[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klucz, jakże znacząca przenośnia.Klucz.A jednak może uda się wyjść na ulicę i łazić po mieście czując ten klucz w kieszeni.A może jednak, klucz-Morelli, obrócić klucz i wejść w coś zupełnie innego; a może jednak.- Trochę wcześniej, trochę później, ale po prawdzie to jest pośmiertne spotkanie - powiedział w kawiarni Etienne.- Idź już - powiedział Oliveira.- Wiem, że cię pas­kudnie wystawiam do wiatru, ale będzie lepiej, jak sobie pójdziesz.Uprzedź Ronalda i Perica, że spotykamy się u sta­rego o dziesiątej.- Niedobra godzina - powiedział Etienne.- Konsjerż­ka nie będzie chciała nas wpuścić.Oliveira wyjął klucz z kieszeni, obrócił go w promieniu słonecznym i oddał Etienne'owi tak, jakby mu oddawał miasto.(85)155To nie do wiary, co można wyciągnąć ze spodni, śmiecie, zegarki, wycinki prasowe, po­kruszoną aspirynę, najzwyczajniej wkładasz rękę do kieszeni, żeby wyjąć chustkę, i wyciągasz za ogon zdechłą mysz; wszystko jest możliwe.Kiedy szedł po Etienne'a, jeszcze tkwiąc we śnie o chlebie i w przypomnieniu tego drugiego snu, na który natknął się tak niespodziewanie jak na jakiś uliczny wypadek, Oliveira nagle włożył rękę do kieszeni swoich spodni z brązowego sukna (dokładniusieńko na rogu Boulevard Raspail i Montparnasse, równocześnie zerkając na olbrzymią ropuchę zawiniętą w łach szlafroka - Balzak Rodina czy też Rodin Balzaka - nierozerwalna mieszanina dwóch błyskawic z brązu) i ręka wyjęła listę aptek dyżurnych w Buenos Aires i inny świstek, który okazał się ogłoszeniami wróżek.Zabawne było dowiedzieć się, że Madame Colomier, węgierska jasnowidząca (która, przy odrobinie szczęścia, mogła okazać się jedną z matek Gregoroviusa), mieszkała przy rue des Abbesses i posiadała les secrets des bohčmes pour retour d'affections perdues.[117] Skąd już bez żadnych trudności można było przejść odważnie do wielkich obietnic: Désen­voűtements, po których wzmianka o wróżeniu z fotografii wydawała się po prostu niczym.Etienne'a, amatora-orientali­stę, powinno zainteresować, że profesor Mihn vous offre le vérit.Talisman de l'Arbre Sacré de l'Inde.Broch.c.NF timb.B.P.27, Cannes.Jakże nie przejąć się istnieniem Madame Sanson, Medium-Tarots, predict, étennantes, 23 rue Hermel (prze­de wszystkim dlaczego Hermel, który był, zdaje się, zoolo­giem, miał nazwisko alchemika), i nie odkryć z południowo­amerykańską dumą szumnych reklam Anity, cartes, dates précises, niejakiej Joanny Jopez (sic!), secrets indiens, tarots espagnoles, i Mme Juanity, voyante par domino, coquillage, fleurs! Trzeba by do Mme Juanity pójść z Magą.Coquillage, fleurs! Tylko nie z Magą.Już nie.Madze spodobałoby się to: przyszłość poprzez kwiaty.Seule MARZAK prouve retour affection.Ale po co czegokolwiek dowodzić? To wie się od razu.Lepszy już naukowy ton Jane de Nys: reprend ses VISION exactes sur photogr., cheveux, écrits.Tour magnétiste intégral.Koło cmentarza Montparnasse, uprzednio skręciw­szy kartkę w kulkę i uważnie wycelowawszy, Oliveira posłał wróżki za mur, na spotkanie z Baudelaire'em, z Devérią, z Aloysiusem Bertrand, wszystko ludźmi godnymi, aby linie ich rąk zostały obejrzane przez jasnowidzące oraz przez MMe Frédéricka, la voyante de l'élite parisienne et internationale, célčbre par ses prédictions dans la presse et la radio mondiale, de retour de Cannes.Na spotkanie również z Barbey d'Aurevilly, który, gdyby mógł, byłby je kazał wszystkie spalić, i konieczne, rzecz oczywista z Maupassantem (tylko czy