[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele z nich mówiło o jego ziemi ojczystej.Wspominał stworzenia niepodobne do żadnych, o których sły­szałem czy które widziałem.Stwory o sześciu nogach, które jak woły ciągnęły wozy.I inne.Jedne z nich wyglądają jak owady czy gady, ale mówią ludzkim głosem.Na jego ziemi panuje gorący klimat.Słońce jest większe od naszego i bardziej zielone.Jestem pewien, że ten człowiek nie pochodził z na­szego świata.Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane dobitnie i stanow­czo.Jeżeli ktoś w sali miał jeszcze jakieś wątpliwości, teraz zostały one rozwiane.Kto jak kto, ale Tully nigdy by nie złożył podobnego oświadczenia, gdyby nie był całkowicie przekonany.Zapanowała cisza.Każdy rozważał w milczeniu usłyszane słowa.Chłopcy, świadomi powszechnego odczucia, obserwo­wali zebranych.Sprawiali wrażenie, jakby nikt nie chciał pier­wszy zabrać głosu, bo mogło to przypieczętować informacje kapłana na zawsze.Milczenie pozwalało je uznać za jakiś zły sen, który za chwilę przeminie.Borric wstał i podszedł w za­myśleniu do okna wychodzącego na nagi, zewnętrzny mur za­mku.Spoglądał przed siebie, jakby starał się coś dostrzec.Coś, co dałoby odpowiedź na kłębiące się w myślach pytania.Od­wrócił się gwałtownie do zebranych.– Jak się tutaj dostali, Tully? Kapłan wzruszył ramionami.– Być może Kulgan podsunie jakąś teorię.Według mnie najbardziej prawdopodobne jest, że odbyło się to w ten sposób: statek tonął podczas sztormu, a kapitan i większość załogi zgi­nęli.Chwytając się ostatniej szansy ratunku, Wielki, kimkol­wiek on jest, wzbudził zaklęcie, aby usunąć statek z obszaru sztormu lub odmienić pogodę.albo dokonał czegoś równie wielkiego.Na skutek tego statek rzuciło z ich własnego świata do naszego i okręt ukazał się niedaleko naszego wybrzeża na wysokości Boleści Żeglarza.W tamtym świecie niesiony hu­raganem statek żeglował z wielką prędkością.Być może nie wytracił jej odpowiednio, przemieszczając się do nas.To z ko­lei, w połączeniu z silnym zachodnim wiatrem i ze zdziesiąt­kowaną załogą, jeżeli w ogóle któryś z marynarzy ocalał, do­prowadziło do tego, że statek został skierowany prosto na skały.Albo po prostu ukazał się właśnie na skałach, rozbijając się o nie w tej samej sekundzie, w której zaistniał w naszym świecie.Fannon pokręcił głową z powątpiewaniem.– Z innego świata? Jak to możliwe? Stary kapłan rozłożył ręce.– Możemy jedynie się domyślać.Ishapianie przechowują w swoich świątyniach starodawne zwoje.Mówi się o niektó­rych, że są kopiami jeszcze starszych dzieł, a i te z kolei miały być kopiami prac jeszcze odleglejszych w czasie.Twierdzą, że oryginały można datować na czasy Wojen Chaosu.Między innymi wspomina się w nich o “innych poziomach” oraz “in­nych wymiarach”.Mówi się również o pojęciach, których sens i znaczenie nie przetrwały do naszych czasów.Jedno wszelako pozostaje pewne i jasne, mowa jest tam o nieznanych ziemiach i ludach.Twierdzi się, że dawno temu ludzkość podróżowała do innych światów i odwrotnie, że przybywano z nich do Midkemii.Pojęcia te od wieków stanowiły centralny punkt debat religijnych i nikt nie jest w stanie stwierdzić z całkowitą pew­nością, ile prawdy kryje się w każdym z nich.Przerwał i po chwili mówił dalej:– Aż do dzisiejszego dnia.Gdybym nie ujrzał wnętrza umysłu Xomicha, nigdy bym nie zaakceptował tej teorii jako wyjaśnienia dzisiejszych wydarzeń.Teraz jednak.Borric podszedł do swojego krzesła.Stanął za nim i obiema rękoma oparł się mocno na wysokim oparciu.– Wydaje się to tak absolutnie niemożliwe.– Ojcze, nie ulega wątpliwości, że statek i człowiek znaleźli się tutaj – powiedział Lyam.W ślad za komentarzem brata Arutha pośpieszył ze swym własnym.– I trzeba ocenić, jakie są szansę, że może się to powtó­rzyć.Borric zwrócił się do Tully'ego.– Miałeś rację, Tully.To rzeczywiście może zwiastować bardzo poważną sytuację.Bo gdyby miało się okazać, że wiel­kie imperium skierowało swą uwagę na Crydee i na Królestwo w ogóle.Tully pokręcił przecząco głową.– Borric, czy już tak dawno wyszedłeś spod mojej opieki, że to, co najważniejsze, umyka całkowicie twej uwagi?Książę zaczął protestować.Kapłan uciszył go wzniesieniem ku górze kościstej ręki.– Przebacz mi, mój Panie.Jestem już stary i zmęczony.Zapominam o dobrych manierach.Lecz prawda pozostaje na­dal prawdą.To potężny naród lub raczej imperium złożone z wielu narodów.Jeżeli dysponują środkami, aby do nas do­trzeć, skutki mogą okazać się straszliwe.Najważniejsze jednak, że ów Wielki może być magiem lub kapłanem wysokiego kun­sztu.I jeżeli Imperium posiada więcej takich jak on i rzeczy­wiście próbują oni dosięgnąć tego świata mocą swej magii, to zaprawdę nadchodzą dla nas prawdziwie gorzkie i bolesne czasy.Tully popatrzył na zebranych.Pomyślał, że chyba niewiele zrozumieli, i jak cierpliwy nauczyciel, wykładający grupie obie­cujących, aczkolwiek czasem spowolnionych umysłowo studen­tów, ciągnął dalej:– Statek mógł się pojawić przez przypadek.Jeśli tak było w istocie, to jest to tylko ciekawostka.Jeżeli jednak j ego przy­bycie stanowiło wynik celowego działania, możemy być w nie­bezpieczeństwie.Przeniesienie całego statku do innego świata jest sztuką magii na poziomie, którego nie jestem nawet w sta­nie objąć wyobraźnią.Jeśli lud Tsurani – jak sami siebie nazywają – wie o naszym istnieniu oraz posiada środki, aby do nas dotrzeć, to nie tylko musimy się obawiać armii, która śmiało mogłaby rywalizować z Wielkim Keshem w szczyto­wym okresie jego potęgi, kiedy to dotarł aż do tego zapadłego kąta świata, lecz musimy także stanąć twarzą w twarz z magią potężniejszą niż jakakolwiek inna, znana nam do tej pory.Borric pokiwał głową.Teraz, kiedy problem został nazwa­ny po imieniu, konkluzja wydawała się prosta i oczywista.– Musimy natychmiast zasięgnąć rady Kulgana.– I jeszcze jedno, Arutha.– Młody Książę, zatopiony w myślach, podniósł wzrok.– Wiem, dlaczego Xomich pró­bował uciekać przed tobą i twymi ludźmi.Wziął was za stwory, które znał w swoim świecie.To stworzenia podobne do cen­taurów.Tsurani nazywają je Tłum i panicznie się ich boją.– Dlaczego miałby tak myśleć? – spytał zdziwiony Lyam.– Nigdy w życiu nie widział konia lub innego zwierzęcia, które by go choć trochę przypominało.U nich nie ma koni.Stary Książę znowu usiadł przy stole i zabębnił po nim palcami.– Jeżeli to, co mówi ojciec Tully, jest prawdą, musimy podjąć konkretne decyzje.I to szybko.Skoro jedynie przypadek przyprowadził obcych do naszych brzegów, nie ma się czego obawiać.Jeżeli natomiast kryje się za tym jakiś plan, musimy być przygotowani na poważne zagrożenie.Nasz garnizon jest najmniej liczny ze wszystkich w Królestwie.Gdyby tu właśnie mieli się pojawić w dużej liczbie.będzie bardzo ciężko.Wszyscy zebrani półgłosem wyrazili zgodę.– Wskazane byłoby, abyśmy wszyscy tu zebrani zechcieli zrozumieć, że wszystko, co zostało wypowiedziane w tej sali, to jedynie spekulacje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl