[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widział wprawdzie, że wszy scy członkowie oddziału zmarkotnieli,gdy ty lko znalezli się w pokry ty ch grubą warstwą kurzu i py łu kanałach, pomiędzyrozpadający mi się boksami, zbutwiały mi szmatami i dziesiątkami szkieletów przy pominający chpotwory z najgorszy ch senny ch koszmarów, ale wciąż nie dostrzegał w ich zachowaniu żadny choznak paniki.Obawa, tak, może nawet strach, ale to wszy stko, co dało się zauważy ć.Jakby ży ciew kanałach jedy ne, jakie znali uodporniło ich na każdą potworność nowego świata.Zdumiałago hardość ty ch młody ch ludzi, choć im dalej brnęli w to cmentarzy sko, ty m pancerze ichobojętności stawały się cieńsze i bardziej kruche, aż w końcu zaczęły pękać.Po kwadransie wędrówki w kompletnej ciszy Pamiętający zauważy ł, że tam, gdzie droga jestw miarę prosta, a widoczność dobra, jego ludzie naty chmiast zbijają się w ciaśniejszą grupkę, naco pozwalał, nie interweniując, ponieważ rozumiał, że w takich momentach potrzeba obcowaniaz towarzy szami niedoli jest jak najbardziej naturalna.Wszędzie wokół dostrzegali ślady by tności outsiderów z Muchoboru: porozwalane zamkiw skrzy niach, porozrzucane wokół boksów rzeczy, puste miejsca po wy niesiony ch meblachi zgarnięte na stosy kości przekonały ich ostatecznie, że Przedept nie kłamał, ale nawet to nieskłoniło nikogo do zdjęcia maski czy sięgnięcia po jakiś przedmiot. Niewy obrażalne kurewstwo odezwał się w końcu Guma, którego widok ofiar zarazyporuszy ł chy ba najbardziej, choć i tak po wielekroć słabiej, niż się tego spodziewał Nauczy ciel. Co powiedziałeś? zapy tała Karbala. Musisz mówić głośniej, bo ledwie cię sły szę!Sama nieomal krzy czała.To także świadczy ło o ty m, że za jej maską obojętności kry je sięogromne zdenerwowanie.Może nie jest z nimi aż tak zle, jak do tej pory sądziłem, pomy ślałNauczy ciel, dostrzegając pogłębiające się wciąż ry sy na pancerzach, który mi odgradzali sięprzez ostatni kwadrans od otaczającego ich koszmaru. Tak sobie pieprzę bez sensu odparł zgry zliwie Guma, by le się od niego odczepiła.Nie chciał by ć ty m, który pęknie pierwszy. Nie pieprzy sz, chłopcze zaoponował Nauczy ciel, spoglądając na leżące w tunelu przednimi zwłoki matki tulącej do piersi dziecko.Oba potwornie zniekształcone szkielety zlały się pośmierci w zbitą masę, jakby by ły kiedy ś częściami jednego, przedziwnego i odrażającegoorganizmu. To chy ba najgorsze z gówien, jakie powstały z powodu zwiększonej radiacji dodał,przestępując ostrożnie nad pożółkły mi kośćmi. Nie do końca wtrącił idący dwa kroki za nimi Szary. Co przez to rozumiesz? zainteresowała się naty chmiast Karbala, dla której rozmowawy dawała się jedy ny m lekarstwem na odegnanie lęku. Ty lko to, że podobna choroba by ła znana także w stary m świecie. Skąd to wiesz? zapy tał Nauczy ciel.Sam nigdy nie sły szał o niczy m podobny m.Lekarze, który ch poznał w kanałach, też nie mielipojęcia, co mogło powodować szarą zarazę. Moja matka by ła przed wojną pielęgniarką wy jaśnił Szary. Dawno temu, gdy ludziez naszej enklawy zaczęli przy jakiejś okazji wspominać czasy epidemii, powiedziała, że kilkamiesięcy przed Atakiem do jej szpitala trafiło dziecko dotknięte czy mś, co wy glądało niemaldokładnie jak szara zaraza.Jego mięśnie twardniały, choć dużo wolniej niż u ty ch ludzi& wskazał głową na poskręcane, poprzerastane szkielety, które ty lko z grubsza przy pominały układkostny człowieka. Ale jednego by ła pewna: tkanki chorego z czasem zamieniały się w coś, coprzy pominało kości.Podobno to by ła jakaś wada genoty piczna czy jakoś tak& Bardzo rzadka.Takrzadka, że nie pracowano nawet nad lekami, który mi można by to leczy ć.Jeden przy padek nakilka milionów ludzi.Tak mówiła& Zamilkł na moment, ale zaraz pojaśniał mu wzrok. O,przy pomniałem sobie, ten dzieciak chorował na FOP. Fop? Serio? Karbala postukała się palcem w czoło. U mamuśki pod beretem chy ba niewszy stko by ło równo poukładane. To w sumie nie nazwa, ty lko coś, wiesz, jak SARS wy jaśnił pokrętnie Szary, lecz toniewiele powiedziało reszcie.Ty lko Pamiętający pokiwał ze zrozumieniem głową. Dobrze mówisz.Takich akronimów uży wano w przedwojennej medy cy nie. Co to jest akronim? zapy tał Guma. Skrót składający się z pierwszy ch liter słów. A wiecie, że mieliśmy w naszej enklawie Sarsa? wtrącił Zliski. Gnój mieszkał kilkaboksów ode mnie.Mówię wam, kawał zarazy, nie człowiek& Zarechotał, a pozostalinaty chmiast poszli w jego ślady.Trzy mali fason, choć Pamiętający widział wy raznie, że zżerają ich nerwy.Na szczęściedawny kordon sanitarny znajdował się ty lko trzy sta metrów od torów, powinni więc dotrzeć donajdalszego posterunku po kilku minutach marszu przez to przy gnębiające, podziemnecmentarzy sko.Aczkolwiek tam możemy trafić na kolejny, kto wie, czy nie poważniejszy, problem&Nauczy ciel zdawał sobie sprawę z tego, że wszy stkie wy jścia ze skażony ch szarą zaraząenklaw zostały zabary kadowane, i to od zewnątrz, aby nikt nie mógł się wy dostać z objętegokwarantanną obszaru.Liczy ł jednak na to, że tutaj tak daleko od główny ch skupisk ocalony ch,w dodatku po niemal piętnastu latach ludzie, którzy powstrzy mali w ten sposób zarazę, a potemsami zostali odizolowani od reszty miasta, poszli z czasem po rozum do głowy i zdemontowaliczęść zabezpieczeń, szabrując najsolidniejsze elementy i poży tkując je na własne potrzeby.Miałteż nadzieję, że najazd lektery tów pogorszy ł sy tuację ocalony ch jeszcze bardziej, do tego stopnia,że nikt nie zawracał sobie głowy ty m, czy bary kady na jakimś zadupiu nadal stoją.Jak jest naprawdę, miało się okazać już za chwilę.Jeśli wierzy ć mapie, burzowiec powiniendoprowadzić zwiadowców do posterunku, za który m ciągnęły się kanały odwodnieniowe biegnąceskrajem cmentarza na Grabiszy nku.Tam nikt nigdy nie mieszkał, jeśli więc mieli się gdziekolwiekprzebijać z enklaw zajmujący ch podziemia dawnego centrum handlowego, to ty lko tutaj. Jest posterunek! zameldował idący na czele grupy Zliski.Nauczy ciel oświetlił latarką ścianę strzegącą wy jścia z enklawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]