[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może już wcześniej obmyślił ten plan i to, że mijaliśmy sex shop naSzóstej, nie było zbiegiem okoliczności. Pomyślałem, że może spróbujemy czegoś nowego  szepnął mi do uchafiglarnym tonem. Tak?Nie wiedziałam, czy mam się czuć obrażona.Sądziłam, że nasz seks jestdobry.Z pewnością mieliśmy go dużo, a myśl, że mój kochanek mógłby nie czuć sięusatysfakcjonowany, niepokoiła mnie.Podszedł do witryny z satynowymi materiałami do krępowania, rozpórkami iskórzanymi kajdankami. Co o tym myślisz?  spytał.Wzięłam różowe puchate kajdanki, takie idealne na wieczór panieński.Wolałabym skórzane, ale nie chciałam go przestraszyć, pokazując, że mam pewnedoświadczenie w tych sprawach. Ojej, czułbym się w nich jak idiota. Ty czułbyś się jak idiota?Poczerwieniał.Po raz pierwszy widziałam, jak się rumieni. Nieważne.To głupi pomysł.Sprzedawca spojrzał na nas podejrzliwe. Nie, wcale nie  zaprotestowałam. Po prostu myślałam, że to ja miałabym je założyć. Pamiętasz noc, kiedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy?  spytał. Oczywiście. W torebce miałaś linę.Sądziłem.Sprawiasz wrażenie dziewczyny, któralubi przejąć kontrolę.Zawsze chciałem tego spróbować.%7łeby to ktoś miał nade mnąwładzę.Serce mi się ścisnęło.Doskonale wiedziałam, że jestem hipokrytką, ale nigdynie mogłam się przyzwyczaić do uległego mężczyzny.Ani w klubach, ani podczasprywatnych scen.Myśl o klęczącym przede mną Simónie przyprawiała mnie odreszcze.Nie spodziewałabym się czegoś takiego po nim.Kolejny znak świadczący omoim kiepskim zmyśle obserwacyjnym lub dowód na to, że myślę jedynie o sobie.Wydawało się, że ma naturalne zdolności przywódcze, zwłaszcza kiedy dyrygowałorkiestrą.Chociaż po tym, co przeżyłam, nie mogłam mu odmówić.Może byłobyinaczej z kimś, kto mnie pociąga.Wyszliśmy ze sklepu z czarnymi satynowymi szalami i kompletem bielizny,która spodobała się Simónowi.Gdy sprzedawca pakował nasze zakupy do torebki, w uszach niemal słyszałamdrwiący śmiech Dominika.Tamtej nocy przywiązałam nadgarstki i kostki Simóna do rogów łóżka.Miałlśniące oczy i mruczał, jakby skumulowała się w nim radość wszystkich świąt.Siedząc na nim, wpatrywałam się w ścianę nad wezgłowiem łóżka i po raz kolejnyzastanawiałam się, czego ja tak naprawdę chcę.Zamknęłam oczy i zaczęłam siępieścić  do mojej głowy napłynęły obrazy.Dominik pojawiał się w nichwszystkich, ale mimo to nie dostałam orgazmu.Simón zasnął od razu, gdy skończył szczytować.Delikatnie rozwiązałamwięzy i zsunęłam jego nogi, żeby zrobić na materacu miejsce dla siebie.Sen zaskoczył mnie jak złodziej nocą.Kiedy się przebudziłam, wstałam cicho i wyciągnęłam walizkę z szafy.Wjednej z bocznych kieszeni miałam schowaną linę  nie chciałam, żeby Simón się nanią natknął.Odłożyłam walizkę i poszłam do łazienki z liną i butelką nawilżacza w ręce.Simón mocno spał, ale odkręciłam wodę, żeby zagłuszyć jakiekolwiekodgłosy.Gdy się masturbowałam, patrzyłam na swoje lustrzane odbicie  linęmocno zaciskałam na szyi.Nie chciałam popełnić samobójstwa ani się zranić.Nigdy nie wiązałam jej takciasno, żeby zrobić sobie krzywdę, nawet na chwilę, ale delikatne podduszanie sięzwiększyło moje podniecenie na tyle, że wkrótce doznałam orgazmu.Zamiast pętli pragnęłam poczuć na szyi rękę Dominka.Dominik pojechał