[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żyłem z Johnnym, istotną częścią mnie samego, iskrą mnie samego, którą ludzie nazywają życiem, i nie rozumiałem go - do tej pory zresztą nie pojmuję - do chwili, kiedy moje ciało zostało ponownie naprawione.Wtedy powróciłem do niego, ale było to inne, lepsze ciało, ponieważ wiele przeznaczeń dziwiło się, a nawet było przerażone niską wydajnością i kruchą strukturą ludzkiej materii.Naprawiając uczyniono je więc doskonalszym.Opracowano tak, że mam teraz mnóstwo zdolności, których do tej pory byłem pozbawiony.Wiele przymiotów, o których - jak sądzę - wciąż jeszcze nie wiem i nie będę wiedział, dopóki nie nadejdzie czas, abym z nich skorzystał.A o pewnych chyba nie dowiem się nigdy.Kiedy powróciłem do mojego ciała, przybyło też przeznaczenie i znowu żyło wraz ze mną, a poznawszy je - nazwałem Johnny.Rozmawialiśmy ze sobą i nigdy nie było sytuacji, abym go nie usłyszał, chociaż w przeszłości bardzo wiele razy Johnny uszedł mojej uwagi.Symbioza, pomyślał Sutton.Symbioza wyższego rzędu niż wrzosu i grzyba, prymitywnego zwierzęcia i algi.Symbioza intelektualna.Jestem gospodarzem, a Johnny moim gościem.Współpracujemy ze sobą, bo rozumiemy się nawzajem.Johnny daje mi świadomość mojego przeznaczenia, swoją siłę kształtującą moje godziny i dni, ja zaś stwarzam mu szansę egzystencji, której nie mógł uzyskać, istniejąc niezależnie.- Johnny! - zawołał i znowu nie było odpowiedzi.Poczekał chwilę, ale bez pożądanego rezultatu.- Johnny! - powtórzył, i tym razem w jego głosie zabrzmiały nutki przerażenia.Bo przecież przeznaczenie musiało tu być.Musiało.Chyba.chyba.- myśl rozwijała się wolno, łagodnie.Chyba że naprawdę nie żył.Chyba że śnił, znajdował się w strefie zmierzchu, w której poczucie istnienia działa jeszcze przez chwilę pomiędzy stanem życia i śmierci.Głos Johnny'ego był słaby, bardzo słaby i daleki.- Ash.- Słucham, Johnny.- Silniki, Ash.Silniki.Dźwignął ciało z fotela pilota i stanął na drżących nogach.Prawie nic nie widział -jedynie wyblakłe, rozmyte, kołyszące się kształty otaczającego go metalu.Stopy miał jak obciążone ołowiem i ledwie mógł nimi poruszać.nie były już jego częścią.Potknął się, ruszył chwiejnie przed siebie, upadł na twarz.Wstrząs, pomyślał.Wstrząs przemocy, śmierci, wyciekającej krwi, zmasakrowanego, podziurawionego ciała.Istniała siła, przypływ siły, który pozwolił mu się podnieść, widzieć wyraźnie, sprawnie myśleć.Siły wystarczającej, aby zabrać życie dwom ludziom, którzy go zabili.Tą siłą była zemsta.Lecz moc już się wyczerpała i zdawał sobie sprawę, że to siła umysłu, siła woli raczej niż kości i mięśni pozwoliła mu tego dokonać.Stanął na czworakach i popełzł przed siebie.Zatrzymał się, odpoczął, a potem przepełzł następnych kilka stóp z opuszczoną bezwładnie głową, pozostawiając za sobą na podłodze ślad sączących się z jego ciała krwi, osocza i soków żołądkowych.Odnalazł wejście do maszynowni i stopniowo podciągnął się wystarczająco wysoko, aby odsunąć rygiel.Palce odnalazły go, pociągnęły, ale nie było w nich dosyć siły, więc się ześlizgnęły.Upadł bezwładnie na twardą, zimną podłogę.Leżał długo, a potem spróbował znowu.Tym razem, mimo że palce ponownie ześlizgnęły się z metalu, rygiel ustąpił ze szczękiem.Upadł na próg.Wreszcie, kiedy już zdawało mu się, że nigdy nie zdoła tego dokonać, stanął na czworakach i cal po calu popełzł przed siebie.30.Asher Sutton obudził się w ciemności.Ciemności i niewiedzy.Niewiedzy i ogarnięty powolnym, badawczym zdziwieniem.Leżał na twardej, gładkiej powierzchni i tuż nad jego głową znajdował się metalowy sufit.Obok niego znajdowała się rzecz, która mruczała i dudniła.Jedno ramię miał zarzucone na ową rzecz i w jakiś sposób wiedział, że spał, obejmując ją w ramionach i przytulając do siebie tak, jak dziecko mogłoby spać z ukochanym pluszowym misiem.Nie miał poczucia czasu, miejsca ani poprzedniego życia.Jakby nagle, dzięki jakiejś magii, jako w pełni ukształtowana istota, został obdarzony życiem, inteligencją i wiedzą.Leżał nieruchomo i jego oczy powoli przywykały do ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]