[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ściany były czerwone, a krzesła nie miały oparć.Niewolnik zajął się rozpaleniem ognia w stojącym pośrodku koszu, po czym zniknął.– Jak dużo wie Gordianus? – spytała Lucjusza Kornelia.– Bardzo niewiele.Powiedziałem mu tylko, że Tytus spadł z balkonu.Wpatrzyła się we mnie z niemal przerażającą intensywnością.– Mój mąż był prześladowany.– Przez kogo albo przez co? – spytałem.– Lucjusz wspominał coś o lemurach.– Chodzi o liczbę pojedynczą.Dręczył go tylko jeden lemur.– Czy był to ktoś mu znany?– Tak.Kolega z młodości, z którym razem studiowali prawo na Forum.To on był przed nami właścicielem tego domu.Nazywał się Furiusz.– Ten lemur ukazywał się twojemu mężowi częściej?– To się zaczęło zeszłego lata.Tytus widywał go tylko przez moment: przy drodze do naszej willi na wsi, gdzieś na Forum albo w cieniu tu, przed domem.Z początku nie był pewien, co to jest; podchodził i próbował to odnaleźć, ale zawsze się przekonywał, że nie ma po tym ani śladu.Potem zaczął to widywać w domu.Właśnie wówczas zdał sobie sprawę, kto i co to jest.Już nie chciał się do tego zbliżać, przeciwnie, uciekał od tego, drżąc ze strachu.– Czy i ty to widywałaś?Zesztywniała.– Z początku nie.– Tytus widział go znów tej nocy, kiedy spadł – szepnął Lucjusz, biorąc Kornelię za rękę, ale ona ją wyrwała.– Tamtej nocy Tytus był w posępnym nastroju – powiedziała.– Zostawił mnie w moim gabinecie i wyszedł na balkon, by tam pooddychać świeżym powietrzem.I wtedy to zobaczył.tak w każdym razie opowiadał potem w swoich majakach.To szło ku niemu, przyzywając go do siebie.Wypowiedziało jego imię.Tytus uciekł na koniec balkonu, a to podchodziło coraz bliżej.Był bliski szaleństwa ze strachu i w końcu wypadł przez balustradę.– To go popchnęło?Wzruszyła ramionami.– Czy popchnęło, czy nie, zabił go ostatecznie strach przed tym czymś.Przeżył upadek z balkonu, pozostał przy życiu do rana i przez następny dzień.Kiedy nadszedł zmierzch, Tytus zaczął się pocić i cały drżał.Nawet najmniejszy ruch sprawiał mu wielki ból, a mimo to rzucał się i wił na łóżku oszalały z przerażenia.Powiedział mi, że nie zniesie już widoku tego lemura.Rozumiesz? Wolał śmierć niż ponowne spotkanie z nim.Widziałeś jego twarz.To nie ból go zabił, ale strach.Schowałem dłonie w fałdy płaszcza i podkurczyłem palce u nóg.Miałem wrażenie, że płonący w koszu ogień wcale nie grzeje i w pokoju jest równie zimno jak na zewnątrz.– Jak twój mąż opisywał tego lemura? – spytałem.– Trudno go było nie rozpoznać.To był Furiusz, poprzedni właściciel domu.Jego ciało było blade i pokryte strupami, zęby żółte i zniekształcone.Włosy miał niczym krwawa słoma, a szyję całą we krwi.Wydawał wstrętny odór, ale bez wątpienia był to Furiusz.Tylko że.– Co takiego?– Tylko że wyglądał młodziej niż u kresu życia.Bardziej przypominał Furiusza z lat, kiedy znali się z Tytusem na Forum, we wczesnej młodości.– Kiedy ty sama po raz pierwszy ujrzałaś tego lemura?– Wczoraj wieczorem.Stałam na balkonie, myśląc o Tytusie i jego wypadku.Odwróciłam się i zobaczyłam to, ale tylko przez mgnienie oka.Uciekłam do domu.a to za mną zawołało.– Co powiedziało?– Dwa słowa: „Teraz ty”.Och! – Kornelia głośno wciągnęła powietrze; zacisnęła dłonie na chuście i zapatrzyła się w płomienie.Podszedłem do kosza i wyciągnąłem dłonie, by je rozgrzać nad ogniem.– Co za dziwny dzień – mruknąłem.– Cóż mogę ci powiedzieć, Kornelio, jak nie to samo co człowiekowi, który też dziś opowiadał mi o lemurach? Dlaczego zwracasz się do mnie zamiast do jakiegoś augura? To są tajemnice, o których prawie nic nie wiem.Zaginione klejnoty, skradziony dokument, szantaż albo niewyjaśnione morderstwo.w takich sprawach mogę być pomocny i na takich się dobrze znam.Ale jak udobruchać lemura, nie mam pojęcia.Oczywiście zawsze przyjdę na wezwanie mojego przyjaciela Lucjusza Klaudiusza, ale zaczynam się zastanawiać, po co tu w ogóle jestem.Kornelia się nie odzywała, nie odrywając wzroku od ognia.– Może przypuszczasz, że ten lemur wcale nie jest lemurem? – podpowiedziałem.– Może to żywy człowiek.– Nieważne, co ja przypuszczam – przerwała mi raptownie.W jej oczach ujrzałem tę samą prośbę i rozpacz, co u starego żołnierza Sulli.– Żaden kapłan nie może mi pomóc.Przed żądnym zemsty lemurem nie ma ochrony.Ale może to jest rzeczywiście zwykły człowiek? Takie coś byłoby możliwe, prawda?– Chyba tak.– Znasz więc takie przypadki, kiedy człowiek udawał lemura?– Nie mam takich osobistych doświadczeń.– Dlatego właśnie poprosiłam Lucjusza, aby cię wezwał.Jeżeli ten stwór istotnie jest żywym człowiekiem, możesz mnie przed nim uratować.Jeśli zaś jest lemurem, to nic nie może mnie przed nim obronić.Jestem skończona.– Ale jeśli to pożądało tylko śmierci twojego męża.– Jesteś głuchy? Powiedziałam ci, co od niego usłyszałam.„Teraz ty”.Słowo w słowo!Kornelia zadrżała gwałtownie, aż Lucjusz przysunął się do niej blisko.Z wolna się uspokoiła.– Dobrze, Kornelio, pomogę ci, jeśli potrafię.Zaczniemy od pytań.Możesz mówić?Zagryzła wargę, ale skinęła głową.– Mówisz, że to miało twarz Furiusza.Twój mąż tak twierdził?– I to niejeden raz.Kilkakrotnie widział to z bliska.Ostatni raz na balkonie.Lemur podszedł do niego tak blisko, że Tytus wyraźnie czuł odór jego oddechu.Rozpoznał go ponad wszelką wątpliwość.– A ty? Powiedziałaś, że widziałaś go zaledwie przez moment, zanim uciekłaś.Jesteś pewna, że to był Furiusz?– Tak! Ten moment wystarczył mi aż nadto.Okropna twarz.odbarwiona, wykrzywiona, ze wstrętnym grymasem.ale nie mam wątpliwości, że należała do Furiusza.– Ale młodszego, niż go pamiętasz.– Tak.Nie potrafię tego określić.policzki, nos.co czyni twarz starszą lub młodszą? Nie wiem, mogę tylko powiedzieć, że mimo całego okropieństwa to wyglądało jak młody Furiusz.Nie ten sam, który umarł dwa lata temu, ale z czasów, kiedy był szczupłym młodzieńcem bez zarostu.– Rozumiem.W takim razie przychodzą mi do głowy trzy możliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]