[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I co z tego?” Tak już było z ludźmi, zwłaszcza mieszkają­cymi w okolicy, jeśli to coś dotyczyło właśnie okolicy.Widocznie z podróżami w czasie tak jest - nikt po nich nie pamięta tego, co było przed nimi, a to, co się pozmieniało, po powrocie i tak już jest historią.- Coś się taki cichy zrobił? - spytała w pewnym momencie Kirsty.- Myślę, a to wymaga skupienia.Właśnie tak so­bie myślałem, że jakbym pokazał pozostałym to zdję­cie, to i tak jedyną reakcją byłoby, że to ktoś podobny do Wobblera.Kirsty zajrzała mu przez ramię.- Faktycznie, jest podobny do Wobblera.I co z tego? Johnny przez chwilę koncentrował się na wyglą­daniu przez okno.- Chodzi mi o to, że Wobbler jest na zdjęciu - po­wiedział w końcu.- Pamiętasz?- Pamiętam co?- No.wczoraj.Zmarszczyła czoło.- Byliśmy na jakiejś imprezie? Przebieranej? Johnny westchnął równie ciężko, jak ostatnio Bigmac.Wszystko się normowało i to właśnie było najgor­sze w podróżach w czasie.Wracało się do innego miej­sca, gdzieś, gdzie się nigdy przedtem nie było.Kon­kretnie rzecz biorąc - teraz był w czasie, w którym nikt nie zginął na Paradise Street, i wcale nie chciało mu się tam wracać i niczego zmieniać.A więc się nie wybierze, w związku z czym pozostali też tego nie zro­bią.Gdy robiono to zdjęcie, byli w przeszłości, a teraz wychodziło, że nigdy tam się nie wybrali, toteż nie pamiętają, bo nie mają czego pamiętać.Tu wczoraj robili co innego: włóczyli się.Albo tkwili gdzieś.- Twój przystanek - głos Kirsty przywoływał go do teraźniejszości.- Dobrze się czujesz?- Nie - odparł i wysiadł.Padał deszcz, ale i tak poszedł sprawdzić, czy wó­zek jest tam, gdzie go zostawił.Wózka nie było.Choć z drugiej strony mogło go tam w ogóle nigdy nie być.Kiedy dotarł do swego pokoju, resztki nadziei prysnęły - miał jedną, nieśmiałą nadzieję, że może w tym czasie będzie nieco inną osobą.Ten sam pokój, ten sam bałagan, ten sam prom na dwukolorowej nitce i te same tapety skutecznie pozbawiły go złudzeń.Siadł na łóżku i tępo wpatrzył się w padający za oknem deszcz.Stracił gazetę pani Tachyon, która mogłaby być dowodem.Bez tego nikt mu nie uwierzy, choć dosko­nale wszystko pamiętał.A tymczasem wyglądało na to, że nic takiego się nie wydarzyło.No, przynajmniej niedokładnie.Zwykła, szara codzienność wypełniała wszystko, nachalna niczym deszcz.Gdyby miał jakiś dowód, cokolwiek.Sięgnął odruchowo do kieszeni i wymacał prosto­kątny kartonik kart do gry.Głosy dochodzące z dołu dowodziły, że dziadek wrócił albo się obudził, w każdym razie telewizor gaworzył radośnie z australijskim akcentem.Johnny zebrał się w sobie i zszedł do salonu.- Dziadku?- Tak? - Starym zwyczajem dziadek nie odrywał wzroku od ekranu.- Chciałem porozmawiać o wojnie.- Tak?- Kiedyś opowiadałeś, że zanim trafiłeś do wojska, wypatrywałeś samolotów.- A, tak - ożywił się dziadek, przestając wpatry­wać się w ekran.- Dostałem za to medal.A potem zdarzyło się coś, czego Johnny nigdy do­tąd nie był świadkiem, a gdyby ktoś mu powiedział, że podobny fenomen nastąpi, nie uwierzyłby.Dzia­dek bowiem wziął pilota i wyłączył telewizor.- Pokazywałem ci go - dodał.- Musiałem.- Nie.nie sądzę.- wykrztusił Johnny, próbując wyjść z podwójnego szoku: dotąd pytania o wojnę spo­tykały się ze zdecydowaną odmową współpracy ze stro­ny dziadka.Tym razem jednak dziadek sięgnął do stojącego obok fotela wiklinowego koszyka na nici i inne kra­wieckie przybory, który stanowił własność babci.Od dawna zmienił jednak przeznaczenie: zawierał wy­cinki starych gazet, klucze nie pasujące do niczego, znaczki za pół pensa i inne przydasie różnego kali­bru, jakie znajdą się w każdym zamieszkanym domu.Po dłuższym grzebaniu w koszyku dziadek wyjął nie­wielkie, drewniane pudełko i podał Johnny’emu, mó­wiąc:- Powiedzieli, że nigdy się chyba nie dowiedzą, jak tego dokonałem, ale pan Hodder i kapitan Harris byli za mną.Twierdzili, że to musiało być możliwe, no bo inaczej bym tego nie zrobił.Piorun zniszczył telefon, motorower nie chciał odpalić, pomimo soczystych prze­kleństw pana Hoddera, no to zostało tylko jedno: zbiec do miasta i ostrzec.No to pobiegłem.To dali mi to.W pudełku znajdował się srebrny medal i pożółkła kartka pisana na maszynie, w której taśma od lat nie była zmieniana.- „Za odwagę zapewniającą bezpieczeństwo miesz­kańcom Blackbury.” - przeczytał Johnny.- Po wojnie to nawet przyszło paru takich od olim­piady - dodał dziadek.- Ale im powiedziałem, że się już dość w życiu nabiegałem.- A jak ci się wtedy udało?- Mówili, że czyjś zegarek musiał wtedy źle cho­dzić.Nie wiem, ja tam po prostu biegłem.teraz to, prawdę mówiąc, mało z tego pamiętam, a to, co pa­miętam, mi się zlewa.Oprócz medalu w pudełku była też talia kart spię­tych gumką.Johnny wyjął je i zdjął gumkę.Karty były z wizerunkami samolotów.Johnny wyjął z kieszeni piątkę trefl.Była mniej zużyta, ale nie ulegało wątpliwości, że jest z tej samej lub identycznej talii.Dodał ją do pozostałych i założył gumkę, po czym odłożył do pudełka obok medalu.Spojrzeli na siebie z dziadkiem bez słowa.Poza szumem deszczu i tykaniem zegara stojącego na ko­minku żaden dźwięk nie mącił ciszy.Johnny czuł czas skapujący wokół nich.Czas o kon­systencji bursztynu.A potem dziadek mrugnął, złapał pilota i wycelo­wał w telewizor.- Od tamtych czasów wiele wody upłynęło dla każ­dego z nas - powiedział, i to było wszystko.Ktoś zadzwonił do drzwi.Johnny poszedł otworzyć.Dzwonek rozległ się ponownie, tyle że bardziej na­chalnie.Johnny otworzył drzwi.- O! - powiedział ponuro.- Cześć, Kirsty.Wyglądała, jakby ktoś wylał na nią wiadro wody.Albo dwa.- Biegłam od następnego przystanku.- Dlaczego?Na wyciągniętej dłoni podała mu marynowaną ce­bulę.- Znalazłam ją w kieszeni - wyjaśniła.- I przypo­mniałam sobie wszystko.Byliśmy w przeszłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl