było.Należało się cofnąć i znalezć inną trasęna Nowy Dwór Gdański, z którego prowadziła na Mierzeję prosta droga.Pomógł nam magister Rzepka.- Powinien się pan cofnąć i pojechać na Miarzęcino - wyjaśnił.- I stamtąd już prostodo Nowego Dworu. W końcu ten nasz magister na coś się przydał - pomyślałem.Zawróciliśmy i pojechaliśmy według jego wskazówek.Bez trudu przejechaliśmyNowy Dwór Gdański kierując się na północ, na Stegnę.Kilka kilometrów przed tąmiejscowością szef zapytał:- Czy może mi pan zdradzić, magistrze, skąd pan, u licha, wiedział dokąd jedziemy?- Nie rozumiem? - zdenerwował się.- O co panu chodzi?- Udzielił pan Pawłowi bezbłędnych wskazówek, jak dojechać na Mierzeję Wiślaną.Ale przecież nikt z nas nie powiedział, dokąd się udajemy.A to znaczy, że musi pan wiedzieć.Pytanie: skąd?Szef miał rację.Przecież magister Rzepka od chwili opuszczenia portu we Fromborkuani razu nie zapytał o cel naszego wyjazdu.Jakby wiedział, dokąd jedziemy.- No dobra - sapnął głaszcząc nerwowo bródkę.- Przyznaję się.Podsłuchiwałemwaszą nocną rozmowę.Tak głośno rozmawialiście, że się zbudziłem.Przepraszam, ale to niemoja wina.Przez chwilę zapanowała cisza.- Jeśli jeszcze raz dowiem się, że pan coś ukrywa, koniec naszej współpracy -oświadczył surowym tonem szef.- Idę na to.- Ale swoją drogą nie można mieć do pana żalu.Zbudziliśmy go, więc pan słuchał.- No właśnie.Wiem, że znalezliście domek instruktora płetwonurków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]