[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.”Szczygieł, zdawało się w pierwszej chwili, że nie dobrze słyszy, pod koniec więc tego wspaniałomyślnego listu, przekrzywił śmiesznie głowę, bacznie nasłuchując; pojmował z trudem jego nieoczekiwaną treść, równocześnie coraz silniej tulił do piersi dziewczynkę, która, usłyszawszy w trakcie czytania swoje imię, zaczęła się uśmiechać, biedactwo.Skończywszy czytanie, myślałem, że Szczygieł zemdleje.Ale gdzie tam! twarz mu zajaśniała anielską radością i oczy mu się roześmiały do tego ukochanego dziecka, które gniótł z całej siły w ramionach.Tulił się do niego, jakby sam miał cztery lata, a Haneczka była dorosłą, potem ją leciutko zaczął gładzić po włosach.Było to jednak tylko krótkiem preludjum lirycznem, bo po chwili w przepaścistej, niemej duszy Szczygła rozpętała się wściekła, nieposkromiona burza potępieńczej radości, nie wykraczającej jednakże poza właściwą mojemu przyjacielowi powagę w okazywaniu najdzikszego wesela: oto podniósł dziecko wysoko na rękach i uroczystym krokiem, wedle rytmu marsza żałobnego, począł pląsać jak Dawid przed Arką, wydając z niezgłębionego swojego wnętrza głosy głuche, dudniące, jak echa dalekiej burzy, stłumione ryki, serdecznym czasem przeplecione jękiem, podobnym do pisku duszonego słowika.Szczerzej, okazalej i wspanialej nie może radować się człowiek.To był najwyższy, dostępny zmysłom ludzkim stopień radości Szczygła, — potem mogło mu już tylko z radości pęknąć serce.Patrzyłem na tego smutnego szatana z nieudanym podziwem, nie mogąc pojąć tego radosnego szału z racji niespodzianego ojcowstwa; bezwątpienia Haneczka była dzieckiem wyjątkowej piękności i słodyczy, obu nas, szczególnie zaś Szczygła, kochała bez pamięci, w każdym razie więcej niż matkę, którą widywała rzadko i do której nie miała czasu się przyzwyczaić.Co my jednak uczynimy z dzieckiem? Jakieś tam ochłapy dla nas samych wynajdziemy, ale nie można karmić tego maleństwa pożywieniem, od którego w srogich mąkach zmarłby trochę delikatniejszy struś.Obchodzi ta sprawa i mnie, bo dziecka formalnie tylko należy do Szczygła, właściwie zaś jest wspólnym naszym żywym inwentarzem.Szczygieł z dzieckiem! Nie, można skonać ze śmiechu.Śliczne, drogie dziecko.Buja sobie na rękach Szczygła i zaśmiewa się w głos, aż się biednemu człowiekowi lżej czyni w plugawej duszy; a on, wyniosły jak Campanilla, krąży niezmordowanie po pracowni i pląsa, zupełnie jak nieboszczyk, który wstał z grobu w noc miesięczną i lekkim krokiem tańczy wśród grobów, aby rozprostować nogi.Ot, trzy sieroty się zebrały.Haneczka nie mogła lepiej trafić, a matka jej lepiej wybrać nie mogła.Ależ ta matka, także nie daj Boże! Widzieliśmy to dawno, że jej to nieszczęsne maleństwo było nie na rękę i przeszkadzało mocno w jakichś jej sprawach nam nieznanych, nie sposób jednak było zrozumieć, jak można tak obcemu człowiekowi zostawiać dziecko; znała Szczygła i wiedziała, że on sam raczej z głodu umrze, niżby się tej dziewczynce miała stać jaka krzywda, ale jej to zupełnie nie tłumaczy.Należało zresztą rozmówić się z nim na ten temat, bo dziecko, to nie nowe sztalugi, które można postawić w kącie.Teraz nie było sposobu, bo niespodziana wiadomość, że został ojcem in partibus, taką falą gorącej krwi zalała mózg mego przyjaciela, że w tej chwili mógłby się z nim rozmówić jedynie bardzo sprytny psychjatra, taki, co sobie radę dać umie nawet z furjatem.Śmiejąc się więc razem z tymi dwoma warjatami, to znaczy ze Szczygłem i z Haneczką, która przez obcowanie z nim nabrała już jego manjer, czekałem na chwilą, kiedy będziemy mogli się rozmówić tak przynajmniej spokojnie, żeby wzajemne ‘rozbicie głównie było nieodzownym efektem dyskusji o życiu.Czekałem na to najmniej ze dwie godziny, Szczygieł bowiem zmienił się w cudownie wyszkooną, dyplomowaną niańkę; uwarzył jakiś ukropek, wsypał w to wszystek cukier, jaki był w domu i począł karmić Haneczkę; wyglądał z tem, jak stara wypłowiała papuga, która karmi młode, swoją drogą nie można było na to patrzeć bez rozczulenia.Dziewczynkę wszystko bawiło, zaśmiewali się przeto ze Szczygłem, który musiał połknąć co drugą łyżeczkę tej niemożliwej słodyczy, bo ani mu przez myśl nie przeszło, że można się oprzeć rozkazom Haneczki.Po tem pierwszorzędnem przedstawieniu wycałował jej po sto razy każdą rączkę i nóżkę i ułożył do snu; miałem wrażenie, że gdyby mnie nie było, to byłby jej zaśpiewał kołysankę, któraby pewnie mogła obudzić umarłego, a nie uśpić dziecko, ale w mojej obecności skończyło się jedynie na paru dziwnych, straszliwych okrzykach, które miały być najsłodszą zachętą do snu na łożu Szczygła.X.Wreszcie można było do niego zagadać.Odwiodłem go na stronę i cicho, aby nie zbudzić dziecka, rzekłem:— Szczygieł, co teraz będzie?— Nic, — odpowiedział, — mam córkę.— To bardzo ładnie z twojej strony, ale co my z nią zrobimy?Szczygieł uczynił twarz zdziwioną.— Jakto co? Będziemy wychowywali, potem wyjdzie za mąż.— Za mąż wyjdzie? Ty bardzo prędko myślisz.— Bardzo prędko.— A jeśli ci ją za rok odbiorą?— Hal — krzyknął Szczygieł, — nie dam! —— A jeśli matka wróci?— Ona nie wróci.— Ty skąd masz takie wiadomości? Pisze, że kiedyś wróci.— To tylko tak… Czy ja wiem zresztą? Ona pojechała do Ameryki, bo tam ma narzeczonego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]