[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę więc udawać, że nic nie wiem o tym tłumie na dziedzińcu.Jakbym byłgłupcem, guzdrałą albo tchórzem.Minstrele będą układać ballady o tym dniu,o, z całą pewnością.Jakie zyska on imię? Masakra bezrozumnych? Poświęcenieksiężnej Ketriken dla ofiar kuznicy? mówił głośniej z każdym słowem.Za-mknąłem szczelnie drzwi.Kto prócz mnie mógł usłyszeć jego krzyki? Czy spałeś tej nocy, książę Szczery? spytałem, gdy skończył.Uśmiechnął się słabo. Sam wiesz, jak się skończyła moja pierwsza próba odpoczynku.Drugazostała przerwana.w inny sposób.Odwiedziła mnie w sypialni moja małżonka.Uszy zapłonęły mi żywym ogniem.Nie chciałem słuchać, co zaszło międzynimi minionej nocy.Sprzeczka czy zgoda, nie chciałem nic wiedzieć.Następcatronu okazał się bezlitosny. Wcale nie szlochała, jak można by oczekiwać.Nie uciekała przed nocnymikoszmarami.Nie przyszła szukać pociechy ani zapewnienia o moich względach.Stanęła w nogach mego łoża sztywna jak zbesztany sierżant i błagała o wybacze-nie za nieodpowiedzialne zachowanie.Bielsza niż kreda i twardsza niż dąb.książę zamilkł, zdał sobie sprawę, że zdradził zbyt wiele. Przewidziała dzi-siejsze pospolite ruszenie.Przyszła do mnie w środku nocy z pytaniem, co po-winniśmy zrobić.Nie potrafiłem odpowiedzieć wtedy, tak samo jak nie potrafięteraz.126 Dobrze w każdym razie, że się domyśliła miałem nadzieję stonowaćnieco jego gniew na księżnę. Ona się domyśliła rzekł ponuro. A ja nie.Rycerski by to przewidział.Och, Rycerski wiedziałby, co się stanie, już w chwili kiedy się zgubiła w lesie,i miałby gotowe plany na każdą ewentualność.Ja nie.Ja myślałem tylko, by jaknajszybciej sprowadzić ją do domu, i miałem nadzieję, że nikt się o niczym nie do-wie.Jakby to w ogóle było możliwe! Jeśli zostanę koronowany, biada KrólestwuSześciu Księstw!Takiego księcia Szczerego nie znałem do tej pory.Ten człowiek był pełen wąt-pliwości co do własnego przeznaczenia.Wreszcie zrozumiałem, jak fatalną mał-żonką była dla niego księżna Ketriken.Nie z jej winy.Silna, wychowana na wład-czynię.Książę Szczery natomiast, jak sam często powtarzał, wzrastał jako drugisyn.Kobieta słaba ustabilizowałaby go niczym kotwica, pomogłaby mu udzwi-gnąć ciężar władzy królewskiej.Taka kobieta przyszłaby do jego łoża szlochając,szukając pieszczoty i pocieszenia, przekonałaby go, że jest mężczyzną zdolnympodołać obowiązkom monarchy.Siła i odwaga księżnej Ketriken sprawiały, żezwątpił w siebie.Nagle dostrzegłem w Szczerym zwykłego człowieka.Nie bar-dzo mnie to podniosło na duchu. Przemów do ludu, panie wymyśliłem naprędce. I co powiedzieć? %7łyczyć im pomyślnych łowów? Nie.Tego nie zrobię.Alety idz, mój chłopcze.Idz, miej oczy i uszy szeroko otwarte.Oczekuję rzetelnejrelacji.Ruszyłem wykonać rozkaz.Minąłem wielką salę biesiadną, a gdy wszedłemw korytarz prowadzący do wyjścia na główny dziedziniec zamkowy, spotkałemksięcia Władczego.Wyglądał, jakby wstał dopiero przed chwilą, w dodatku naj-wyrazniej uczynił to wbrew sobie.Był co prawda ubrany, ale nie miał w uchukolczyka, pod szyją starannie udrapowanej jedwabnej chusty, na palcach żadnych pierścieni prócz sygnetu.Jego