[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bracie, ale to była burza.Moja łódź wypłynęła pierwsza, a nigdy nie widzieliście takiej wody.Biała niczym beczka ługu, a jak płynąłeś od Portu Wschodniego do Południowej Wyspy, toś nie mógł poznać brzegu.Przez sam środek plaży wypłukało wielki kanał.Drzewa zwalone, w środku przecięty kanał, woda jak kreda, a na niej, co chcesz: gałęzie, całe pnie, pozabijane ptaki - wszystko pływa.Między wysepkami latały pelikany z całego świata i najróżniejsze ptaki.Musiały tam powłazić, kiedy zrozumiały, że to idzie.Przez cały dzień stałem przy Południowej Wyspie i nikt za mną nie przypłynął.Byłem tam pierwszy i zobaczyłem reję na wodzie, i już wiedziałem, że tu się rozbił statek, wiecem go zaczął szukać.I znalazłem.To był trzymasztowy szkuner; tylko kikuty masztów sterczały nad wodą.Leżał za głęboko i nic mi się z niego nie dostało.Więc zacząłem szukać czego innego.Przypłynąłem przed innymi, więc wiedziałem, że coś mi powinno kapnąć.Z tego miejsca, gdzie zostawiłem ten trzymasztowy szkuner, popłynąłem dalej koło łachy, ale nie znalazłem nic, chociaż zrobiłem szmat drogi.Już byłem niedaleko ruchomych piasków i nic nie znalazłem, więc płynąłem dalej.A potem, jak już było widać latarnię Rebecca, zobaczyłem różne ptaki, co nad czymś ganiały, no to walę tam, żeby sprawdzić, co jest, i patrzę, a tu ich rzeczywiście cała chmara.Widziałem, że coś wystaje z wody, jakby maszt, i kiedy się zbliżyłem, te wszystkie ptaki poderwały się i dawaj latać nade mną.Woda tu była czysta, jakiś maszt sterczał trochę nad nią, a kiedy podpłynąłem blisko, zobaczyłem, że pod wodą jest coś ciemnego, jakby długi cień, to wpłynąłem prosto nad niego i okazało się, że na dnie leży liniowiec pasażerski - ot, leży sobie pod wodą, wielki jak cały świat.Przedryfowałem nad nim łodzią.Leżał na boku, rufą głęboko w dole.Wszystkie iluminatory miał na fest zamknięte, widać było szybki błyszczące w wodzie i cały statek, największy, jaki widziałem w życiu; leżał tam sobie, a ja przepłynąłem wzdłuż niego, potem zakotwiczyłem, a że na przodzie łodzi miałem składak, więc go zepchnąłem na wodę i powiosłowałem tam, a ptaki ganiały wszędzie dokoła.Miałem ze sobą szkło wodne, jakiego się używa do wyławiania gąbek, ale ręka tak mi się trzęsła, że ledwie je mogłem utrzymać.Wszystkie iluminatory, które widziałem, jakem płynął wzdłuż tego statku, były pozamykane, ale gdzieś w dole, blisko dna, coś musiało być otwarte, bo wciąż stamtąd wypływały jakieś kawałki.Nie wiadomo co.Ot, kawałki.To za tym ganiały te ptaki.Nigdy nie widzieliście tylu ptaków.Latały wszędzie dokoła, a darły się jak głupie.Widziałem wszystko ostro i wyraźnie.Widziałem ten statek przewalony na bok, a wydawał się pod wodą na milę długi.Leżał na czystej, białej ławicy piasku, a ten maszt to był jakby fokmaszt czy inny takielunek; sterczał ukosem z wody, bo statek leżał na boku.Dziób nie był bardzo głęboko.Mogłem stanąć na literach nazwy statku na dziobie i głowę mieć akurat nad wodą.Ale najbliższy iluminator był ze dwanaście stóp głębiej.Ledwie go mogłem sięgnąć osękiem i spróbowałem rozbić szybę, ale nie dałem rady.Szkło było za grube.Więc popłynąłem z powrotem do łodzi, wziąłem klucz francuski, przywiązałem do końca osęka, ale i tym nic nie zrobiłem.No i takem tam patrzał przez szkło na ten liniowiec; wszystko na nim było, ja przypłynąłem pierwszy i ani rusz nie mogłem się do niego dobrać.A musiało na nim być towaru za jakieś pięć milionów dolarów.Aż mnie drżączka złapała, jakem pomyślał, co tam może być.Za tym zamkniętym okienkiem widziałem jakieś coś, ale przez szkło nie mogłem rozeznać, co to takiego.Nic mi nie wychodziło z tym osękiem, więc rozebrałem się, wstałem, zrobiłem parę głębokich wdechów, dałem nura z rufy, z kluczem w ręce i popłynąłem w dół.Na chwilę złapałem się krawędzi tego iluminatora, zajrzałem do środka i patrzę, a tam jest kobieta, włosy ma rozpuszczone i tak jej falują w tej wodzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]