[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Dobrze.No to ja pierwszy.Na pierwszym piętrze znaleźli drzwi, na których przymocowana była tabliczka „B.J.” Marlow przycisnął dzwonek.Po chwili usłyszeli kobiecy głos.— Kto tam?— Scotland Yard.Proszę otworzyć.Rozległ się krzyk.Słychać było szybkie kroki, podniesione głosy, szuranie krzeseł, wreszcie ktoś powiedział: „No to otwórz!” Drzwi uchyliły się, ukazując przestraszoną kobiecą twarz.— Panowie.z policji?— Tak jest — odparł surowo Marlow.— Chcecie.nas aresztować?Pozostawiając pytanie bez odpowiedzi, Higgins pchnął drzwi i wszedł do obszernej garsoniery o ścianach wyłożonych ciemnoczerwonym aksamitem.Dwie stojące lampy rzucały słabe światło.Na środku stolik do gry, rozłożone karty i.same kobiety.Wokół krzesła, z których tylko trzy były zajęte.Pozostałe panie wolały stanąć przy ścianie w głębi pomieszczenia, jakby mogły w ten sposób zniknąć policjantom z oczu.Jedną z nich nadinspektor i Higgins dobrze znali.Była to Agata Lillby, pokojówka Mortimerów.Z rozpuszczonymi włosami, ubrana w czerwoną, mocno wydekoltowaną bluzkę i czarne skórzane spodnie, nie przypominała wcale porządnej służącej.Wyglądała jak wamp — wyzywająca i ponętna, choć kiepska podróbka Avy Gardner.Higgins podszedł do stołu.W ogólnej panice pozostawiono tam banknoty stanowiące pulę gry: około tysiąca pięciuset funtów, co nie było kwotą zbyt wygórowaną.Kobiety musiały znajdować wystarczająco dużo przyjemności w samej grze.— Moje panie — zaczął Marlow uroczyście — jest moim obowiązkiem sprawdzenie waszej tożsamości.Nie przypuszczam, abyście ubiegały się o pozwolenie na prowadzenie tego rodzaju działalności, toteż zmuszony jestem uznać ją za proceder nielegalny.Kobiety milczały, przerażone.Stały w szeregu w głębi pokoju.Kiedy wymieniały swoje nazwiska i miejsca pracy, Marlow bladł coraz bardziej.W tej spelunce przebywała śmietanka pokojówek angielskiej arystokracji.Bywalczynie nielegalnego salonu gier pracowały w najbardziej renomowanych rodzinach królestwa, zamieszkałych w dzielnicy Mayfair.— Chwileczkę, proszę pań.Marlow wziął Higginsa na stronę i zwrócił się do niego szeptem:— Słyszał pan? Czy zdaje sobie pan sprawę? Nie mogę ich zatrzymać!— Dlaczego? — zdziwił się Higgins.— Ależ.to naruszyłoby równowagę królestwa! Obróciłoby się przeciw Anglii! Wszystkie podały nazwiska rodzin, u których pracują.Nie mam nawet odwagi ich powtarzać.Wybuchłby skandal, panie Higgins, ogromny skandal!— Nie mówiąc już o wzroście bezrobocia, nadinspektorze.Rozumiem pańskie obawy.Lepiej będzie uniknąć takiego dramatu.Może jednak dobrze by było, gdyby te panie podpisały jakąś deklarację.— Oczywiście — zgodził się Marlow.— Sam się tym zajmę.— To świetnie.Ja natomiast zadam kilka pytań pani Lillby.Nie wyciągając zbyt pochopnych wniosków, myślę, że to przeciwko niej był wymierzony ten anonim.Podczas gdy nadinspektor przygotowywał się do zebrania oświadczeń, nie zdradzając, jaki tok zostanie nadany tej sprawie przez Scotland Yard, Higgins poprosił Agatę Lillby, aby usiadła z nim na chwilę przy stole.— Jest pani miłą osobą.Trochę zaskakującą.ale miłą.— Nie mam sobie nic do zarzucenia — stwierdziła, przysiadając na krześle, gdzie parę minut wcześniej miała w ręce bardzo dobre karty.Jej pierwszy szczęśliwy wieczór od dłuższego czasu!Higgins przekładał karty.— W jaką grę panie gracie?— Black Jack.Higgins nie był wielkim znawcą gier hazardowych, niemniej wiedział, że potrafią uzależnić i zepchnąć na dno.— Nie mam sobie nic do zarzucenia — powtórzyła Agata Lillby.— Mam nadzieję.Higgins wyglądał na szczerze zatroskanego.Mimo zdenerwowania była mu za to wdzięczna.Odniosła wrażenie, że potrafi ją zrozumieć.— Zawsze byłam wierna i oddana lordowi Mortimerowi.Nigdy nie popełniłam żadnego błędu.— Chciałbym w to wierzyć.Ale przyzna pani, że jej obecność tutaj.— To jest moje prywatne życie, panie inspektorze.To wyłącznie moja sprawa.— Z żalem muszę stwierdzić, że nie jestem tego pewien, panno Lillby.Higgins położył na stole dwie karty, którymi się bawił.Król i as.— Wygrałby pan — ironicznie zauważyła Agata Lillby.— To dwadzieścia jeden punktów.Black Jack.— Czy często tu pani przychodzi?Pokojówka zaczerwieniła się.— Dosyć często, tak.— odpowiedziała po długim wahaniu.— Regularnie? W każdy wtorek wieczorem?Zmarszczyła brwi, rysy jej twarzy się wyostrzyły, oddychała ciężko.— Dlaczego nie chce mi pani powiedzieć wszystkiego? Byłoby o wiele prościej.Uwagę Higginsa przyciągnęło zamieszanie w głębi pokoju.Wydawało się, że Marlow uzyskał jakąś bulwersującą informację.— Panno Lillby — zapytał, podchodząc do stołu — czy prawdą jest, że była tu pani w wieczór zabójstwa, ale wpadła pani tylko na krótką chwilę?Czerwona ze złości Agata wstała i z wściekłością popatrzyła na swe towarzyszki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]