[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Olbrzyma tego można widzieć już z dale-ka, na przykład z Góry Belenusa, z Góry Kamula lub Lukotycji.Do dziś dnia obcy wędrowiecpyta nieraz ze zdumieniem: Czyjąż mogiłą jest ta góra z głazów?A dowiedziawszy się, że kryje ona prochy walecznego wodza, podnosi kilka kamieni iprzyrzuca je na kopiec, aby był większy.Rozdział XIIWOJNA POMIDZY DOLIN RZEKI A LUTECJPo zakończeniu obrzędów pogrzebowych zwołałem na naradę wszystkich naczelników zrzeki wraz z ich wojownikami, by rozważyć sprawę długu krwi, który się nam należał od Lu-tecji.W Szarej Skale znajdowało się podówczas czterdziestu naczelników, trzydziestu jezdz-ców i tysiąc zbrojnych pieszych, którzy tu przybyli dla oddania ostatniej posługi Beboryksowii powitania mnie jako jego następcy, a swego starszego brata.Po krótkiej naradzie postanowiliśmy i zaprzysięgliśmy na miecze wywrzeć na Lutecji po-mstę, o której głośno będzie w całej Galii, o ile Lutecjanie nie dadzą nam całkowitego za-dośćuczynienia.Karmanno z małym oddziałem jezdzców wyruszył bez zwłoki w poselstwiedo Lutecji.Lecz gdy stanęli przed tą bramą, która wychodzi na most lewego brzegu, Lutecja-nie przede wszystkim pośpieszyli ją zatrzasnąć przed nimi, następnie zaś dopiero ponad pali-sadą zapytali, czego chcą.44Karmanno przedstawił im moje żądanie: aby morderca Beboryksa i ten, który go zniewa-żył, rysując w wyśmiewnej postaci, zostali wydani w nasze ręce dla postąpienia z nimi podługnaszego uznania.W przeciwnym razie Lutecja zostanie zburzona.Po tych słowach Karmannodoręczył rozmawiającemu z nim Lutecjanowi pasemko włosów, którem sobie wyrwał z bro-dy.Czekał bardzo długo, gdyż senatorowie Lutecji zebrali się na naradę, aby rozważyć i po-dać odpowiedz.W końcu oświadczono mu, że zamieszanie wywołali ludzie z Szarej Skały,którzy pierwsi wszczęli kłótnię i zabili jednego z Lutecjan; że następnie pokaleczyli i poza-bijali dużo jeszcze zupełnie niewinnych obywateli miasta; że jakkolwiek śmierć Beboryksabyła niewątpliwie nieszczęściem, lecz wśród ciemności i zamętu, jakie panowały wówczas,niepodobna było na razie i niemożliwą jest rzeczą obecnie stwierdzić, kto mu zadał ciosśmiertelny; senatorowie Lutecji zrobili wszystko, co mogli, aby powstrzymać walkę, i Lutecjanie poczuwała się wcale do obowiązku dawania nam zadośćuczynienia, czując się raczej wprawie żądać go od mieszkańców rzeki.Wreszcie dodali jeszcze, że jakkolwiek życzą sobieżyć w zgodzie z sąsiadami, lecz nie obawiają się nikogo i nie pozwolą zastraszyć czczymipogróżkami i przechwałkami, mając licznych a dzielnych wojów i dobrze zabezpieczone mia-sto. Czy to wszystko, co macie nam do powiedzenia? spytał Karmanno. Tak jest odparli wyspiarze. Niech więc rozstrzygną bogowie, mściciele zbrodni!I z tymi słowy Karmanno krótką włócznię, trzymaną w ręku, cisnął z całej siły w bramędębową, w której uwięzła, drżąc jeszcze od siły rzutu.Po czym zawrócił na miejscu i oddaliłsię w galopie wraz ze swym oddziałem.Gdy zdał nam sprawę z poselstwa, wojownicy zebra-ni w Szarej Skale zadrżeli z gniewu. Przeklęta wyspa! ryczał Bojoryks. Wyrwę ją z dna rzeki, przewrócę do góry korze-niami wraz z jej domami i mieszkańcami i puszczę z biegiem wody! Na Kamula! wołał Cyngetoryks nie wrócę do domu inaczej, jak co najmniej z dzie-siątkiem tych żab błotnych nadzianych na ostrze mej dzidy! Myślę, że można będzie się zabawić rzekł z cicha Dumnak do Arwiraga, dając muprzyjacielskiego w bok szturchańca.Nazajutrz ze wschodniej pochyłości Lukotycji schodziło ku wyspie trzystu pięćdziesięciunaszych jezdzców oraz ośmiuset pieszych.Wszyscy byli dobrze uzbrojeni w miecze, dzidy,łuki, proce, włócznie do ciskania, a ponadto mieli ze sobą topory, rydle i łopaty dla podkopy-wania i rąbania częstokołu i mostów.Za tym wojskiem postępowało dwieście mułów i koni,niosących żywność na trzy dni.Na polach uprawnych, znajdujących się na zboczu góry iprzyległych do niej, krzątało się trochę rolników z Lutecji, którzy z pośpiechem przenosili domiasta plony żniwne.Część naszych jezdzców pognała za nimi: kilku wzięto do niewoli, paruzabito, inni zapadli w szuwary i trzcinę nadbrzeżną i pochowali się tam jak dzikie kaczki.Podobny los spotkał kupców luteckich, prowadzących rząd osłów obładowanych glinianymiamforami i skórzanymi miechami z winem.Ma się rozumieć, że przy tej sposobności wypitoim ich wino i potłuczono amfory.Gdyśmy się zbliżyli do Lutecji, okazało się, że lewobrzeżnymost już zdjęto, reszta więc dnia zeszła nam tylko na wymianie strzał, pocisków i wymysłów.Na noc rozłożyliśmy się obozem w otwartym polu.Lecz gdy już wszystko dokoła było pogrążone w śnie głębokim, kazałem wsiąść do łodziw części naszych, w części zaś luteckich, znalezionych przez nas w szuwarach nadbrzeżnych trzystu wojownikom, nad którymi sam objąłem komendę, powierzając tymczasem pieczęnad resztą mego wojska Cyngetoryksowi.Wiosłując jak najciszej i zachowując milczenie,przeprawiliśmy się na drugi brzeg i stanąwszy na nim, pędem pobiegliśmy do dużego mostu,prowadzącego z prawego brzegu rzeki do Lutecji.Okazało się jednak, że pomimo nocnej po-ry Lutecjanie zajęci byli właśnie pośpiesznym zdejmowaniem tego mostu, a jakkolwiek niemogli teraz dokończyć swej pracy inaczej, jak pod gradem naszych pocisków, nie udało się45nam jednak opanować mostu i wedrzeć do miasta.Za mało mieliśmy łodzi, aby teraz, gdyLutecja otoczona była dokoła głębokimi nurtami Sekwany, przypłynąć pod jej palisadę odrazu w dostatecznej liczbie, by zdobyć ją szturmem.W ciągu też następnych paru dni oblega-liśmy ją tylko, jeżdżąc wciąż po obu brzegach Sekwany konno, a po falach rzeki łodziami.Igdy tylko ukazywali się jacyś obcy ludzie zmierzający do Lutecji, kupcy lub podróżni, zmu-szaliśmy ich, aby zawrócili; jeśli zaś byli to Lutecjanie, napadaliśmy ich zbrojną ręką i brali-śmy do niewoli.W ten sposób zagarnęliśmy wszystkie powracające do miasta łodzie rybackiewraz z połowem ryb i zatrzymaliśmy dowóz żywności z góry i z dołu rzeki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]