[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wieża się wali! - krzyknął Erekose.Jhary przesunął łagodnie, prawie pieszczotliwie, dłoń ponad buławą, pilnie wpatrując się w pokrywający ją wzór.- Stańcie obok mnie, przyjaciele.Gdy tylko zwarli ramiona, sklepienie runęło.Corum ujrzał spadające wprost na nich wielkie bloki kamienia, ale w następnej sekundzie spoglądał już na błękitne niebo.Wciągnął w płuca chłodne powietrze.Pod stopami miał stały grunt, niemniej o kilka cali od nich rozciągała się ze wszystkich stron kompletna ciemność.Otchłań.- Nie opuszczajcie tego skrawka ziemi - ostrzegł Jhary.- Bo będziecie zgubieni.- Zmarszczył czoło.- Niech Runestaff poszuka dla nas tego, czego nam trzeba.Corum dość dobrze znał przyjaciela, by wiedzieć, że tym razem nie był zbyt pewien swego działania.Grunt zmieniał kolor, powietrze było na zmianę gorące i mroźne; Corum zorientował się, że podróżują przez wymiary na podobieństwo Znikającej Wieży, nie czynili jednak tego z pewnością na ślepo.Pod stopami mieli teraz piasek i gorący wiatr wiał Corumowi prosto w twarz.- Teraz! - krzyknął Jhary.Razem z nimi runął biegiem w czerń i wypadł na blask słońca lejący się ze lśniącego metalicznie nieba.- Pustynia - powiedział powoli Erekose.- Rozległa pustynia.Ze wszystkich stron przelewały się żółte wydmy, nad którymi szeptał smutny wiatr.Jhary był wyraźnie zadowolony z siebie.- Przypominasz sobie, Elriku?Elrikowi wyraźnie ulżyło.- Pustynia Westchnień?- Słuchaj.Elric nastawił ucha na smutny wiatr, rozglądając się jednak za czymś innym.Corum odwrócił głowę i ujrzał, jak Jhary odrzuca klejnot - Runestaff - i jak ten znika z wolna.- Czy zechcecie pójść ze mną, by bronić Tanelornu? - spytał Elric, niewątpliwie oczekując potwierdzenia.Jhary jednak pokręcił przecząco głową.- Nie.Pójdziemy teraz innymi drogami.Najpierw poszukamy maszyny, którą Theleb K'aarna uruchomił z pomocą Władców Chaosu.Gdzie to może być?Elric przeszukał wydmy wzrokiem.Zmarszczył brwi, a potem rzucił pośpiesznie:- Tędy, jak sądzę.- Chodźmy więc zaraz.- Ale ja muszę spróbować przynajmniej pomóc Tane-lornowi! - zaprotestował Elric.- Musisz zniszczyć tę machinę, gdy tylko jej użyjemy, przyjacielu.Na wypadek gdyby Theleb K'aarna lub jemu podobni próbowali kiedyś znów ją uruchomić.- Ale Tanelorn.Corum słuchał tego zaciekawiony.Jakim sposobem Jhary wiedział tyle o Elriku, o jego świecie i potrzebach?- Nie sądzę - powiedział łagodnie Jhary - by Theleb K'aarna i jego bestie zdołały dotrzeć do miasta.- Nie? Ależ minęło tyle czasu!- Mniej niż dzień.Corum zastanawiał się, czy odnosi się to do nich, czy tylko do świata Elrika.Poczuł przypływ współczucia dla pocierającego teraz twarz albinosa, który zastanawiał się najwyraźniej, czy zaufać Jharemu.- Dobrze.Zaprowadzę cię do maszyny - zdecydował w końcu.- Ale skoro Tanelorn jest tak blisko - wtrącił się Corum - to czemu szukać go gdzie indziej?- Ponieważ to nie jest ten Tanelorn, który czeka na nas - odpowiedział Jhary.- Mnie to odpowiada - stwierdził Erekose, przepraszając niemal, że się odezwał.- Zostanę z Elrikiem.Potem może.- W jego oczach pojawiła się tęsknota.Jhary był przerażony tym zamiarem.- Mój przyjacielu - powiedział ze smutkiem.- Większość czasu i przestrzeni zagrożona jest destrukcją.Wieczne bariery mogą wkrótce runąć.Nie zrozumiesz tego.Coś takiego, jak przydarzyło się Znikającej Wieży, zachodzi raz na wieczność, a nawet wtedy nie jest bezpieczne dla wszystkich zainteresowanych.Musisz postąpić, jak mówię.Obiecuję, że tam, dokąd cię zabiorę, będziesz miał równie dogodną szansę znalezienia Tanelornu.- Dobrze.- Erekose pochylił głowę.- Chodźcie - niecierpliwił się Elric, który ruszył pierwszy.- Bo choć wszyscy gadacie o czasie, mało mi go już zostało, i jest dla mnie bardzo cenny.- Podobnie jak dla nas wszystkich - dodał z przekonaniem Jhary.Kroczyli przez pustynię, a szemrzący wiatr poruszał cień smutku w ich duszach.W końcu dotarli do skalistego tworu, naturalnego amfiteatru, pośrodku którego rozbito obóz.Pusty namiot łopotał połami na wietrze, ale to nie namiot przyciągnął ich uwagę, lecz wielka misa, która zawierała coś o wiele dziwniejszego, niż Corum widział kiedykolwiek w Gwlas-cor-Gwrys czy w świecie Lady Pentallyon.Obiekt ów miał wiele płaszczyzn, krzywizn i krawędzi o rozmaitych kolorach, i na długo przykuł jego spojrzenie.- Co to jest? - mruknął w końcu Corum.- Maszyna - wyjaśnił Jhary.- Maszyna używana przez przodków.Tego właśnie szukałem.Zabierze nas do Tanelornu.- Ale czemu nie możemy pójść z Elrikiem do jego Tanelornu?- Znamy już położenie geograficzne, wciąż jednak potrzebujemy czasu i wymiaru - powiedział Jhary.Trzymaj się blisko mnie, Corumie, gdyż o ile nic nas nie zatrzyma, wkrótce będziemy w naszym Tanelornie.- I znajdziemy wsparcie w walce przeciwko Glan-dythowi?- Tego nie mogę ci obiecać.Jhary podszedł do maszyny i okrążył ją, jakby była mu znajoma.Wyglądał na zadowolonego.Zaczai wodzić palcami po wzorach na misie i maszyna odpowiedziała.Coś zaczęło pulsować w niej niby wielkie serce.Płaszczyzny, krzywizny i krawędzie przesunęły się lekko i zmieniły kolor.Ruchy Jharego nabrały pewności.Ustawił Coruma i Erekosego plecami do misy i wyjął zza kaftana małą buteleczkę.Wręczył ją Elrikowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]