[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ojcze, muszę zabrać ze sobą Amaikę.— Przeszkadzałaby nam.— Potrzebna mi służąca.— Będziesz się musiała obejść bez niej.— Ależ, ojcze, to niemożliwe! Córka przyszłego króla nie może się obejść bez służby.— Powiedziałaś „córka przyszłego króla”…— Jedzie przecież trzystu mężczyzn, muszę odpowiednio wyglądać.Koniecznie potrzebuję służącej.— W takim razie zostaniesz tu.W żadnym wypadku nie mogę zabrać Amaiki.Spakuj tymczasem rzeczy, ja zaś odpocznę.Punktualnie o północy ruszamy.Cortejo mówił tonem tak stanowczym, że Josefa nie protestowała dłużej.Wypełniła polecenie ojca.W kilka minut po północy oddział składający się z trzystu mężczyzn i jednej kobiety pogalopował na północ.Powrót MatavasePo ucieczce z samotnej wyspy, na której przebywali osiemnaście lat, Sternau i jego towarzysze wylądowali w Guaymas.Postanowili przede wszystkim pojechać do hacjendy del Erina.Kapitanowi Wagnerowi polecono opłynąć na parowcu Cape Horn i zatrzymać się w Yeracruz; tam też czekać na dalsze dyspozycje.W Guaymas dowiedzieli się, że Meksyk jest okupowany przez Francuzów, że szaleje tam wojna domowa i grasują bandy, które przeciągają przez kraj, mordując i paląc wszystko wokoło.Dlatego zaopatrzyli się w broń i nie ruszyli na wschód przez Sierra de Alamos, lecz na północny wschód wzdłuż rzeki Vaqui.Chcieli dostać się do Chihuahua, przypuszczali bowiem, że miasto to — wysunięte daleko na północ i odległe od stolicy — nie zostało jeszcze wciągnięte w wir politycznych i wojennych zamieszek.Nie wiedzieli, że Francuzi zajęli już Chihuahua.Przybywszy do La Yunty, tam gdzie rzeka rozgałęzia się, zamierzali więc ruszyć na wschód.Ale tu powiedziano im, że w Chihuahua toczą się walki, a prezydent Juarez cofnął się do Paso del Norte, aby zebrać siły do nowego uderzenia.— Co teraz zrobimy? — martwił się don Fernando.— Przeszliśmy zbyt wiele, aby znowu się narażać na niebezpieczeństwo.— Jestem przekonany, że ze strony Francuzów nic nam nie grozi— powiedział Sternau — ale za to musimy wystrzegać się sprzyjających im Meksykanów, którzy na pewno będą ciągnąć za Francuzami.Głos zabrał Niedźwiedzie Serce:— Niechaj bracia moi nie jadą do Chihuahua, ale na pastwiska Apaczów.Stamtąd zostaną bezpiecznie zaprowadzeni do hacjendy.— Czy pastwiska Apaczów leżą daleko od Chihuahua? — dopytywał się hrabia Fernando.— Apacz potrzebuje jednego dnia, aby się dostać do miasta.Sternau potwierdził skinieniem głowy.— Znam tę okolicę.Uważam, że należy pójść za radą naszego czerwonoskórego przyjaciela.— O, tak! Jedźmy do Apaczów — poparła go Emma.— W tamtej okolicy jest fort Guadalupe.Mam tam krewnych, którzy z radością nas powitają.Właśnie od nich wracałam, gdy Niedźwiedzie Serce i Antonio wyratowali mnie z rąk Komanczów.— Co to za krewni? — zapytał Sternau.— Rodzina Pirnerów.Pirnero jest Niemcem, ożenionym z siostrą mego ojca.— Doskonale! Znajdziemy więc dach nad głową.Ruszył lewym brzegiem rzeki.Po pewnym czasie skręcili na prawo, w kierunku Sierra Carmen.Dotarłszy szczęśliwie do wzgórz, skierowali się ku Rio Conchos.Karawana wyglądała okazale.Mieli doskonałe wierzchowce i silne muły.Zarówno mężczyźni, jak kobiety byli uzbrojeni, nie obawiali się więc napadu.Opodal Rio Conchos trafili na trakt, prowadzący z Chihuahua do Paso del Norte.Nie należy słowa „trakt” brać dosłownie.Była to po prostu ścieżyna, ale musiał ją przebyć każdy, kto chciał się dostać z jednego miasta do drugiego.Z początku zamierzali jechać na skróty, zrezygnowali jednak z tego ze względu na bezpieczeństwo: wokół drogi rozciągały się pastwiska indiańskie.Sternau i Niedźwiedzie Serce wyprzedzili karawanę, aby mieć baczenie na wszelkie ślady.Właśnie przejeżdżali koło kępy zarośli, które tylko gdzieniegdzie rosły na prerii, gdy omal nie zderzyli się z jakimś jeźdźcem, który wyłonił się zza krzewów.I on, i oni gwałtownie osadzili konie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]