[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zabierz tego plugawego plotkarza z dziedzińcai spraw mu kąpiel w rzece! wołam do koniuszego.A potem wtrąć go do strażnicy i zapytaj księciaNorfolku, co mamy z nim począć.Postaraj się, żebywszyscy zrozumieli, iż nie zamierzam tolerowaćnijakich opowieści o lwach, kretach ani spalających sięgwiazdach.Przemawia przeze mnie taka furia, że wszyscyz miejsca mnie słuchają.Kiedy wszakże zamykam tegowieczora okiennice własnej komnaty sypialnej,dostrzegam nad pałacem, tuż ponad apartamentamiksiężniczki Marii, dwie komety kreślące na niebie znakkrzyża, i nie mogę nie pomyśleć, że święty Juda, patronspraw beznadziejnych, jednak odpowiedział na jejmodlitwy i przesyła ten oto promyk nadziei.L ERBER, LONDYNLATO 1532 ROKUMontague i Galfryd proszą mnie o spotkaniew naszej londyńskiej siedzibie.Wymawiam się przedksiężniczką, że muszę odwiedzić medyka, sprawićgrubsze tapiserie na ściany pałacu i zakupić dla niejnową zimową pelerynę. Złożysz komuś wizytę? dopytuje Maria. Być może zobaczę się z synami.Księżniczka rozgląda się, aby się upewnić, że niktnas nie podsłuchuje. Mogłabyś przekazać list ode mnie mojej matce? pyta szeptem.Waham się, ale tylko przelotnie.Nikt nie zabroniłwyraznie wymiany korespondencji między królowąKatarzyną i księżniczką Marią. Chcę do niej napisać i wolałabym, aby nikt innynie przeczytał moich słów dodaje Maria. Oczywiście odpowiadam. Postaram siędoręczyć twoją wiadomość najjaśniejszej pani.Kiwa zadowolona głową i oddala się do swejkomnaty.Krótko potem pojawia się z listem w ręku.Na awersie brak adresata, na rewersie zaś pieczęci. W jaki sposób tego dokonasz? dopytuje,przekazując mi spisaną wiadomość dla matki. Lepiej, żebyś nie wiedziała rzucam krótko,całuję ją na pożegnanie i ogrodami schodzędo przystani.Płynę barką z biegiem rzeki aż do schodów wodnychtuż za Mostem Londyńskim, po czym w towarzystwiezbrojnej eskorty ruszam pieszo przez miasto, kierującsię w stronę L Erber.Mam wrażenie, że upłynęło mnóstwo czasu od dnia,kiedy moją uwagę zaprzątała bujna winorośl i myślio angielskim winie.Zwieciło słońce, gdy TomaszBoleyn, mój ówczesny rządca, ostrzegał mnie przedniebezpieczeństwem grożącym księciu Buckinghampakującemu się na własną prośbę w tarapaty.Na wspomnienie podszytej strachem ostrożnościBoleyna nieomal zbiera mi się na śmiech, kiedypomyślę, jak wysoko zaszedł od tamtej pory i ile namwszystkim teraz grozi z powodu jego nadmiernejambicji.Aczkolwiek nie potrafię mu zapomnieć,że wtenczas próbował mnie przestrzec przed własnymkrewniakiem.Kto mógł wtedy przypuszczać, że takiBoleyn zacznie doradzać królowi Anglii? Kto mógłprzypuszczać, że córka mojego rządcy zagrozi królowejAnglii? Kto mógł przewidzieć, że Henryk jednymruchem przekreśli prawo boskie i ludzkie, byle tylkozaciągnąć tę dziewkę do swojej łożnicy?.Galfryd i Montague czekają na mnie w mojejkomnacie prywatnej, gdzie rozniecono na me przybycieogień w kominku i naszykowano grzane piwo.L Erberjest prowadzone jak należy, mimo że rzadko tu bywam.Widząc, że w domu wszystko jest jak trzeba, kiwamgłową z aprobatą, po czym zajmuję miejscena rzezbionym krześle i zatrzymuję wzrok na synach.Czterdziestoletni Montague wygląda na znaczniestarszego niż w istocie.Wykańcza go służba na dworzekróla, który zaparł się zwrócić przeciwko własnympoddanym, przeciwko jedynemu prawdziwemuKościołowi i przeciwko swoim wiernym doradcom.Mój pierworodny zdaje się wycieńczony.Dla odmiany najmłodszy Galfryd jakby rozkwitłpod wpływem ostatnich wyzwań.Dostał się w wirwydarzeń, co lubi najbardziej, i teraz walczy o sprawę,w którą wierzy, roztrząsa jej najdrobniejsze szczegółyi toczy dysputy na temat kluczowych zasad.Najwyrazniej oddaje przysługi Henrykowiw parlamencie i dostarcza przeróżnych informacjizaufanemu słudze miłościwego pana, TomaszowiCromwellowi, pierwej odbywszy rozmowyz wielmożami przybyłymi z prowincji, gdzie wiedzana temat wydarzeń w stolicy nadal pozostaje znikoma.Z drugiej strony spotyka się z naszymi krewniakamii przyjaciółmi z najbliższego otoczenia królai nieprzerwanie broni sprawy królowej Katarzyny.Mójnajmłodszy syn uwielbia spory powinnam byławykształcić go na prawnika, może wtedy zdobyłbypozycję nie gorszą niż Tomasz Cromwell, którypostawił sobie za punkt honoru skłócić członkówparlamentu z duchowieństwem ku obopólnej ruinie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]