[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tę bladość, która jest twoim dziełem, tyoskarżasz, bierzesz na śledztwo.Szalona! chciałam cierpieć w milczeniu, chciałam uczynić ciofiarę z mej rezygnacji, chciałam ukryć przed tobą łzy: ty je szpiegujesz niby świadkówzbrodni.Szalona! chciałam przebyć morza, wyrwać się z tobą z Francji, zagrzebać się z dalaod wszystkich, którzy mnie kochali, na tym sercu, które wątpi o mnie.Szalona! sądziłem, żeprawda ma spojrzenie, akcent, które się poznaje, które się szanuje! Och! kiedy o tym myślę,łzy mnie dławią.Po co, jeśli miało się skończyć na tym, pchać mnie do kroku, który niweczyna zawsze mój spokój? Głowa mi się mąci, nie wiem, co się ze mną dzieje!Pochyliła się nade mną, płacząc. Szalona! szalona! , powtarzała rozdzierającym głosem.- I co to jest? - ciągnęła - dokąd to będzie trwało? Co mogę powiedzieć na te wciąż odra-dzające się, coraz to inne podejrzenia? Trzeba mi, powiadasz, usprawiedliwić się! Z czego? Z120tego, że jadę, że kocham, że umieram, że jestem w rozpaczy? a jeśli udaję przymuszoną we-sołość, ta wesołość nawet jest ci zbrodnią.Poświęcam wszystko, by jechać z tobą, a ty jeszczenie zrobisz mili, a już będziesz oglądał się wstecz.Wszędzie, zawsze, co bądz bym uczyniła,obelga, gniew! Ach, dziecko drogie, gdybyś wiedział, co to za śmiertelny chłód, co za cier-pienie widzieć, iż najszczerszy głos serca spotyka się z wątpieniem i szyderstwem! Pozba-wiasz się jedynego szczęścia, jakie istnieje: kochać z ufnością.Zabijesz w każdym kochają-cym sercu wszelkie podniosłe i delikatne uczucie; dojdziesz do tego, iż będziesz wierzył je-dynie w to, co najgrubsze; zostanie ci z miłości to, co widzialne i dotykalne.Jesteś młody,Oktawie, czeka cię jeszcze długie życie; znajdziesz inne kochanki.Tak, dobrze mówisz, dumato bardzo niewiele i nie ona mnie pocieszy, ale dałby Bóg, aby twoja łza zapłaciła mi kiedyśłzy, które wyciskasz mi w tej chwili!Wstała.- Mamż powiedzieć tedy? trzebaż, abyś wiedział, iż od pół roku ani razu nie zasnęłamwieczór, bym sobie nie powtarzała, że wszystko jest bezcelowe i że nie wyleczysz się nigdy;abym wstając rano, nie powiedziała sobie, że trzeba próbować; że nie rzekłeś ani jednegosłowa, po którym bym nie czuła, żem powinna cię opuścić; nie dałeś jednej pieszczoty, bymnie czuła, że wolałabym raczej umrzeć; iż dzień po dniu, minuta po minucie, wciąż międzyobawą a nadzieją, po tysiąc razy siliłam się pokonać albo mą miłość albo rozpacz; że ilekroćotwarłam ci serce, rzucałeś drwiące spojrzenie aż do samych trzewi, skoro je zaś zamknęłam,zdawało mi się, iż mam w nim skarb, który ty jeden mógłbyś ocenić? Mamż opowiadaćwszystkie te słabości i tajemnice, tak dziecinne w oczach tych, którzy ich nie szanują? Mamżmówić, że kiedyś ty mnie opuszczał w gniewie, ja zamykałam się, by odczytywać twojepierwsze listy; że jest pewien ukochany walc, którego nigdy nie grałam na próżno, kiedy zbytżywo tęskniłam za chwilą twego przybycia? Och! ja nieszczęśliwa! ileż cię będą kosztowaływszystkie te nieznane łzy, te szaleństwa tak drogie słabym istotom! Płacz teraz; nawet ta mę-ka, nawet ta boleść nie zdały się na nic.Chciałem przerwać.- Zostaw, zostaw - rzekła - trzebaż, bym raz wreszcie powiedziała ci wszystko.Powiedz,czemu wątpisz o mnie? Od pół roku myślą, ciałem, duszą należałam tylko do ciebie.O cośmiesz mnie podejrzewać? Chcesz jechać do Szwajcarii? Jestem gotowa, widzisz.Sądzisz, żemasz rywala? Napisz doń list, który ja podpiszę, sam oddasz go na pocztę.Co robimy, dokądjedziemy? postanówmy coś.Czy nie jesteśmy zawsze razem? Czemu mnie opuszczasz? Niemogę być równocześnie blisko i daleko.Trzeba, powiadasz, móc zaufać kochance, to prawda.Albo miłość jest dobrem, albo złem; jeśli dobrem, trzeba w nią wierzyć; jeśli złem, trzeba sięz niej wyleczyć.Wszystko to, widzisz, to niby jakaś gra; ale stawką są w niej nasze serca,życie, i to jest straszne! Chcesz umrzeć? gotowam.Czymże jestem, abyś wątpił o mnie? -Zatrzymała się przed lustrem.- Czym jestem? - powtarzała - czym jestem? Zastanów się:spójrz na mą twarz.Wątpią o tobie! - wykrzyknęła zwracając się do własnego obrazu -biedna blada głowo, podejrzewają cię! Biedne wychudłe policzki, biedne zmęczone oczy,wątpią o was i o waszych łzach! Więc dobrze, skończcie cierpieć; niechaj te pocałunki, którewas wysuszyły, zamkną wam powieki! Zstąp w tę wilgotną ziemię, biedne wątłe ciało, któreledwie trzymasz się o własnej sile! Kiedy się tam znajdziesz, uwierzą temu może, o ile zwąt-pienie wierzy w śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]