[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spoglądam tępo ponad głowami nauczycieli, słuchając, jak ględzą jednostajnieo rzeczach, które już znam.Wychodzę z lekcji i kładę się na stolew pseudotropikalnym szałasie.Leżę nieruchomo, starając się odprężyć.Obok przechodzi grupa dziewczyn; pochylają się nade mną.%7łałuję, że niejestem kameleonem.Otwieram oczy, mierzę je spojrzeniem i dziewczynyodskakują od stołu.Chichoczą, śmieją się i słyszę, jak jedna szepcze: zbytperfekcyjny.Mam ochotę potrząsnąć nimi i wykrzyczeć im w twarz, że tenDawid Michała Anioła za chwilę się rozsypie.W moim poprzednim życiu, które wydaje się tak odległe, choć minęłozaledwie parę miesięcy, skłonny byłem flirtować z każdą, która w danym dniuwydała mi się choć odrobinę interesująca.Jeśli miałem szczęście, trafiała mi siępojedyncza kandydatka.A potem liczyłem godziny, minuty i sekundy, czekając,aż skończy się kolejny, jałowy dzień.Wreszcie wracałem do domu.Albo jechałem do nowego klubu z Parkerem czyinnym dupkiem, który przed wejściem zarzucał szkolny blezer na ramię i stawiałkołnierzyk swojego pieprzonego polo.Wychodziłem stamtąd chwiejnie,z dwiema pięknymi dziewczynami bez twarzy, uwieszonymi u ramion, a tępedudnienie klubowej muzyki współgrało z pulsowaniem w skroniach, przebijającsię przez opary ecstasy i alkoholu.Piłem i nie czułem nic, śmiałem się i nieczułem nic; widziałem swoje życie za kolejne trzy, pięć czy dwadzieścia lati nienawidziłem go.Ta wizja napełnia mnie tak śmiertelną nudą, że mam ochotę umrzeć, tui teraz, tylko po to, żeby poczuć wreszcie coś prawdziwego.Strona się skończyła i uświadomiłam sobie, że już nie stoję, tylko leżę nałóżku.Przed sobą mam rozłożony ten notatnik, czy może dziennik, i lewąręką zakrywam usta.Czytając słowa Noaha, słyszałam jego głos.Brzmiaław nim osobliwa, nieznana mi gorycz.Przewróciłam stronę.Za pieniądze można kupić wszystko, czyli nic.Nic na temat Lukumiego czy jakmu tam ani na temat Jude a.Nawet poszukiwania jego rodziny utknęływ miejscu.Po katastrofie urywają się wiadomości o Claire Lowe, jej bracie orazich rodzicach, Williamie i Deborah.Było tylko wspomnienie pośmiertnew gazecie z Rhode Island, ze wskazaniami donacyjnymi.Zapewne po wypadku albo przypadku rodzice wyprowadzili się stamtąd.Nie pomogły koneksjeCharlesa; zero rezultatów.Pierwszy raz się zdarzyło, że taki wyga jak on nie jestw stanie kogoś namierzyć.Im bardziej staram się dotrzeć do prawdy, tymbardziej się ona oddala.Nienawidzę poczucia, że wyczerpałem już wszystkiemożliwości.Powinienem sam pojechać do Providence, ale nie chcę zostawiaćMary samej.Może jeszcze z nią porozmawiam, ale ostatnio ma głowę nabitą różnymipsycholami z Horyzontów.Nie tylko ja potrafię nieładnie pogrywać z innymi.Może dlatego tak do siebie pasujemy.To były pierwsze słowa, które wywołały u mnie uśmiech.Uleciał, kiedyprzeczytałam następne.Przeglądam rzeczy po zmarłej matce.Zapomniałem o nich na całe latai teraz czuję pustkę, szperając w pudłach, w większości wypełnionychzaczytanymi, pełnymi podkreśleń książkami.Singer i Ginsberg, Hoffmani Kerouac; filozofia i poezja, radykalizm i rock.Przewracam pożółkłe stronyz oślimi uszami, zastanawiając się, czy możliwe jest poznanie kogoś poprzezjego ukochane lektury.W niektórych tomach znajduję fotografie.Przeważnie są na nich ludzie, których nie znam, ale na paru jest mama.Maw sobie żar.Nagle moją uwagę przyciąga książka z zupełnie innej bajki Mały książę.Kiedy ją otwieram, wypada czarno-białe zdjęcie mama sfotografowana od tyłu,trzyma za rączkę jasnowłosego chłopczyka i patrzy na niego.Uświadamiamsobie, że to mnie trzyma za rączkę.Kiedy dorosłem, włosy mi ściemniały.Czerwona plama przesącza się przez fotografię i rozpływa się, zalewając naszesplecione dłonie.Słyszę krzyki, wrzaski i głos chłopca błagający, żeby zawróciła.Tu tekst się kończył i pojawił się dopiero na następnej stronie.W gardlemnie piekło i drżały mi ręce.Nie powinnam tego czytać, ale nie mogłamprzestać.Kolejna bójka.Byłem mocno wkurzony całym tym przekrętem z Lukumim, kiedy usłyszałem,że jakiś gość na Calle Ocho wypowiada umiarkowanie obelżywe słowa podadresem swojej dziewczyny.Podszedłem i powiedziałem mu coś wybitnieobrazliwego, w nadziei, że rzuci się na mnie.Rzucił się.Walka to dla mnie wolność, której nie da się z niczym porównać.Nie możnamnie zranić, więc niczego się nie lękam.Co innego moi przeciwnicy, którzy bojąsię ucierpieć.To ułatwia mi sytuację i zawsze wygrywam.Dzwoni Mara.Liczyła na odpowiedzi, ale nie mam żadnych i nie chcę, żebyo tym wiedziała.Musiał napisać ten fragment w czwartek, gdy nie pojawił się u mnie.Gdywreszcie się do niego dodzwoniłam, jego głos brzmiał dziwnie i bałam się,że coś się stało.Pozostawił mnie w niepewności.Kiedy jej nie widzę, jej duch krąży w moich żyłach.A kiedy zobaczyłem Marędzisiaj, po całym dniu przerwy, była już inna.Inna& To słowo wsączyło się w moje żyły.Przemiana jest subtelna.Niemal niezauważalna; nie dostrzegłbym jej, gdybyMara sama mi o tym nie powiedziała.Może jesteśmy zbyt blisko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]