[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku godzi-nach zmarkotniaÅ‚ i nie odstÄ™powaÅ‚ Ekaty na krok. Co takiego ciotka powiesiÅ‚a sobie na szyi? CebulÄ™ przebitÄ… gwozdziem.Przeciwko reumatyzmowi. Chryste WszechmogÄ…cy!Ekata rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. Wszystko Å›mierdzi cebulÄ… i flanelÄ…, nie możecie tego wywietrzyć? Nie.W zimne dni zatykajÄ… nawet przewody kominowe.WolÄ… dym niż zimno. PowinnaÅ› wrócić ze mnÄ… do miasta, Ekato. Mama nie czuje siÄ™ zbyt dobrze. Nic na to nie poradzisz. Nie.Ale zostawiajÄ…c jÄ… bez ważnego powodu, czuÅ‚abym siÄ™ podle.Wszystko pokolei. Ekata straciÅ‚a na wadze; wystawaÅ‚y jej koÅ›ci policzkowe, a oczy wydawaÅ‚y siÄ™ciemniejsze. A co u ciebie? zapytaÅ‚a. Wszystko w porzÄ…dku.Z powodu Å›niegu na razie nie pracujemy. Rosniesz rzekÅ‚a Ekata. Wiem.SiedziaÅ‚ na sztywnej sofie w wiejskim salonie z mÄ™skÄ… zwalistoÅ›ciÄ…, z mÄ™skim spoko-jem. Chodzisz z kimÅ›? Nie. Oboje rozeÅ›mieli siÄ™. WidziaÅ‚em siÄ™ z Fabbre, który prosiÅ‚, żeby zÅ‚ożyćci życzenia.Lepiej siÄ™ czuje.Teraz już wychodzi, z laskÄ….Przez pokój przeszÅ‚a ich kuzynka.%7Å‚eby nie byÅ‚o jej zimno chodzić po Å›niegu i bÅ‚o-cie na podwórzu, na nogach miaÅ‚a stare mÄ™skie buty wypchane sÅ‚omÄ….Martin powiódÅ‚za niÄ… wzrokiem z niesmakiem. RozmawiaÅ‚em z nim.ParÄ™ tygodni temu.Mam nadziejÄ™, że wróci do kamienioÅ‚o-mu przed WielkanocÄ…, przynajmniej takie krążą plotki.Jest moim brygadzistÄ….PatrzÄ…c na niego, Ekata domyÅ›liÅ‚a siÄ™, w kim jest zakochany. CieszÄ™ siÄ™, że go lubisz. Nikt w Kampe nie dorasta mu do piÄ™t.Ty też go lubiÅ‚aÅ›, prawda? OczywiÅ›cie. Bo widzisz, kiedy zapytaÅ‚ o ciebie, pomyÅ›laÅ‚em. To siÄ™ myliÅ‚eÅ› wpadÅ‚a mu w sÅ‚owo Ekata. PrzestaÅ„ siÄ™ wtrÄ…cać, Martinie, do-brze?81 Nic nie powiedziaÅ‚em zaczÄ…Å‚ siÄ™ sÅ‚abo bronić; siostra wciąż potrafiÅ‚a go onie-Å›mielić.PrzypomniaÅ‚ też sobie, że Rosana Fabbre rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™, kiedy powiedziaÅ‚ jejcoÅ› o Kostancie i Ekacie.Przed kilkoma dniami mroznego zimowego poranka wieszaÅ‚apoÅ›ciel na podwórku za domem, a on przechyliÅ‚ siÄ™ przez pÅ‚ot, żeby porozmawiać. O Boże, zwariowaÅ‚eÅ›? zapytaÅ‚a szyderczo.Wilgotne przeÅ›cieradÅ‚a wiszÄ…ce nasznurze wydymaÅ‚y jej siÄ™ w twarz, a wiatr plÄ…taÅ‚ wÅ‚osy. Ci dwoje? Nigdy w życiu! PróbowaÅ‚ dowodzić swoich racji, ale ona nie chciaÅ‚a go sÅ‚uchać. On siÄ™ nie oże-ni z nikim stÄ…d.To bÄ™dzie jakaÅ› kobieta z bardzo daleka, może z Krasnoy, żona dyrek-tora, królowa, jakaÅ› piÄ™kność ze sÅ‚użbÄ… i w ogóle.I pewnego dnia bÄ™dzie dumnie kro-czyÅ‚a ulicÄ… Ardure i zobaczy Kostanta, jak idzie z wysoko podniesionÄ… gÅ‚owÄ… i trzask! bÄ™dzie po wszystkim. To znaczy po czym? zapytaÅ‚, zafascynowany jej wieszczÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie. Nie wiem! odparÅ‚a i podniosÅ‚a kolejne przeÅ›cieradÅ‚o. Może razem ucieknÄ….Może zrobiÄ… coÅ› innego.Wiem tylko, że Kostant wie, co go spotka, i że bÄ™dzie na to cze-kaÅ‚. Dobra, jeÅ›li tyle wiesz, to co czeka ciebie?Szeroko siÄ™ uÅ›miechnęła, bÅ‚yskajÄ…c ku niemu ciemnymi oczyma. Mężczyzni! fuknęła niczym kotka, a wokół niej trzepotaÅ‚y i wydymaÅ‚y siÄ™ prze-Å›cieradÅ‚a i koszule, bielejÄ…ce w rozbÅ‚yskach sÅ‚oÅ„ca.MinÄ…Å‚ styczeÅ„, pokrywszy monotonnÄ… równinÄ™ Å›niegiem, luty z szarym niebemprzesuwajÄ…cym siÄ™ powoli nad równinÄ… z północy na poÅ‚udnie dzieÅ„ po dniu; byÅ‚a todÅ‚uga i ostra zima.Kostant Fabbre czasami podjeżdżaÅ‚ na wozie do kamienioÅ‚omówChorin leżących na północ od miasta i staÅ‚, obserwujÄ…c pracÄ™, zespoÅ‚y ludzi i szeregiwozów, przetaczajÄ…ce siÄ™ wagoniki, biel Å›niegu i brudnÄ… biel Å›wieżo wykutego wapnia.Do wysokiego mężczyzny wspartego na lasce podchodzili znajomi, pytajÄ…c o zdrowiei kiedy wraca do pracy. Jeszcze kilka tygodni odpowiadaÅ‚.Zgodnie z żądaniem towarzystwa ubezpieczeniowego, firma daÅ‚a mu zwolnienie dokwietnia.On sam czuÅ‚ siÄ™ zdrowy, potrafiÅ‚ wrócić do miasta bez pomocy laski, bezczyn-ność okrutnie go mierziÅ‚a.WracaÅ‚ do BiaÅ‚ego Lwa i siedziaÅ‚ tam w peÅ‚nym dymu mro-ku i cieple, dopóki nie przychodzili kamieniarze, zwalniani do domów o czwartej z po-wodu Å›niegu i ciemnoÅ›ci.CiepÅ‚o ciaÅ‚ tych rosÅ‚ych, silnych mężczyzn sprawiaÅ‚o, że ażpociÅ‚y siÄ™ szyby, a caÅ‚a sala rozbrzmiewaÅ‚a pomrukiem ich gÅ‚osów.O piÄ…tej przychodziÅ‚Stefan, drobny chÅ‚opak w biaÅ‚ej koszuli i lekkich butach, stanowiÄ…c wÅ›ród kamienia-rzy dziwnÄ… postać.Zwykle podchodziÅ‚ do stolika Kostanta, ale ostatnio nie byli ze sobÄ…w dobrych stosunkach.Każdy z niecierpliwoÅ›ciÄ… czekaÅ‚ na ruch tego drugiego. Dobry wieczór powiedziaÅ‚ z uÅ›miechem Martin Sachik, zmÄ™czony, krzepkimÅ‚odzieniec. Dobry wieczór, Stefanie.82 Dla ciebie, chÅ‚opcze, jestem panem Fabbre rzekÅ‚ Stefan swoim miÄ™kkim gÅ‚o-sem, który jednak wybijaÅ‚ siÄ™ na tle spokojnego pomruku mÄ™skich gÅ‚osów przypomi-najÄ…cych brzÄ™czenie pszczół.Martin, który już minÄ…Å‚ ich stolik, postanowiÅ‚ nie zwracaćna niego uwagi. Dlaczego tak go traktujesz? rzuciÅ‚ Kostant. Bo nie zamierzam być po imieniu z synem każdego goÅ›cia, który pracuje w ka-mienioÅ‚omach.Ani z każdym goÅ›ciem.Masz mnie za miejscowego idiotÄ™? Czasami tak siÄ™ zachowujesz rzekÅ‚ Kostant, opróżniajÄ…c kufel. Dosyć już mam twoich rad. A ja twojego zarozumialstwa.JeÅ›li tutejsze towarzystwo ci nie odpowiada, idz do Dzwonu.Stefan wstaÅ‚, rzuciÅ‚ na stół pieniÄ…dze i wyszedÅ‚.ByÅ‚ pierwszy marca; na północy niebo wiszÄ…ce nad miastem wydawaÅ‚o siÄ™ ciężkie,pozbawione Å›wiatÅ‚a; jednak w pewnym miejscu chmury koÅ„czyÅ‚y siÄ™ krawÄ™dziÄ… sre-brzystego bÅ‚Ä™kitu i dalej aż po horyzont powietrze byÅ‚o bÅ‚Ä™kitne i puste, tylko nad za-chodnimi wzgórzami wisiaÅ‚ sierp księżyca, a tuż obok niego gwiazda wieczorna.StefanszedÅ‚ w ciszy, majÄ…c za plecami milczÄ…cy wiatr.Wtedy, w domu, Å›ciany zamknęły jegowÅ›ciekÅ‚ość, która staÅ‚a siÄ™ czymÅ› kwadratowym, ciemnym i zatÄ™chÅ‚ym, peÅ‚nym kantówstołów i krzeseÅ‚, i podÅ›wietlonym na żółto przez lampÄ™ na5àowÄ….Jej szkÅ‚o wymknęło musiÄ™ z rÄ™ki niczym żywe zwierzÄ…tko i rozbiÅ‚o z przenikliwym brzÄ™kiem o kant stoÅ‚u.Zbie-raÅ‚ na czworakach kawaÅ‚ki szkÅ‚a, kiedy wszedÅ‚ jego brat. Dlaczego szedÅ‚eÅ› za mnÄ…? PrzyszedÅ‚em do wÅ‚asnego domu. Czy muszÄ™ wiÄ™c wrócić do Lwa ? Idz, gdzie ci siÄ™ żywnie podoba. Kostant usiadÅ‚ i wziÄ…Å‚ do rÄ™ki gazetÄ™ z poprzed-niego dnia.Stefan, wciąż klÄ™czÄ…c z kawaÅ‚kami szkÅ‚a na dÅ‚oni, odezwaÅ‚ siÄ™: PosÅ‚uchaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]