[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich stopy miały miękkie podbicia, mogliwięc bezszelestnie wynieść paczki z daktylitem ze statku.Grelb był pewien, że nikt nie zauważył tej operacji.Resztagórników leczyła rany po bitwie z piratami, a Arconianiebyli tak wystraszeni, że nie wychylali nosów ze swychkabin.Przykrą niespodzianką była wiadomość o zbliżającym sięprzypływie i konieczności ewakuacji ze statku.Jemba zacząłsię nawet martwić, że ktoś przez przypadek odkryje miejsceskładowania daktylitu.Szczęściem jednak wysłał Whipidówdo najwyższych jaskiń, prawie na sam szczyt klifu.Małoprawdopodobne, by ktoś tam szukał schronienia przed faląprzypływu.Mgła zaczynała się już rozwiewać, lecz z zachodunadciągały ciężkie szare chmury.W powietrzu pachniałosolą i daleką burzą.Grelb obawiał się, że ta burzaściągnie na wyspę więcej pterosmoków.Gdy Arconianie opuszczali statek, jedna postać przykułauwagę Grelba: Oui-Gon Jinn, Rycerz Jedi.Miał na sobiewprawdzie płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz, leczHutt i tak go rozpoznał po charakterystycznej sylwetce iharmonii ruchów.Oui-Gon minął szybko Arconian, jakbychciał czym prędzej dotrzeć do skał.To jednak było niepo-dobne do niego, by spieszył się tak dla własnego bezpie-czeństwa.Grelb wyciqgnął z kieszeni parę makrobinokularów inakierował je na Oui-Gona.l dobrze rozbił.Rycerz nagłezaczął szybko piąć się pod górę.W jego ruchach nie byłośladu słabości ani zmęczenia.Zamiast jednak zaszyć się wpierwszej, najniżej położonej jaskini, gdzie zebrali sięArconianie, Jedi nie przerwał wspinaczki.Posuwał się na-dal w górę wąskim żlebem.Chyba miał nadzieję, że podosłoną skał nie zostanie dostrzeżony.Grelb mógłby łatwo wślizgnąć się za nim na skałę istrzelić z ukrycia, ale bał się robić cokolwiek bez zezwoleniaJemby.Pochylił się wiec tylko nad swoim przenośnyminterkomem i nacisnął guzik.Jemba zgłosił się natych-miast.Jedi wspina się na naszą skałę - powiedział Grelb.Gdzie idzie? - warknął Jemba.Wydawał się prze-straszony, i nie bez powodu.- Nie wiem - odparł Grelb.- Ale to mi się nie podoba.Jemba wahał się tylko przez moment.- Zciągnij posiłki i dopilnuj, żeby nie wrócił z tej prze-chadzki.Si Treemba wyglqdał na chorego.Zdrowy, zielonkawyodcień jego skóry zmieniał się z wolna w szarość, a drobnałuska pokrywająca ciało zmiękła i stała się wiotka, jakby zachwilę miała odpaść.Minęło już kilka godzin, odkąd Oui-Gonposzedł po daktylit.Gdy Clat Ha wyjawiła Obi-Wanowi, że rycerz wyruszyłna poszukiwanie daktylitu, chłopca ogarnęło uczuciewielkiego zawodu.Pogodził się już z myślą, że nie zostaniejego Padawanem, ale czy doprawdy Oui-Gon nie mógł gopoprosić o pomoc w tej jednej jedynej sprawie?Oczywiście, nie mógł.Oczywiście, poszedł sam, jakzwykle.Siedząc w wilgotnej jaskini, Obi-Wan ze zmarszczony-mibrwiami patrzył na Si Treembę.Huttowie i Whipidziwzięli wszystkie lampy do swojej wielkiej pieczary, więc tu-taj tylko słabe odbłyski oświetlały wnętrze.Arconian umieszczono w ostatniej grocie.Obi-Wan mógłpo drodze przyjrzeć się dziwacznym kształtom tych jaskiń.Każda z nich miała po cztery metry szerokości wnajwęższym miejscu, a wysoka była na dziesięć metrów.Prawdopodobnie były stąd liczne wyjścia na powierzchnię, aleszerokie otwory prowadziły tylko do kolejnych pieczar.Zladypazurów wskazywały na to, że te skalne tunele wyżłobiłyjakieś zwierzęta, lecz ich legowiska były już od dawnaopuszczone.Ludzie Korporacji Pozaplanetarnej pilnowali wyjścia, nawypadek gdyby komuś przyszło do głowy uciekać.Sta-laktyty wisiały nad nimi jak błyszczące włócznie.Do sie-dzenia służyły tylko ostre kamienie.W ciemności jarzyły sięfosforyzujące oczy Arconian.Si Treemba zaczął coś nucić w swoim języku.Pozostalipodchwycili melodię.Obi-Wan przysunął się do przyjaciela.Co to za piosenka? - zapytał cicho.Zpiewamy naszą pieśń dziękczynną.- Si Treemba napoczekaniu przetłumaczył ją Obi-Wanowi:Gdy słońce na zawsze zagaśniei w mroku pogrąży się świat,w jaskini znajdziemy mieszkanie,my bracia, ja brat i ty brat.Tam burze szaleją i nigdy im dość-tu spokój, tu spokój iładZrośnięci z tą skałą jak mięso i kośćmy bracia, ja brat i ty brat.Obi-Wanowi ta piosenka wydała się bardzo smutna, aledla Arconian najwidoczniej nie.Dla nich jaskinie stanowiłydom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]