[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwoje z nich podniosło się, jedno niepewnie potrząsało głową, drugie bez jeźdźca pobiegło w pole.Trzecie nie uczyniło żadnego wysiłku, żeby się podnieść.Moreta zakasała spódnicę i pobiegła w kierunku leżącego biegusa.- Dlaczego on upadł?- Jest duży tłok.Potknął się.- Alessan, przejęty niepokojem Morety, dotrzymywał jej kroku.- Nie, on się nie potknął.- Biegła dalej, chociaż widziała już, że jacyś dwaj jeźdźcy badają leżące zwierzę, a od Unii startu zbiegają się trenerzy.„Orlith, co się stało? Dlaczego on nie wstaje?” - zwróciła się w myślach do swojej smoczycy.Podbiegłszy bliżej, Moreta zobaczyła, jak spazmatycznie podnoszą się i opadają boki zwierzęcia.Biegus nosem dotykał ziemi, ale nie czynił żadnych wysiłków, żeby się podnieść.Już samo to było niezwykłe.„Czy on sobie złamał nogę, Orlith?”- Nie może złapać tchu - mówił jeden jeździec do drugiego.Krew mu leci z nosa.- Pewnie mu pękła tętnica, kiedy się przewracał.Postawcie go na nogi.Pomogę wam.- Drugi jeździec zaczął ciągnąć za uzdę.„Orlith, obudź się, jesteś mi potrzebna!”- Powinien był wstać.Lord Alessan! Pani Moreta! - Pierwszy jeździec odwrócił się do nich z niepokojem i Moreta rozpoznała w nim Helly’ego, znanego pasterza i wyścigowca.„On nie może oddychać - odpowiedziała sennie Orlith.Brzmiało to tak, jakby była zła, że ją zbudzono.- Ma pełno płynu w płucach.”Moreta uklękła przy głowie zwierzęcia i dostrzegła rozszerzone spazmatycznie chrapy i krwawą wydzielinę.Poszukała pulsu na gardle: był słaby i stanowczo zbyt nierówny jak na zwierzę, które przebiegło tylko kilka długości smoka, zanim upadło.Naokoło niej ludzie pokrzykiwali, że biegusa trzeba podnieść na nogi.Kilku z nich ustawiło się, żeby go podźwignąć.Moreta odsunęła ich zdecydowanie.- On nie może oddychać.Powietrze nie dostaje się do jego płuc.- Rozciąć mu tchawicę.Kto ma ostry nóż?- Już za późno - powiedziała Moreta, odwijając górną wargę zwierzęcia i odsłaniając jego zbielałe dziąsła.Wszyscy zdawali sobie sprawę, że zwierzę umiera.Od strony mety dolatywały odgłosy wiwatów.Zwierzę westchnęło po raz ostatni, jakby przepraszająco, i głowa opadła mu na bok.- Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego - odezwał się drugi jeździec.- A jeżdżę, odkąd potrafiłem zaciągnąć popręg.- To ty na nim jechałeś, Helly? - zapytał Alessan.- Tak, poprosił mnie o to Yander, kiedy zachorował mu dżokej.Nigdy na nim wcześniej nie jeździłem.Był bardzo spokojny.- Helly zastanowił się chwilę.- Chyba nawet zbyt spokojny.Dobrze wystartował, chętnie pobiegł.- W tonie Helly’ego mieszały się rozpacz, gniew i zaskoczenie.- Może to serce - podsunął jeden z przyglądających się tonem człowieka o wielkim doświadczeniu.- Zapadają na to nagle.Niema jak się rozeznać.W jednej chwili biegus jest w doskonałym humorze, a w następnej nie żyje.Ludzie też tak kończą.„Nie z taką krwawą wydzieliną z nosa” - pomyślała Moreta.- Słuchajcie no! - zawołał jakiś donośny głos.- Co się tu dzieje? Czemu to zwierzę.O, Lord Alessan.Nie wiedziałem, że pan tu jest! - Zarządca wyścigów przepchnął się przez krąg ludzi.- Nie żyje? Przepraszam, Lordzie Alessanie, ale musimy uprzątnąć bieżnię przed następnym wyścigiem.Alessan wziął wstrząśniętego Helly’ego pod rękę.Moreta stanęła po jego drugiej stronie i poprowadzili go drogą poprzez rozstępujący się tłum.Nie rozumiem.Nic nie rozumiem - szeptał wstrząśnięty Helly.Moreta uświadomiła sobie, że wciąż jeszcze trzyma w ręce pucharek.Wyciągnęła go w kierunku Alessana, który szybko zsunął z ramienia bukłak z winem i napełnił czarkę.Moreta podała ją Helly’emu.Dżokej opróżnił ją jednym haustem.- Helly, co się stało? Czy mu się nogi poplątały? Krępy mężczyzna, ubrany w barwy Ruathy, zatoczył się, wychodząc im naprzeciw.Próbując przytrzymać mokry okład na czole, usiłował równocześnie ukłonić się Alessanowi i Morecie.I znowu się zachwiał.- Helly, co się stało? Och, na Skorupy! - To ostatnie dodał półgłosem, kiedy z turkotem mijał ich wóz, odwożący nieżywe zwierzę z toru.- Yander, co ci jest? - zapytał Helly.Podał swój puchar Morecie i podszedł do półprzytomnego gospodarza.Podtrzymał Yandera i ruszyli w ślad za wozem.Moreta z Alessanem u boku przyglądała się, jak podekscytowany wyścigami tłum zamyka się za tym smutnym pochodem.Obładowani jedzeniem, derkami i wiadrami wody ludzie żywo ruszyli w kierunku szeregu boksów.Odgłos rozmów zagłuszane były chwilami kwikiem podnieconych biegusów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]