metrem do Spring Street.Gdy otworzył drzwi do loftu,wiedział, że Summer była w mieszkaniu podczas jego krótkiej nieobecności.Zapachjej perfum unosił się w powietrzu, a rząd butów w minimalistycznym korytarzuprowadzącym do salonu zniknął.Skrzypiec również nie było i bez wątpienia w pośpiechu zabrała swojeubrania.Zapomniała o paście do zębów, niektórych kosmetykach, kremach iszamponie oraz tabletkach antykoncepcyjnych, które pozostały w łazience, odkądwyjechała w trasę po Australii i Nowej Zelandii.Zostawiła te rzeczy niczym spadek,który miał mu o niej przypominać.Nawet nie napisała żadnej wiadomości.Chociaż to nie zaskoczyło Dominika.Podsumowało ich związek.Przez kolejne dwa dni siedział w domu, zaniedbując obowiązki w bibliotece.Nie mógł się na niczym skupić; nie było mowy o prowadzeniu badania i pisaniu.Zakażdym razem, gdy słyszał dzwonek do drzwi, bał się, że może za nimi stać Victorlub policja.Nawet jeśli Victor nie wniósł oskarżeń, istniało prawdopodobieństwo, żejakiś przechodzień widział ten atak.Wiedział, że napaść wyglądała brutalnie izostanie aresztowany, jeśli świadek zawiadomił policję.W sobotę rano podjął decyzję.Spakował się i wysłał e-maile z przeprosinami,rezygnując ze stypendium.Wyraził gotowość zwrócenia kosztów wynajmu loftu. Pojechał taksówką na lotnisko JFK; zdawał sobie sprawę, że zamówienie limuzynymogłoby zdradzić jego kroki.Na lotnisku zarezerwował pierwszy dostępny lot doLondynu.Hampstead jeszcze spało, gdy wcześnie rano wysiadł z taksówki i szukałkluczy na dnie bagażu podręcznego.Wrzosowisko w oddali było bardziej zielone niżkiedykolwiek.Miało wyjątkowy odcień, który można zobaczyć jedynie w Anglii.Trzymając bagaż w obu rękach, lekko kopnął drzwi.Powitał go suchy zapachksiążek.Był w domu.Minęły dwa miesiące.Nastał czas, żeby zmienił swoje życie.Przedłużył urlopna uniwersytecie o dwa kolejne semestry i powoli wpadł w pisarską rutynę.Budziłsię jak zawsze przed wschodem słońca, pisał ustaloną przez siebie liczbę słów ipotem pozwalał sobie na popołudniowy relaks, czytanie, nadrabianie zaległościfilmowych lub, jeśli pogoda na to pozwalała, spacery po wrzosowisku.Oczywiście nadal myślał o Summer.Nie było dnia bez bolesnych wspomnień,ale również tych radosnych, które burzyły wymuszony emocjonalny dystans.Gdychodził po wilgotnej trawie wrzosowiska, nie mógł powstrzymać obrazu Summer,gdy po raz pierwszy zagrała dla niego prywatny koncert.Miał wrażenie, jakbyuczestniczył w nim wieki temu.Wiedział, że takie wspomnienia są nieuchronne i niemoże od nich uciec.Musiał po prostu zaakceptować te słodko-gorzkie uczucia iporadzić sobie z nimi.Może czas przyniesie ukojenie, ale nie liczył na to.Pewnego dnia poczuł, że zapędził się w kozi róg.Jeden z bohaterów niezachowywał się tak, jak Dominik tego oczekiwał, więc musiał od nowa napisać całyrozdział, żeby motywacje działań pozostałych osób w powieści miały sens.Czuł sięwycieńczony i bezsilny, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.Miał na sobie szlafrok, a od czterech dni się nie golił.Mocno zacisnął pasek izszedł na dół.Pewnie listonosz z pózną przesyłką, pomyślał.Gdy przechodził obok okna, zauważył, że zaczęło mocno padać.Usłyszałkolejny, tym razem niecierpliwy, dzwonek.Ganek domu nie chronił przed złąpogodą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl