[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego?Carl wydawał się szczerze zdziwiony.Spróbowałam mu wyjaśnić.- Człowiek, którego skazano za te zbrodnie, ma być niedługo stracony.Nie możemy do tego dopuścić.Planowaliśmy kampanię na rzecz wznowienia postępowania.Wyraz twarzy Carla niczego nie zdradzał, kiedy powiedział:- Ale mogliście spokojnie żyć przez wszystkie te lata, kiedy ten czło­wiek siedział w więzieniu? To wam nie przeszkadzało?- Człowiek, którego skazano, nie jest święty.- Czułam, że przechodzę do defensywy.- Jest.przestępcą.Zasługuje na więzienie.- Moje wytłu­maczenie zabrzmiało świątobliwie, a zarazem pusto.Zwłaszcza że mężczy­zna stanowiący moje jednoosobowe audytorium też kiedyś był przestępcą, też według jakiegoś prokuratora zasługiwał na więzienie.Carl puścił moje słowa mimo uszu.- Masz dowody na poparcie nowej teorii? Podejrzewam, że nie.Pokręciłam głową.- Wiemy mniej więcej, gdzie szukać dowodów.Z kim możemy rozmawiać.- Przypuszczam, że plany waszej trójki nie uszczęśliwiły policjantów, którzy prowadzili wtedy śledztwo.- Masz rację.- Nie pozostaje mi nic innego tylko.jak to się mówi?.wydedukować, że Prowlera wynajął jakiś gliniarz.Kiwnęłam głową.- Mnie też się tak wydaje.- Jak myślisz? Wiesz kto? Znowu kiwnęłam głową.- Jesteś pewna?- A co?- Pytam z ciekawości.- Prawie pewna.- Podaj liczbę.Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent?- Na dziewięćdziesiąt procent.Carl zrobił długi, wolny wdech.Przy wydechu powiedział:- Ten gliniarz jakoś się nazywa?- Mickey Redondo.Jest detektywem.- Opowiedz mi o nim.Spełniłam jego życzenie.Powiedziałam, co wiem o Mickeyu.Nie było tego dużo.Carl zadał jeszcze kilka pytań.Pamiętałam trochę szczegółów o Mickeyu, jego rodzinie i dzieciach.W miarę możliwości zaspokoiłam jego ciekawość.Kiedy skończyłam, powiedział:- Ale twoja przyjaciółka jak na razie ma się dobrze? Ta, z którą rozma­wiałaś.- Zachorowała na grypę.- Grypę?- Została dzisiaj w domu przez grypę.- Mieszka w domu czy w mieszkaniu.- W apartamentowcu.- Duży budynek?- Spory.- Ta grypa mogła uratować jej życie.- Też jej to powiedziałam.- Dam ci dla niej parę wskazówek.Musisz do niej zadzwonić i powie­dzieć, co ma robić.- Dobra - zgodziłam się.- Co?- Powinna zadzwonić na policję i wymyślić jakąś historyjkę, że boi się po śmierci znajomego.Niech poprosi o ochronę.Założę się, że człowiek Prowlera czeka, aż ona wyjdzie z domu.Jeśli ktoś tam jest, musi zobaczyć przyjazd policji.- Co chcesz zrobić?- Znowu zadzwonię do Prowlera.Wymienię nazwisko gliniarza, który według ciebie ma brudne ręce.Wprowadzę mały.jak to się mówi.za­męt.Pod nami woda w Boulder Creek wciąż obmywała gładkie kamienie.Do tej chwili nie słyszałam ani jednego odgłosu rwącej rzeki i nie zauważyłam ani jednej przepływającej kropli.Razem z Carlem znowu podeszliśmy do aparatów.Wykręciłam numer Andrei.Był zajęty.- U niej zajęte - zwróciłam się do Carla.- Może już wzywa pomoc.Zanim znowu do niej zadzwonię, muszę coś wiedzieć.- Dotknęłam jego ra­mienia.- Wszystko w porządku? Mam na myśli wczoraj.Zmrużył oczy.- Nie wiem, o co ci chodzi.O to, co się stało u ciebie w domu? Zerknęłam na niego, żeby ocenić, na ile jest szczery.- Mówię o tym, co się stało w motelu przy Arapahoe.Wszystko z tobą w porządku po tym, co się tam wczoraj stało?Widziałam, jak podskakuje mu jabłko Adama, gdy przełykał ślinę.Zwilżył językiem wargi.- Czy.ze mną wszystko w porządku?- Kiedy rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu, wspominałeś, że jest cięż­ko.no wiesz, potem.To znaczy emocjonalnie.Mówiłeś o grze w baseball z dzieckiem i o gotowaniu ziti? Zastanawiałam się tylko, jak się dzisiaj czu­jesz, to wszystko.Martwię się.- Wbiłam wzrok w wody rzeki, a potem w swoje palce.Zaczęłam czuć się nieswojo i niezręcznie.- Penne - poprawił mnie.- To nie to samo co ziti.W obu przypadkach są to małe rurki, ale tylko jeden rodzaj ma rowki: penne.I jest krojony pod kątem.Ten drugi jest zwykły, no wiesz, gładki, i trochę skręcony.Częściej gotuję penne; lubię, jak w rowkach zostaje sos.- Nie znałam tej różnicy.Przepraszam.- Nic takiego.- Dotknął mojej ręki.- Peyton, posłuchaj mnie.Skrzywdzi­łem w moim życiu wielu ludzi.Taka jest prawda.Skrzywdziłem.Ale większej liczbie ludzi pomogłem.Możesz nie wierzyć, ale to prawda.Więcej ludzi uratowa­łem, niż zabiłem.A wczoraj nie chodziło o to, że kogoś skrzywdziłem.Raczej komuś pomogłem, kogoś uratowałem.- Miałam mu teraz powiedzieć „dzięku­ję”? - Ale dzięki za pamięć.Później widzę się z doktorem Gregorym.No wiesz.Nie wiedziałam, ale dałam spokój.Zebranie energii, by objąć współczu­ciem zabójcę wyczerpało wszystkie moje emocjonalne rezerwy.Nie mogłam zdobyć się na nic więcej.Po prostu nie mogłam.Mimo że zabójca prawdopodobnie uratował mi właśnie życie.Numer Andrei był wciąż zajęty, kiedy zadzwoniłam po raz drugi.Coraz bardziej się niepokoiłam.Stałam obok Carla i patrzyłam, jak dzwoni zno­wu do Prowlera.Carl wybrał numer z pamięci.Nie wiem, co powiedział Prowler, ale Carl zaczął od:- Tu znajomy Barbary z Kolorado.Pamiętasz.już rozmawialiśmy.Dobrze.Tak myślałem, że mnie pamiętasz.Słuchaj, jest coś, o czym zapo­mniałem ci wtedy powiedzieć.Pozwolisz? Mogę teraz?.Na pewno? Nie chcę przeszkadzać.Głos Carla przybrał inny rytm.Skracał słowa, połykał spółgłoski.Była to całkiem nowa melodia przepełniona arogancją.Mówił jak mafioso z fil­mów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl