[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Błąd  sprostował Trymon. On wyszedł, my uciekliśmy.No, dobrze,w takim razie zejdę na dół.Złapał kogoś?Kwestor przełknął ślinę.Nie był magiem, ale dobrodusznym, łagodnym czło-wiekiem, który nie powinien oglądać tego, czego był świadkiem przez ostatniągodzinę.Oczywiście, zdarzało się, że pomniejsze demony, kolorowe światła czyna wpół zmaterializowane wizerunki włóczyły się po miasteczku akademickim.Jednak gwałtowne ataki Bagażu rozstroiły mu nerwy.Próba powstrzymania na-pastnika byłaby czymś w rodzaju zapasów z lodowcem. On.on połknął dziekana wydziału nauk wyzwolonych  zawołał.Trymon rozpromienił się. Ależ tu wiatr  mruknął.Ruszył w dół długich spiralnych schodów.Po chwili rozciągnął wąskie wargiw niechętnym uśmiechu.Dzień układał się coraz lepiej.Musiał jeszcze niejedno zorganizować.A jeśli Trymon cokolwiek naprawdęlubił, to właśnie organizację.* * *Skala mknęła nad wyżyną, rozdmuchując śnieżne zaspy ledwie o kilka stópponiżej.Belafon krzątał się wkoło; tu rozsmarował odrobinę jemiołowej maści,gdzie indziej wykreślił runę.Rincewind siedział przerażony, a Dwukwiat martwił45 się o Bagaż. Przed nami!  ryknął druid, przekrzykując pęd wiatru. Podziwiajciewielki komputer niebios!Rincewind spojrzał przez palce.Na horyzoncie wznosiła się gigantyczna kon-strukcja z szarych i czarnych płyt, ustawionych w koncentryczne kręgi i tajemni-cze aleje, grozne i posępne na tle śnieżnego krajobrazu.Z pewnością nie ludzieustawili tu te zalążki gór.to z pewnością grupę olbrzymów zmienił w kamieniejakiś. Wygląda jak kupa kamieni  stwierdził Dwukwiat.Belafon znieruchomiał w połowie gestu. Co?  Nie zrozumiał. Jest bardzo ładna  dodał pospiesznie turysta.Szukał odpowiedniegookreślenia. Etniczna  zdecydował.Druid zesztywniał. Aadna?  powtórzył. Tryumf technologii krzemu, cud współczesnychmożliwości budowlanych.ładny? Tak  potwierdził Dwukwiat, dla którego sarkazm był tylko słowem nasiedem liter, zaczynającym się od S. A co to znaczy etniczna?  zapytał druid. To znaczy, że wywiera niezwykłe wrażenie  wyjaśnił pospiesznie Rince-wind. I chyba grozi nam lądowanie, jeśli wolno zwrócić ci uwagę.Belafon obejrzał się, nieco tylko udobruchany.Szeroko rozłożył ramiona i wy-krzyczał ciąg nieprzetłumaczalnych słów, zakończony słowem  ładny! , które po-wtórzył urażonym szeptem.Skała zwolniła, w chmurze śniegu przesunęła się w bok i zawisła ponad krę-giem.Druid na ziemi wykonał kilka skomplikowanych gestów dwoma pękamijemioły i skała z delikatnym stukiem spoczęła na dwóch filarach.Rincewind westchnął głęboko i wypuścił powietrze.Natychmiast odleciało nabok, żeby się gdzieś ukryć.Drabinka uderzyła o brzeg skały i nad krawędzią pojawiła się głowa starszegodruida.Zdziwiony zerknął na dwójkę pasażerów, po czym zwrócił się do Belafo-na. Najwyższy czas  oświadczył. Siedem tygodni do Nocy StrzeżeniaWiedzm, a on znowu nawala. Witaj, Zakriahu  odrzekł Belafon. Co się zdarzyło tym razem? Wszystko się sypnęło.Dzisiaj przewidział wschód słońca o trzy minuty zawcześnie.Zupełnie zgłupiał.Belafon szybko zszedł po drabince i zniknął z pola widzenia.Pasażerowiespojrzeli po sobie nawzajem, po czym obaj popatrzyli przed siebie na szeroką,otwartą przestrzeń między głazami wewnętrznego kręgu. Co teraz robimy?  zapytał Dwukwiat.46  Moglibyśmy się przespać  zaproponował Rincewind.Dwukwiat zignorował go i zszedł po drabinie.Wokół kręgu druidzi stukali w megality małymi młoteczkami i nasłuchiwaliuważnie.Kilka ogromnych głazów leżało na boku, a każdy z nich otaczała in-na grupka druidów.Badali powierzchnię i sprzeczali się między sobą.Fachoweokreślenia dryfowały aż do uszu Rincewinda. Nie ma mowy o niekompatybilności oprogramowania.ty durniu, prze-cież Modlitwa Deptanej Spirali została zaprojektowana specjalnie dla kręgówkoncentrycznych. Moim zdaniem trzeba go zrestartować i na początek sprawdzić prostą ce-remonię księżyca. Oczywiście.Tym kamieniom nic nie dolega, to po prostu wszechświatsię zepsuł.Tak?Poprzez opary wyczerpanego umysłu Rincewind wspomniał straszną czer-woną gwiazdę, którą niedawno widział na niebie.Coś rzeczywiście popsuło sięwczoraj w nocy we wszechświecie.Jak zdołał powrócić na Dysk?Miał uczucie, że odpowiedzi tkwią mu gdzieś w głowie.A po chwili zaczęłogo ogarniać uczucie o wiele mniej przyjemne: że coś jeszcze ogląda scenę w do-le.że patrzy zza jego oczu.Zaklęcie wypełzło ze swego leża w głębi dziewiczych ścieżek umysłu i terazsiedziało bezczelnie w przodomózgowiu, podziwiało widoki i wykonywało psy-chiczny odpowiednik jedzenia prażonej kukurydzy.Spróbował je odepchnąć.i świat zniknął.Znalazł się w ciemności ciepłej i stęchłej, w mroku grobowca, w aksamitnejczerni sarkofagu.Wyczuwał ostry zapach starej skóry i kwaśny odór starożytnychpapierów.Papiery szeleściły.Czuł, że ciemność pełna jest niewyobrażalnych potworów.A cały problemz niewyobrażalnymi potworami polega na tym, że aż nazbyt łatwo je sobie wy-obrazić. Rincewindzie  odezwał się jakiś głos.Rincewind nigdy jeszcze nie słyszał gadającej jaszczurki, ale gdyby przemó-wiła, to dokładnie w taki sposób. Tego. odpowiedział. Słucham?Głos parsknął.dziwaczny dzwięk, raczej papierowy. Powinieneś zapytać:  Gdzie jestem?  stwierdził. A czy byłbym zadowolony z odpowiedzi?Rincewind wpatrywał się w ciemność.Teraz, kiedy już się do niej przyzwy-czaił, zaczynał coś dostrzegać.Coś niewyraznego, ledwie dość jasnego, by byłoczymkolwiek.Najlżejszy, dziwnie znajomy wzór w powietrzu. No dobrze  zgodził się. Gdzie jestem?47  Znisz. W takim razie czy mógłbym się już obudzić? Proszę. Nie  odparł inny głos, stary i suchy jak pierwszy, a jednak trochę inny. Mamy ci coś bardzo ważnego do powiedzenia  oznajmił trzeci głos, chy-ba jeszcze bardziej zasuszony niż poprzednie.Rincewind w oszołomieniu kiwnął głową.Gdzieś w głębi umysłu czaiło sięZaklęcie i zerkało mu przez myślowe ramię. Sprawiłeś nam wiele kłopotów, młody Rincewindzie  ciągnął głos.Całe to spadanie z krawędzi świata.Zupełnie nie myślisz o innych.Musiałyśmypoważnie zniekształcić rzeczywistość. A niech to! A teraz czeka cię ważne zadanie. Och.Dobrze. Wiele lat temu sprawiłyśmy, by jedno z nas ukryło się w twojej głowie.Potrafiłyśmy bowiem przewidzieć nadejście chwili, w której odegrasz niezwykleistotną rolę. Ja? Dlaczego? Często i dużo uciekasz  stwierdził któryś z głosów. To dobrze.Po-trafisz przeżyć. Przeżyć? Z dziesięć razy o mało nie zginąłem! Otóż to.-Aha. Ale staraj się więcej nie spadać z Dysku.Naprawdę nie możemy na topozwolić. A my to kto?  zapytał Rincewind.Coś szeleściło w ciemności. Na początku było Słowo  rzekł suchy głos tuż za nim. To było Jajo  poprawił inny głos. Dokładnie pamiętam.Wielkie JajoWszechświata.Z miękką skorupką. Oba się mylicie.Jestem przekonane, że to pierwotna maz. Nie, to przyszło potem  wtrącił się głos obok kolana Rincewinda.Najpierw istniał firmament.Mnóstwo firmamentu.Dosyć lepki.Jak wata cukro-wa, a właściwie jak syrop. Gdyby kogokolwiek to interesowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl