[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śnieg padał już gęsto.Babcia Weatherwax zrobiła kilka przysia­dów, żeby się rozgrzać.- Oto macie cudzoziemców - zwróciła się do zamarzniętego świata.- Nie sądzę, żeby krasnoludy można nazwać cudzoziemcami - sprzeciwiła się niania Ogg.- A dlaczego? Krasnolud, który mieszka bardzo daleko, musi być cudzoziemcem.Tyle właśnie znaczy to słowo.- Tak? Zabawne.Nigdy tak o nich nie myślałam.Wpatrywały się w bramę, a ich oddechy tworzyły trzy małe ob­łoczki w zapadającym mroku.Magrat przyjrzała się dokładniej.- Nie widzę tu żadnych niewidzialnych run - stwierdziła.- Pewnie że nie.- Niania wzruszyła ramionami.- To dlatego że są niewidzialne.- Właśnie - zgodziła się babcia Weatherwax.- Nie bądź głu­pia, Magrat.Brama otworzyła się wreszcie.- Rozmawiałem z królem - poinformował głos.- I co powiedział? - spytała zaciekawiona babcia.- Powiedział: „Nie, tylko nie ona na dodatek”.Babcia rozpromieniła się.- Wiedziałam, że musiał o mnie słyszeć - rzekła.***Istnieje tysiąc królów cygańskich.Na tej samej zasadzie ist­nieje tysiąc królów krasnoludów.Słowo to oznacza coś w rodzaju „głównego inżyniera”.Nie ma za to królowych krasnoludów.Krasnoludy bardzo niechętnie zdradzają swoją płeć, którą zresztą większość uważa za niezbyt ważną w porównaniu z taki­mi sprawami jak metalurgia czy hydraulika.Król stał[10] wśród tłumu krzyczących górników.Spojrzał na cza­rownice z miną tonącego, który nagle widzi szklankę wody.- Rzeczywiście jesteście dobre? - zapytał.Niania Ogg i babcia Weatherwax spojrzały na siebie nawzajem.- On chyba mówi do ciebie, Magrat - odezwała się babcia.- Bośmy tu mieli duży zawał w sztolni dziewiątej - wyjaśnił król.- Marnie to wygląda.Nieodwracalnie zablokowało nam bardzo obiecującą żyłę złotonośnego kwarcu.Któryś z krasnoludów mruknął coś niegłośno.- A tak.I jeszcze paru chłopaków - dodał ogólnikowo król.- A po­tem wyście się zjawiły.Tak że moim zdaniem to chyba zrządzenie losu.Babcia Weatherwax strzepnęła śnieg z kapelusza i rozejrzała się wokoło.Wbrew sobie, była pod wrażeniem.Obecnie rzadko widuje się prawdziwe krasnoludzkie hale.Większość krasnoludów wyniosła się z gór i zarabia duże pieniądze w miastach na równinach, gdzie o wie­le łatwiej być krasnoludem.Na przykład nie trzeba prawie całego ży­cia spędzać pod ziemią, obijać sobie młotkiem kciuków ani martwić się o fluktuacje na międzynarodowym rynku metali.Brak szacunku dla tradycji - oto podstawowy problem dzisiejszych czasów.Weźmy ta­kie trolle.Więcej trolli mieszkało obecnie w Ankh-Morpork niż w całym paśmie górskim.Babcia Weatherwax osobiście nie miała nic prze­ciwko trollom, jednak instynktownie wyczuwała, że gdyby większa ich liczba przestała nosić garnitury i chodzić w pozycji wyprostowanej, a powróciła do mieszkania pod mostami, straszenia i pożerania ludzi, tak jak to zaplanowała Natura, świat byłby miejscem szczęśliwszym.- Lepiej pokażcie nam, gdzie macie kłopoty - zaproponowa­ła.- Rozumiem, że zawaliła się masa skał.- Słucham? - nie zrozumiał król.Mówi się często, że Eskimosi znają pięćdziesiąt stów określają­cych śnieg[11].To nieprawda.Mówi się także, że krasnoludy mają dwieście słów określających skałę.Nie mają.Nie mają słów określających skały, tak jak ryby nie mają słów określających wodę.Krasnoludy mają określenia na ska­łę wulkaniczną, skalę osadową, skałę metamorficzną, skałę pod no­gami, skałę spadającą na hełm z góry, skałę, która wydawała się in­teresująca i którą - mogliby przysiąc - zostawili wczoraj właśnie w tym miejscu.W ich języku nie ma tylko słowa oznaczającego „ska­łę”.Jeśli pokaże się krasnoludowi odłamek skały, on zobaczy nie­zbyt obiecujący kawałek krystalicznego siarczynu barytu.Albo, w tym przypadku, około dwustu ton miękkich łupków.Kiedy czarownice przybyły na miejsce katastrofy, dziesiątki krasnoludów pracowało gorączkowo, by podstemplować pęknięty strop i oczyścić rumowisko.Niektórzy płakali.- To straszne.straszne - wymruczał jeden z nich.- Co za nie­szczęście.Magrat podała mu chusteczkę.Głośno wytarł nos.- To może oznaczać obsunięcie wzdłuż linii uskoku, a wtedy straciliśmy cały pokład - powiedział, kręcąc głową.Inny krasnolud poklepał go po ramieniu.- Spójrz na to z innej strony - pocieszył.- Zawsze możemy po­ciągnąć poziomy tunel od sztolni piętnastej.W końcu znowu na nie trafimy, nie ma obawy.- Przepraszam bardzo - wtrąciła Magrat.- Ale w tym tunelu utknęły krasnoludy, prawda?- A tak - przyznał król.Jego ton sugerował, że to zaledwie godny pożałowania uboczny skutek katastrofy, ponieważ uzyskanie nowych krasnoludów jest tyl­ko kwestią czasu, a porządna złotonośna ruda nie trafia się często.Babcia Weatherwax dokładnie obejrzała zawał.- Wszyscy powinni stąd wyjść - oznajmiła.- To sprawa dość osobista.- Rozumiem - zapewnił król.- Tajemnice zawodowe.- Coś w tym rodzaju.Król przegonił krasnoludów i czarownice zostały same w sła­bym świetle latarni.Kilka kamyków odpadło od sklepienia.- Hmm - rzekła babcia.- Wpakowałaś nas w kłopoty - poskarżyła się niania.- Wszystko jest możliwe, jeśli się człowiek przyłoży.- Więc lepiej się przyłóż, Esme, i to solidnie.Gdyby Stwórca chciał, żebyśmy przemieszczały kamienie z pomocą magii, nie stwo­rzyłby łopat.Prawdziwa czarownica to osoba, która wie, kiedy nale­ży użyć łopaty.I zostaw te taczki, Magrat.Nie znasz się na maszy­nach.- No dobrze - zgodziła się Magrat.- Ale możemy użyć różdżki.Babcia Weatherwax parsknęła z lekceważeniem.- Phi! Tutaj? Kto słyszał o wróżce w kopalni?- Gdybym to ja była uwięziona za masą kamieni pod górą, na pewno chciałabym o niej usłyszeć - odparła gniewnie Magrat.Niania Ogg kiwnęła głową.- Ona ma rację, Esme.Nie ma reguł mówiących, gdzie można być wróżką.- Nie ufam różdżkom - oświadczyła babcia.- Kojarzą mi się z magami.- Bez przesady - zaprotestowała Magrat.- Używały jej całe po­kolenia wróżek.Babcia Weatherwax zamachała rękami.- Dobrze, dobrze, dobrze - burknęła.- Rób, co chcesz.Naj­wyżej wyjdziesz na wariatkę.Magrat wyjęła różdżkę z torby.Obawiała się tej chwili.Różdżka była zrobiona chyba z jakiejś kości, może słoniowej.Magrat miała nadzieję, że to jednak nie jest kość słoniowa.Kiedyś zapewne nosiła jakieś oznaczenia, ale pokolenia pulchnych, wróżkowych, matczyno-chrzestnych dłoni wytarły je prawie do gładkości.Wstawiono w nią kilka złotych i srebrnych pierścieni.I nigdzie nie zamieszczono instrukcji.Nawet jedna runa czy symbol nie wskazy­wały, jak właściwie powinno się różdżkę obsługiwać.- Chyba powinnaś nią machnąć - podpowiedziała niania Ogg.- Jestem prawie pewna, że tak się to robi.Babcia Weatherwax skrzyżowała ręce na piersi.- To nie są przyzwoite czary - stwierdziła.Magrat machnęła różdżką na próbę.Nic się nie stało.- Może trzeba coś powiedzieć? - zgadywała niania.Magrat wyraźnie wpadła w panikę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl