[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba nie, odparł pastuch, ja tam zawsze w polu, przy owcach, nigdy nie schodzę do osady, a do Szpitala tym bardziej, Bogu dzięki.Ledwo to powiedział, na polanie zjawił się niski, krępy mężczyzna, który podszedł do nich kulejąc.Czy to jest twój kuzyn? - zapytała zakonnica.A jakże, kuzyn, ale nie ten, co jest chory, powiedział pastuch, nazywają go tutaj „lo coix”, kulawy.Nowo przybyły zdjął czapkę i wyciągnął ku zakonnicy szorstką rękę.Jestem „lo coix” i bardzo dziękuję za przybycie.Zakonnica uścisnęła tę dłoń, starając się dostrzec w ciemności twarz mężczyzny; zauważyła teraz, że ma przewieszoną przez plecy strzelbę.Pastuch pożegnał się z nimi: Pomyślności, siostro, pomyślności, coix, powiedział, po czym bezszelestnie zagłębił się w zaroślach.Odpocznijmy chwilę, jeśli siostra sobie życzy, powiedział „lo coix” i wskazał na wznoszący się przed nimi szczyt; będziemy mieli kawałek pod górkę.Nie jestem zmęczona, odparła siostra Consuelo, ale nie przywykłam do wspinaczki, nie wiem, czy dam radę.Jeśli ja daję radę, chociaż mam tylko półtorej nogi, to siostra mając dwie, i to mocne, też potrafi wejść, powiedział „lo coix”.Słysząc tę uwagę, siostra Consuelo uświadomiła sobie, że spódnica, którą ma na sobie, ledwo zakrywa jej kolana.Chodźmy, powiedziała.Mężczyzna rozwinął przyniesioną ze sobą linkę, jeden jej koniec zawiązał sobie wokół pasa, a drugim przepasał zakonnicę.W ten sposób, jeśli jedno z nas zrobi fałszywy krok, to spadniemy oboje, zażartował.Która godzina? - zapytała siostra Consuelo, kiedy znaleźli się na wierzchołku.Niedługo druga, powiedział „lo coix” patrząc na gwiazdy, których tysiące migotały na niebie.Siostra Consuelo westchnęła.Daleko jeszcze? Nie, jesteśmy prawie na miejscu, powiedział „lo coix”, siostra jest bardzo silna i zręczna, a także bardzo dzielna, dodał, jaka szkoda, że na tej ziemi nie ma więcej takich kobiet jak siostra.Szli jeszcze jakiś czas, aż ujrzeli na stromym stoku zbudowane z kamieni schronisko i stojących u jego wejścia dwóch uzbrojonych ludzi; o kilka kroków dalej kilku mężczyzn siedziało przy ognisku.Schronisko wydawało się bardzo zapuszczone: w ścianach były szczeliny, brakowało dachu, a skrzydła małego okienka ledwo się trzymały na zawiasach.Proszę do środka i niech siostra się nie boi, powiedział „lo coix”.Nie boję się, powiedziała zakonnica.W izbie przy rozżarzonych węglach, które tliły się na ziemi, siedział mężczyzna.Słysząc skrzypnięcie drzwi, odwrócił się i powiedział:Wiedziałem, że siostra przyjdzie.To ty jesteś chory? - zapytała siostra Consuelo.Za całą odpowiedź mężczyzna zapalił pochodnią oliwną lampę.Zielonkawy płomień oświetlił jego zmienioną twarz.Jak to! - wykrzyknęła zakonnica poznając go w blasku lampy, więc ten słynny rozbójnik to ty? Niech się siostra nie boi, powtórzył tamten.Nie boję się, powiedziała znowu zakonnica, ale dziwi mnie twój widok, chociaż trochę się domyślałam, że nie jesteś taki głupi, jakiego udawałeś.Rozbójnik wybuchnął śmiechem.A siostra też nie jest taka chytra, jak jej się wydaje, powiedział; ja nie jestem głupek, głupi to jest ogrodnik z dworu Aixeli; siostra miała do czynienia z dwiema różnymi osobami, myśląc, że to jedna i ta sama.Zakonnica dopiero po dobrej chwili zrozumiała, w czym rzecz.Nie mów mi, że ogrodnik to też twój kuzyn, powiedziała w końcu.Rozbójnik zachichotał, ubawiony własną przebiegłością: Tak, a także pastuch i „lo coix”; przez całe wieki to była zupełnie odosobniona osada, ludzie tutaj żenili się między sobą; teraz wszyscy jesteśmy kuzynami i wszyscy do siebie podobni; dzięki temu mogę się wszędzie poruszać z całkowitą swobodą, wystarczy zamienić się z kimś ubraniem, żeby zająć jego miejsce, i ani policja, ani bogacze się nie zorientują: dla nich wszyscyśmy tacy sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]