[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdzie znalazłeś rękawicę? zapytałem. Jest takie miejsce. Nie było tam gałki.srebrnej kuli? Nie tyle srebrnej, co lśniącej jak rękawiczka? Nie. Jesteś pewny? Może jednak była.Wybierasz się znów w tamte strony? Chętniez tobą pójdę. Co to za gałka? Teeplee zerknął na mnie podejrzliwie. Sam nie wiem odparłem, wybuchając śmiechem, ponieważ obaj byliśmy za-kłopotani. Nie mam pojęcia, ale chciałbym wiedzieć.Szczerze mówiąc, oddałbymwszystko, byle ją mieć, chociaż niewiele jest warta.364Teeplee podrapał się po głowie, łysej jak u sępa, spojrzał ponuro na rękawicę i mruk-nął: Szkoda, że nie mam drugiej.xxxMoje myśli odtąd krążyły wokół tajemniczego przedmiotu.Długo nie śmiałem wło-żyć rękawicy; leżała wśród moich rzeczy, nieskazitelna i absurdalna.Ilekroć zwijałemją w rulonik albo składałem w kostkę, natychmiast odzyskiwała właściwy kształt ludz-kiej dłoni była przyjemna w dotyku i lekka jak piórko.Gdy naciągnąłem ją w końcu,zachłannie objęła palce i nadgarstek, jakby od wielu lat łaknęła ludzkiego dotknięcia.Natychmiast się od niej uwolniłem z obawy przed mocą, jaką mogła zyskać moja dłoń.Od tamtej chwili patrzyłem tylko na połyskliwe cudo; myśli z uporem krążyły wokółniej.Gdy zapadała noc, inne odczucia nie dawały mi spokoju.Moje drugie ja powiedzia-łoby na pewno, że nie mają sensu, bo potem będę jej pragnął jeszcze bardziej.Ledwiepamiętałem kilka łagodnych wizji, które śniliśmy razem w półmroku.Czasami, leżąc365na posłaniu, podwijałem długą koszulę, by niecierpliwie dotykać tego, co bezużytecz-ne, a jednocześnie ocierałem łzy spływające na darmo po zimnych policzkach.Twój śmiech jest nie na miejscu.TRZECIA FASETAPewnego dnia zrozumiałem, że zima będzie trwała wiecznie; nadejdą ciepłe i sło-neczne dni, zawsze jednak będzie wracać chłód i deszcz.Tamten dzień zaczął się przy ładnej pogodzie, ale po południu chmury przesłoni-ły niebo i zaczęły wylewać rzęsiste łzy.Pod wieczór ulewa przeszła w mżawkę, leczchmury nadal wisiały nisko ponad ziemią; lada chwila mógł spaść deszcz.Siedziałemi paliłem, strzepując popiół do zagłębienia w mojej czaszce, aż w gałce ocznej powstałaspora kupka różowego popiołu; rozwiewał go wiatr niosący krople wody.Nie, w tymroku nie będzie wiosny.Melancholia zasnuła las, który przemarzł na wskroś.Nie był367martwy ani skuty mrozem; przez całą zimę śnieg ledwie prószył.Mimo to nadziejaprzepadła.Na szczęście ten drugi powiedział mi, że dziewczyny nie ma w pobliżu i chyba jużnie wróci.Wiedziała, że po wizycie u doktor Boots będziesz inny niż ona, że stanieszsię żałosnym kaleką; stracisz dawnego siebie, a nowego nie zyskasz; przestaniesz byćjej ukochanym i staniesz się nikim.Tłumaczyłem, że nie rozumiem, w czym rzecz.Trudno mi było to ogarnąć, i dlategonic mi nie pozostało.Odrzuciłem, przez wzgląd na nią, wszelką mądrość i zmieniłem sięw lustro wody, by ukazać jej odbicie.Teraz miałem tylko puste niebo.A on na to: Niepojmujesz? Chciałeś być przezroczysty, a tymczasem ona z własnej woli matowiała.Jak mur przechodni, dodałem.Musiała stać się matowa, a tobie pisana była przezroczystość.Na tej ziemi nie masiły większej niż miłość, ale.Matowa.Tak.Przyznałem mu rację.Przezroczysty.Tak, powiedział ten drugi.368Ilekroć się przed nią otwierałem, zamiast pokazać mi siebie korzystała z okazji, byukryć się jeszcze głębiej.Nie chciała przyjąć do wiadomości, że tak jest, tłumaczył drugi.Nikt tu nie jestwinny.Można powiedzieć, że poszedłem za nią do ciemnej jaskini z kłębkiem sznurka,by znaczyć drogę; gdy sznurek mi się skończył i nie mogłem iść dalej, doktor Bootswyrwała mi z rąk jego koniec.I tak istnieje tylko jedna droga, tłumaczył drugi.Nie ma powrotu.Tu się zgadzamy, dodał.W takim razie pora sobie ulżyć, oznajmiłem.Podszedłem do plecaka, w którym przechowywałem cały swój dobytek, i wyjąłemszkatułkę z czwórdzbankiem.Wróciłem do okna, złamałem pieczęć i podniosłem wie-ko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]