włosy, choć rozczesane, nie zostały ułożo-ne w loki ani uperfumowane; oczy powlekała siateczka czerwonych żyłek.KsiążęWładczy był wściekły.Kiedy próbowałem go minąć, zatrzymał mnie i odwró-cił twarzą do siebie.Przynajmniej taki miał zamiar.Nawet nie stawiłem oporu,zaledwie rozluzniłem mięśnie.Ze zdumieniem i ogromnym zadowoleniem stwier-dziłem, że nie mógł mnie poruszyć.Okręcił się i spojrzał mi w twarz; okazało się,że choć niewiele, to jednak był ode mnie niższy musiał spoglądać do góry,by stanąć ze mną oko w oko.Nie zdawałem sobie dotąd sprawy, że aż tak uro-słem.Potrząsnął mną gwałtownie, a ja pozwoliłem, by ten gest mną zakołysał.Odrobinę. Gdzie jest Szczery? warknął. Książę panie, śpieszę na dziedziniec. udawałem, że nie rozumiem,o co chodzi.127 Gdzie mój brat? Ketriken jest niepoczytalna. przerwał, dławiąc gniew. Gdzie mój brat przebywa zazwyczaj o tej porze? udało mu się w końcuwykrztusić. Czasem wcześnie udaje się do swojej wieży. Nie kłamałem. Niekiedyo tej godzinie jeszcze spożywa śniadanie.Albo przebywa w łazni. miałemwięcej pomysłów. Bezużyteczny bękart książę Władczy odprawił mnie gestem ręki, obró-cił się z furkotem szat i niemal pobiegł ku wieży.Miałem nadzieję, że znajdzieupodobanie we wspinaczce na sam szczyt.Wystarczyło, że znalazłem się na dziedzińcu, a natychmiast pojąłem przyczy-nę wściekłości najmłodszego królewskiego syna.Księżna Ketriken stała na ławcejakiegoś wozu.Wszystkie głowy zwracały się w jej stronę.Ubrana była w tensam strój co wczoraj.Teraz, w świetle dnia, dostrzegłem krople krwi plamiącerękaw kurty z białego futra i fioletowe spodnie.Na nogach miała długie buty dokonnej jazdy gotowa ruszać w drogę.U biodra przypasała miecz.Zatrwoży-łem się nagle, zastanawiając gorączkowo, co też takiego powiedziała, gdyż wszy-scy wpatrywali się w nią szeroko otwartymi oczyma.Wypadłem na dziedziniecakurat w chwili zupełnej ciszy.Zgromadzeni wstrzymali oddech, oczekując dal-szych słów.Wreszcie rozbrzmiały: wypowiedziane spokojnie i niegłośno, lecztłum trwał tak cicho, że jasny głos niósł się daleko w mroznym powietrzu. Nie jedziemy na polowanie rzekła księżna Ketriken ze smutkiem.Napewno nie powiedziała tego po raz pierwszy. Odłóżcie na bok radość i dumę.Zdejmijcie ozdoby, biżuterię, oznaki szarży.Rozważcie w sercach, co musimyuczynić.Jej przemówienie niosło ze sobą powiew gór, ale dostrzegłem też, jak staranniedobrane było każde słowo, jak wyważone każde zdanie. Nie jedziemy na polowanie powtórzyła raz jeszcze lecz położyć kresniedoli nieszczęśliwych istot.Dusze ukradli im piraci ze szkarłatnych okrętów.Oni zabrali naszym krewnym serca, a ciała porzucili na naszą zgubę.Musimy pa-miętać, że ci, którym odbierzemy dzisiaj życie, to lud Królestwa Sześciu Księstw.Nasi bliscy.%7łołnierze, chcę, żeby każda strzała wypuszczona dzisiaj z łuku i każ-dy cios zadany mieczem niosły szybką śmierć.Wiem, że potraficie to zrobić.Do-syć już cierpienia.Niech każda zadana dzisiaj śmierć będzie szybka i litościwa.Zaciśnijmy zęby i pozbądzmy się tego wrzodu, z rozwagą i żalem, z jakim by-śmy oddzielali od ciała gnijącą kończynę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]