aby kulka upad­nie na grób Maupassanta albo Aloysiusa Bertranda, trudno być tego pewnym, stojąc na zewnątrz).Etienne'owi wcale się nie podobało, że Oliveira przyjdzie mordować go od samego rana, mimo że czekał na niego z trzema nowymi obrazami, które miał ochotę mu pokazać, Oliveira jednak natychmiast oznajmił, że trzeba skorzystać ze wspaniałego słońca, które dosłownie wisi nad Bulwarem Montparnasse, i pójść do Hôpital Necker odwiedzić starusz­ka.Etienne zaklął półgłosem i zamknął pracownię.Konsjerż­ka, która lubiła ich obu, od razu powiedziała, że wyglądają jak wyjęci z grobu albo jak ludzie kosmosu, które to zdanie naprowadziło ich na odkrycie, że madame Bobet czytuje science fiction, co wydało im się wręcz rewelacyjne.Doszedł­szy do „Chien qui fume” wypili po kieliszku białego wina, dyskutując, czy sny i malarstwo nie mogłyby okazać się dobrym środkiem przeciwko NATO i innym aktualnym kłopotom.Etienne'a nie zdziwiło ponad miarę, że Oliveira wybierał się odwiedzić człowieka, którego nigdy przedtem nie widział, po czym doszli do wniosku, że wygod­niej będzie, o ile, i tak dalej.Przy kontuarze jakaś dama z niesłychanym zapałem opisywała zachód słońca w Nantes, gdzie sądząc z toku opowiadania mieszkała jej córka.Etienne i Oliveira z uwagą wysłuchali słów w rodzaju: słońce, wietrzyk, trawnik, księżyc, kawki, pokój, kulawa, Bóg, sześć tysięcy pięćset franków, mgła, rododendrony, starość, twoja ciotka, niebieskie, aby nie zapomniała, doniczki.Po czym z uznaniem obejrzeli szlachetną tablicę DANS CET HÔPI­TAL LAENNEC DÉCOUVRIT L'AUSCULTA­TION[118] i obaj pomyśleli (i zakomunikowali to sobie), że auscultation musiało być jakimś gatunkiem węża lub salaman­dry znakomicie ukrytej w szpitalu Necker, ściganej przez diabli wiedzą jakie korytarze i podziemia, zanim, ziejąc, poddała się młodemu naukowcowi.Oliveira poszedł się dowiedzieć, co i jak, i zostali skierowani do sali Chauffard, drugie piętro na prawo.- A może nikt go nie odwiedza.- powiedział Oliveira.- Popatrz, co za zdarzenie, że akurat nazywa się Morelli.- Skąd wiesz, że jeszcze nie umarł? - powiedział Etien­ne patrząc na fontannę ze złotymi rybkami na wewnętrznym dziedzińcu.- Powiedzieliby mi.A facet tylko na mnie popatrzył.Nie chciałem się pytać, czy nikt przedtem nie przychodził do niego.- Mogli przecież przyjść nie zgłaszając się w dyżurce.I tak dalej.Bywają chwile, w których z powodu obrzydze­nia, strachu albo dlatego że trzeba wdrapać się dwa piętra i śmierdzi fenolem, dialog robi się szalenie rozwlekły, tak jak pocieszając kogoś po stracie dziecka wymyśla się najgłupsze tematy do rozmowy; siedząc koło matki i zapinając jej nie dopięty szlafroczek, mówi się: „No już.Nie trzeba, żebyś się teraz przeziębiła”.Matka wzdycha: „Dziękuję”.A na to: „Niby nic, ale wieczory już zaczynają być chłodniejsze”.Matka: „Tak, to prawda”.Rozmówca: „Może chcesz szalik?” Nie.Rozdział okrywania skończony, przechodzimy do wewnę­trznego rozgrzewania.„Zrobię ci herbatki”.Ale nie, nie ma ochoty.„Musisz się czegoś napić.Nie można przez tyle godzin nic gorącego nie wziąć w usta”.Ale ona nie wie, która jest godzina.„Już po ósmej.Od wpół do piątej nic nie piłaś.A dziś rano zaledwie parę łyczków.I zjeść coś powinnaś, niechby chleba z masłem”.Nie ma ochoty.„Zrób to dla mnie, zobaczysz, że najtrudniej jest zacząć”.Westchnienie, ani tak, ani nie.„A widzisz, że masz ochotę.Natychmiast idę postawić herbatę”.Jeżeli i to zawiedzie, pozostają siedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl